sobota, 1 października 2016

Rozdział 34

       Mówią, że święta to najpiękniejszy okres w całym roku. Wszędzie biało, motywy mikołaja, a nocą są pozapalane wszystkie dekoracje świąteczne. Właśnie pomagałam Mary udekorować naszą choinkę. Bombki, bombeczki, gwiazdeczki, lampeczki. Dziś był 24 grudnia. Data ta kojarzyła mi sie nie zawsze fajnie, gdyż w sierocińcu się zwykle kłóciliśmy o wszystko, a nie na tym polegają święta.
      Kończąc pracę rozglądnęłam się po pokoju. Co jak co, ale byłam z siebie dumna, jak piękny klimat potrafiłyśmy zrobić.
- No, wreszcie koniec! - Westchnęła cięzko Mary, ale z uśmiechem.
- Jeszcze nie, teraz pora na dania. - Zaśmiałam się głośno.
- Och, Shady. Żarłokiem jesteś - ruszyłyśmy do kuchni, gdzie jeszcze nie było nic tknięte, ale nie trafiłyśmy swojego zapału. Latała wszędzie mąka, masy, kakao i inne tego typu rzeczy. Zabawa bez pobrudzenia nie istnieje. Spojrzałam w piekarnik, gdzie piekly sie wspaniałe pysznosci. Moje ukochane pierniczki... Na samo pomyślnie aż cieknie mi slinka. Wyprostowalam się i spojrzałam na Mary,do ktorej sie po chwili przytulilam.
- Czas na czułości? -Zaśmiała się kobieta.
- Dokładnie tak... Dziękuję Ci - wyszeptałam niczym małe dziecko.
- Za co? - Nie ukryla swojego zdziwienia.
- Za wszystko.  Za to, ze mnie przygarnęłaś... Poczułam, że mam rodzinę. Taką kochającą. Te miesiące na prawdę dużo dla mnie znaczą... Jesteś moim aniołem... Moją mamą,ktora mnie nie urodziła,  a pokochała... - Po polikach sciekly mi siarczyste łzy. Nigdy nie czułam się tak dobrze po tym,co powiedzialam. Czułam jakas dziwna ulge na serduszku. Taka byla prawda. Mary stala sie dla mnie jak matka,ktora jest jak aniol stroz -chroni i dba by nic sie nie stalo. Byłam jej za to niezmiernie wdzięczna.
- Kochanie,nie płacz... -ocierala moje lzy - nigdy nie mialam dzieci i ich mieć nie mogę.. Bardzo sie cieszę, ze jesteś tutaj ze mną...
       Usiadłyśmy razem przy ozdobionym stole, na którym były rozmaite smakołyki.
- Shadow.. Wstańmy.. Pokaze ci jak obchodziło się w moim domu rodzinnym wigilie...
- To znaczy?
- Pochodzę z katolickiej rodziny.. Wszystko ci pokaze...- zlozyla rece i zaczela odmawiac modlitwę. Słuchałam uważnie każdego wypowiedzianego slowa. Po chwili wyciagnela oplatki i mi podała. Wyjasnila o co chodzi,a nastepnie złożyliśmy zyczenia. Dopiero po tym zabralysmy sie za wcinanie potraw, które byly nienianskie. Zapowiadala sie dluga, smaczna noc.
       Po dluuuugim jedzeniu przyszla pora na prezenty. Gdy usiadlysmy na podlodze, wyciagnelysmy paczki ze swoimi imieniami. Szkoda, ze wtedy nie uslyszalam mojego telefonu.

****
Nienawidze pisac na telefonie, a zeby dotrzymać obietnice bylam do tego zmuszona.. Mam nadzieje,ze sie podoba!
Kolejna część jak sie uda to za tydzien :).
Pozdrawiam!

czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 33

   





     Minął 'jakiś' czas, a właściwie zaczął się okres świąteczny. Enzo wyjechał i coś we mnie pękło. Czuję jakby moje sflaczałe serduszko, zostało spakowane pomiędzy jego ubraniami w walizce i wyleciało razem z nim. Zbliżyłam się za to do Ricka, który wplątał mnie w promile. Nikomu nie polecam takiego trybu życia. Z trudem Rozalia pomogła mi z tego wyjść. Mary oczywiście ukarała mój występek, ale powiedzmy sobie szczerze, zasługiwałam. Lorenzo... Znowu do niego wróćmy. Okazało się, że telefon gdzieś zgubił, zapodział, a moich social media nie ma, to kontakt poszedł ładnie mówiąc, się chrzanić...
        Ubrałam się niczym mały eskimosek i ruszyłam na tą srogą zimę do szkoły. Miejmy nadzieje, że stara Dolores Umbridge zapłaciła za ogrzewanie. Chociaż będzie mi ciepło w tym miejscu szatana. Śliski chodnik był. Tak, Shadow jest taką sierotką, że się wywali. Ku mojemu zdziwieniu tak się nie stało. Uderzyłam w kogoś z mocnym impetem. To też oczywiście Shadow ma w swojej naturze i wdzięku.
- Uważaj! - Znajomy głos usłyszałam. Znajomy za bardzo. Powoli uniosłam swoje szare oczy ku tej osobie. Nie mogłam uwierzyć, że to moja bratnia niegdyś dusza. Jej blond włosy lekko rozdmuchiwał zimny wiatr. W moim gardle miałam dziwną gulę. Nie potrafiłam wykrztusić ani jednego słowa, jej oczy zaś buchały gniewem. Po chwili stania jak słup soli, rzuciłam jej się na szyję. Niestety, zostałam odepchnięta, a moje  oczy zaszyły się łzami.
- Lucy... - Szepnęłam zdezorientowana, a ona patrzyła wściekłym wzrokiem na mnie.
- Nigdy nie byłaś prawdziwą przyjaciółką - usłyszałam. Moje serce na te słowa zostało przebite na wylot tysiącem małych sztyletów.
- Jak to... Lucy, co ty mówisz?
- Doskonale wiesz o czym! - Zaczęła odchodzić, ale złapałam ją za nadgarstek.
- Nie, nie wiem! Widzimy się po jakim czasie! Ostatnio widziałam, rozmawiałam z tobą w sierocińcu i jakoś z tego co pamiętam to się tuliłyśmy i płakałyśmy!
- Impreza, taki szkopuł - wysyczała później po prostu odchodząc. Po moim poliku pospadały łzy. Teraz jej nie zatrzymywałam. Odeszła, a ja czułam jak najgorsza na świecie. Dopiero po chwili otarłam mokre oczka. Pomimo ziąbu nie dbałam o to czy mi zimno jest, czy nie. Pociągając nosem, ruszyłam ponownie do szkoły, a droga wydawała się nie mieć końca.
       Oczywiście dotarłam do niej, ale w niezbyt dobrym nastroju, czy humorze. Wyglądałam jak mała, cała zapłakana dziewczynka. Podeszłam do swojej szafki i wrzuciłam do niej morką kurtkę ze śniegu i czapkę.
- Wszystko dobrze? - zapytała mnie pielęgniarka, bo tuż obok mojej szafki jest jej gabinet.
- Tak.. Wszystko gra - bo co innego mogłam powiedzieć. ' Nic, tylko moja stara przyjaciółka, która była jak siostra, nie widziała mnie kawal czasu i kazała się odwalić '' Taa... Raczej wolałabym tego nie mówić. Jeszcze do psychologa by mnie wysłała czy coś. Ruszyłam pod klasę, usiadłam i zaszyłam się w swoim świecie muzyki. Dopiero gdy lekcja się zaczęła, weszłam zajmując swoje miejsce. Obok mnie usiadła mi nieznana dziewczyna.
- Hej, jestem Rachel... - Wystawiła ku mnie swoją kościstą dłoń.
- Nowa? - Zapytałam niby miło, ale coś nie tak było w moim głosie.
- Tak... Wszystko gra?
- Shadow jestem...  -zdążyłam jeszcze uścisnąć jej dłoń, nim nauczycielka weszła i zapadła cisza. Czas zacząć męczarnie.
       Kroczyłam po szkole, analizując wszystko co się wydarzyło tamtego dnia. Drugi raz tego felernego dzionka uderzyłam w kogoś.
- Mała, co jest? - Kastiel wtulił mnie w swoją pierś. Między nami już było wszystko okej, więc się wtuliłam, ale milczałam. - Chodź... Porozmawiamy - wziął mnie na ręce.
- A lekcje?
- Jak na jednej nie będziesz to nic ci się nie stanie.
- Niech będzie - westchnęłam ciężko. Mając mnie na rękach szedł w stronę piwnicy, aż się w niej znaleźliśmy. Usiadł na kanapie, a ja byłam tulona, będąc na jego kolanach.
- To teraz słucham... - patrzył na moją twarz. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Tulił mnie do siebie uspokajając, a także ocierał każdą wypuszczoną łezkę.
- Po prostu..
- Co mała? - spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam  to, co chciałam w tamtym momencie zobaczyć. Troskę.  Zaczęłam mu wszystko dokładnie opowiadać, przy okazji bardzo płacząc. Ocierał każdą łzę dokładnie mnie wysłuchując, a później zrobił mi dość  długi wykład i rozeszliśmy się na lekcje.
       Po zajęciach przesiedziałam w parku właściwie rozżalając się nad tym co zrobiła Lucy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobił się wieczór. Dlatego pozbierałam swoje manatki i poszłam do domu.



****
Ja wiem, że 700 słów z kawałkiem to nie dużo, ale jako wstęp myślę, że może być. Z resztą po takiej długiej przerwie wyszłam z wprawy. Dlaczego po powrocie nie zaczęłam pisać? Ponieważ lapka trafiło coś i pojechał do naprawy, więc sami rozumiecie.
Niech każdy skomentuje! Wtedy będę miała większe samozaparcie by coś napisać, a także motywacje i w ogóle będzie mi miło. W dodatku ciekawa jestem, ile osób ze mną zostało.
A! Zapomniałabym. Zaczęłam poprawiać od początku samego swoje posty, bo stwierdziłam, że czytać się ich nie da, dlatego gdyby ktoś sobie chciał odświezyć, to teraz bedzie mu się łatwiej czytało!
Pozdrowienia i miłych wakacji! :*

piątek, 27 maja 2016

INFO

Zostało niecałe dwa tygodnie nauki, co oznacza, że jeszcze rozdzialu nie będzie, aczkolwiek już około czwartego lipca, gdy wrócę z wyjazdu, ruszam pełną parą. Chciałabym się na obecną chwilę zorientować czy ktoś oczekuje rodziału :), dlatego kto czeka zostawia komenta albo dla tych leniwych, lub tych co nie chcą się ujawniać zostawiam ankietę --->

Do nastepnego!

sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 32

       Chciałabym wstawać w tak wyśmienitym humorze codziennie. Z dziwnym rano obudziłam się uśmiechem, co dziwniejsze - nie schodził mi on ani podczas szczotkowania zębów, ani podczas śniadania. Wszystko się nagle jakby piękniejsze, a nawet bardziej niż piękniejsze. Nigdy nie sądziłabym, nawet w przeszłości czy przyszłości, że ja zakocham się w moim najlepszym przyjacielu i to z wzajemnością. Aż z tej radości wskoczę w sukienkę... Chwila! - krzyknął mój rozum - ty się nie zapędzaj! Miał wielką rację. Nie znoszę ubierać sukienek, mimo że są wygodne. Cóż człowiek ma zrobić, gdy dopada go strzała z naładowaną dawką miłości?
       Wskoczyłam w ubrania i pozbierałam książki oraz zeszyty na dzisiejszy dzień. Następnie wyszłam. ruszając szczęśliwym krokiem ku szkole. W powietrzu czuć było zapach nadchodzącej zimy. Moje myśli ruszyły ku brunetowi o ślicznych oczach. Nasze stosunki nie były określone. Znaliśmy jedynie odpowiedź jakie nas łączą uczucia. Cieszę się niezmiernie z tego faktu, jednakże czym jest jakikolwiek fakt bez żadnej luki? Jesteśmy przyjaciółmi. Kimś, na kim się opieramy. Możemy powiedzieć wszystko, ufamy bezgranicznie. Spędzamy każdą chwilę razem Będąc razem będziesz miała ich jeszcze więcej! - krzyknęło moje serce, które miało zaraz reprymendę od rozumu. Gdy się zwiążemy będzie lepiej, owszem, umocnimy naszą więź, będziemy się darzyć tym, czym chcemy. Niestety, prosto to zniszczyć. Zerwanie, kłótnia. To nie naprawi, odbuduje przyjaźni...
       Czy warto podjąć to ryzyko? - owe pytanie chodziło mi po głowie całą pierwszą lekcję. Patrzyłam na tablicę, gdzie nauczyciel próbował przekazać coś klasie. Ktoś z boku pomyślał, że ten jakże zanudzający przedmiot mnie interesuje. Znowu odleciałam zamyślona w zeszycie kreśląc jakieś kreski. 
- Co kreślisz, ksieżniczko? - usłyszałam szept przy uchu. Nie byłam  jakkolwiek na to przygotowana. Moje uszy - wrażliwy punkt, przez to podskoczyłam na miejscu. Posłałam gardzące spojrzenie właścicielowi. Był to oczywiście Kastiel, na którego byłam wściekła. W jednej minucie cały dobry humor prysł.
- Jak śmiesz do mnie w ogóle mówić? Nie umawialiśmy się tak!
- Miałaś pewność, że zadziała.
- Może jej nie chciałam? - zbierałam swoje rzeczy, gdyż rozpoczęła się przerwa.
- Wybacz, pokusa była większa - uśmiechnął się zadziornie, co mi się bardzo nie spodobało.
- To uwierz, że teraz mam wielką pokusę rozszarpać cię od środka - wywarczałam mu prosto w twarz. Po chwili byłam w drodze ku wyjściu z klasy.
- Bo co, był tam jakiś twój kochaś?
- Nie, bo miałam cię za mojego przyjaciela a ty to perfidnie wykorzystałeś - powiedziałam nawet się nie odwracając i trzasnęłam z całej siły drzwiami. Trudno, imię szkoły zniszczone. Na moje szczęście nie przechodził żaden nauczyciel. Jedynie jakaś grupka uczniów zwróciła na mnie uwagę, ale Rzaraz wróciła do swoich spraw. 
- Shadow! - usłyszałam krzyk uśmiechniętej Rozalii.
- Hej... - uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Chodź... Pani dyrektor cię wzywa.
- Już? Od razu? Bez powodu?
- Z powodem. Pokazaliśmy dowody na twoją niewinność. To zdjęcie, gdzie Lee wrzuca ci ten pierścionek i nagranie z wczoraj. 
- Jesteś kochana - uwiesiłam się na jej szyi. Kolejna dobra wiadomość  wywołała znów ten szczery i kochany uśmiech na mojej twarzy.
- Nie ma za co mi dziękować. Dla przyjaciół się robi wszystko.
- Muszę ci coś powiedzieć, ale to później... 
       Stałyśmy pod gabinetem dyrektorki. Roza wciągnęła mnie do środka. Był tam Nataniel wraz z Amber i Lee oraz rzecz jasna wcielenie Dolores Umbrige. 
- Skoro już jesteśmy wszyscy możemy zaczynać... - powiedziała. Czułam wzrok, który mnie piorunuje. Podejrzewałam, ba! Byłam pewna, że należy on do Amber.
- No więc... - zaczęłam i na nowo przedstawiłam swoją wersję wydarzeń. Każdy uważnie słuchał... No, prawie. Blodnynka czasami coś wtrąciła, ale od razu brat ją wstrzymywał. Pod koniec mojej wypowiedzi była zarumieniona. Brawo, Rozalio. Poszło jak mówiłaś - uśmiechnęłam się w myślach. 
- Ja... T-to nie prawda! To ona go ukradła!
- Przestań już kłamać - powiedziała twardo moja przyjaciółka - mamy dowody.
- One mają racje - przyznał Nataniel, któremu było wyraźnie głupio.
- Ale... Eght! - tupnęła nogą i ciągnąc za sobą azjatkę wyszła. Dyrektorka i blodnyn próbowali ją zatrzymać. Na marne. Rządząca szkołą kazała nam opuścić gabinet. Została sam na sam z chłopakiem, a my spełniłyśmy żądanie.
- Piona! - Wystawiłam rękę w jej kierunku szczęśliwa. Przybiłyśmy i przytuliłam ją  mocno. 
- Dobra... Może masz troszkę racji. Należy mi się nagroda...
- Oczywiście, co byś....
- Pójdziemy w sobotę na wielgachne zakupy, a później pyszna kawka bądź kakao.
- Pewnie, co tylko chcesz - zaśmiałyśmy się w tym samym czasie słysząc dzwonek. Musiałyśmy się rozdzielić i pójść do swoich klas.
       Po szkole wzięłam Rozalię do pobliskiej kawiarni. Zamówiłyśmy sobie to co lubimy wraz z pysznym ciastem. Mówię wam, jest genialne.
- Co jest, Shadow? - Wypaliła pierwsza Rozalia. Spojrzałam na nią upijając wielki łyk i westchnęłam.
- Kas mnie pocałował, nie tylko zrobił, że wyglądało, ale było tak . - dziewczyna wybałuszyła zdziwiona oczy.
- Podejrzewam,  że to nie wszystko... Widziałam jak przed Amber wybiegają jeszcze dwie inne postacie.
- Masz rację. Jedną z nich był Enzo...
- Enzo ' tylko przyjaciel ' - zrobiła cudzysłów w powietrzu wykręcając oczami.
- Tak ten. Tyle, że 'nie tylko przyjaciel'
- Mów, ja uważnie słucham... - piła sobie to, co miała.
- Wybiegłam za nim, nie chciał się zatrzymać... On krzyczał mi w twarz, że ja i Kastiel coś kręcimy.... - westchnęłam ciężko - Pocałowaliśmy się... Zresztą nie pierwszy raz.
- Co?! - to co miała w ustach wypluła.
- Wyznaliśmy sobie miłość, która dawno przestała być miłością agape, stała się miłością eros... - nie potrafiłam spojrzeć na jej twarz, a czułam jak poliki mnie piekły. Wyznałam jej i czułam się lżej.
- I dopiero teraz mi to mówisz? To cudownie! Shadow! Ja wiedziałam, że coś między wami jest! Ja dokładnie wiedziałam! To takie urocze! Dwójka przyjaciół się kocha... - W jej oczach był dziwny a zarazem straszny. Mocno mnie przytuliła - Teraz ślub, dzieci.
- Rozalia! Stop! Nie zapędzaj się - śmiałam się cicho, próbując się rozweselić.
- Spoko, it's only joke, jak to u was mówią.
- Dzięki, Roza. Za wszystko.
- Nie musisz - uśmiechnęła się - Od czegoś są przyjaciele - wtuliłam się. Ucieszyłam się, że mam kogoś takiego jak ona. Kogoś kto mnie zrozumie. Kogoś kto nie zdradzi, kogoś kto nigdy nie opuści.
Po kawie poszłyśmy w kierunku domu. Towarzyszył nam przy tym radosny śmiech i żarty. Dawno nie byłam aż tak szczęśliwa. Odprowadziłam ją pod dom i sama szłam do siebie. Wtedy dostałam esemesa od Lorenza z adresem lotniska.
       Biegiem wezwałam taksówkę. Powiedziałam adres, a gdy znalazłam się na miejscu pobiegłam do środku. Zauważyłam chłopaka stojącego z walizką rozglądającego się. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Zaskoczony chłopak odwzajemnił uścisk głaskając mnie po głowie.
- Nie mów, że wracasz... - wyszeptałam.
- Chciałbym, Shadow...
- Nie... - spojrzałam mu w oczy.
- Muszę, mówiłem ci... - wetknął kosmyk moich włosów za ucho.
- Wrócisz?
- Wrócę... Nawet za 10 lat gdybym nie mógł. Wrócę... - a mi pociekły łzy. Nie chciałam, żeby w tamtej, szczęśliwej chwili mnie opuścił. Zbyt bardzo go kocham by teraz czuć pustkę. Równie dobrze mogłabym mu nic nie mówić. Może by mniej bolało - cicho, mała.. Kocham cię, ale muszę już iść...
- Ja ciebie też... - szepnęłam ostatni raz go całując.
       Wracałam do domu pieszo. W sercu czułam jakąś dziwną pustkę a wtedy poczułam jakiś dziwny zapach perfum, który nie kojarzył mi się nikt dobry.
- Cześć, maleńka... - wtedy już byłam pewna, że to nikt dobry a włosy zjeżyły mi się na karku - jesteś gotowa na poszukiwanie braciszka? - Czułam, iż ma swój szyderczy uśmiech na twarzy a kosmyk jego włosów tuż przy mojej twarz, wiedziałam że ten typ miał nigdy się w moim życiu więcej nie pojawić...


      
 
****
Jest rozdzialik!
Wygląd bloga można powiedzieć, jest dopasowany do humoru, który w opku będzie!
Pozdrowionka!
Oczywście, przypominam o pisaniu komentarzy, właśnie dzięki tamtej ilości, która była pod poprzednim rozdziałem, miałam ochotę napisać kolejny!



niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 31

     






       Spojrzałam zaskoczona na czerwonowłosego, a na jego twarzy widniał ten doprowadzający mnie do szału triumfalny uśmiech. Rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie i wybiegłam szukając postury,którą wcześniej szukałam. Nie obchodziło mnie w tamtej chwili, ze jestem tylko w sukience a na dworze parę stopni. Na mojej twarzy widniały uczucia. A górowała bezsilność. W oddali dostrzegłam ciemną, wysoką, zakapturzona postać. Był to Lorenzo który szedł z rękoma w kieszeni.
-Enzo!- krzyknęłam biegnąc. Powtarzałam sobie, że muszę go dogonić. Coś w środku zmuszało mnie do tego, jednakże chłopakowi ani się śniło zwalniać kroku czy zatrzymywać.
- Lorenzo! - ze łzami w oczy krzyknęłam z całej siły. Szanse na to, że się zatrzyma były znikome, lecz kto nie próbuje ten nie wie, prawda?
- Co? - Odwrócił się. Był w swojej masce. Czułam to, w oczach coś mi nie grało.
- To nie tak jak myślisz...- Łapałam oddech, na który teraz czasu nie miałam.
- A niby jak? - zapytał z nutką kpiny- Mogłaś od razu powiedzieć.
- Co? O czym ty mówisz?
- Że jesteś z Kastielem w związku. Od razu bym odpuścił- na mojej twarzy było jedne wielkie zdziwienie.
- Co? - zapytałam z lekka piskliwym głosem- Nie jestem z nim!
-  Nie? Inaczej to wyglądało - prychnął i się odsunął z zamiarem odejścia.
- Sama jestem w szoku - dałam odpust moim łzom i popłynęły jak tsunami - Nie jestem z nim- chłopak uniósł dłoń z lekkim zawahaniem, jednak położył ją na moim policzku i starł najdelikatniej jak potrafił.
- Shadow... Nie płacz...
- Jak mam nie płakać? Mówię prawdę, a ty mi nie wierzysz - odwróciłam głowę w innym kierunku.
- Nie przeczę - nie zabrał dłoni z mojego policzka. Cały czas ją trzymał mówiąc bardzo spokojnie.
- Nie kocham go - powiedziałam pewnym głosem.
- Dobrze, Shadow. Rozumiem, wierzę ci.
- Nie mogę go kochać, bo kocham innego - dodałam po chwili.
- Szczęściarz....- Mruknął pod nosem jakby do siebie, ale nie do siebie. Spojrzałam na niego.
- Nie rozumiesz - zamknęłam oczy, biorąc powietrze do płuc.
- Najwyraźniej.
- Dlaczego pobiegłam? - chciał odpowiedzieć, ale mu przerwałam - Miałabym w dupie jak to odebrałeś, gdyby nie fakt...- Oczekiwałam, że czegokolwiek się domyśli, lecz nie. Jedynie milczał. Faceci jednak nie zawsze myślą jakby chciały kobiety... Mruknęłam coś w stylu ' nadal nie rozumiesz..'
- Mówiłem, żebyś się z tym nie spieszyła - ruszyłam w przeciwnym kierunku. Nie zatrzymywał mnie, ale sam nie odchodził tylko odprowadzał mnie wzrokiem.
       Odchodziłam. Trzymając kawałek sukienki w dłoni. Dlaczego to wszystko  jest tak bardzo skomplikowane, tego chyba nawet ten najwyższy nie wie. Pod powiekami gromadziły mi się łzy. Walczyłam sama ze sobą, to najtrudniejsza walka podobno. Wygra albo serce, albo rozum, a co jeżeli to jest mocne i to jest mocne? To wojna nie do wygrania. Postanowiłam, że wezmę się w garść. Moja jedyna szansa.  Ścisnęłam dłoń w pięść i się odwróciłam.
- Kocham Cię, kretynie! - Krzyknęłam w emocjach.
- Shadow... - usłyszałam, a ten zbliżał się do mnie. W życiu mówią, że trzeba robić rzeczy niespodziewane. Dobra.. Nie mówią, ale w tamtym momencie zrobiłam coś czego nigdy bym nie zrobiłam. Chwyciłam sukienkę lepiej i podbiegłam lądując w ramionach Enza mając usta na jego. Widocznie nie zdziwiło to tylko mnie. Chłopak złapał mnie lepiej, żebyśmy oboje nie polecieli, i nie spodziewając się dopiero po chwili oddał pocałunek. Po chwili spojrzałam w jego oczy kciukiem głaszcząc jego policzek. Położył swoją dłoń na mojej.
- Teraz rozumiesz?
- Rozumiem, ale nie chcę byś podejmowała pochopne decyzję.
- Kocham cię - szepnęłam wprost w jego usta patrząc ciemne oczy. Powiedziałam to. Wreszcie przyznałam się do swoich uczuć.  Schylił się i oparł czoło o moje.
-Żebyś wiedziała jak ja ciebie...- Chwila  była, a ja trwając w niej, po chwili się odsunął i założył mi swoja bluzę na ramiona.
- Zmarzniesz...
-Zapominasz, że gorący chłopak jestem - wziął mnie pod tak zwane skrzydło i powoli zaczął prowadzić. Usłyszałam dźwięk sms'a.
- Przepraszam - wyciągnęłam komórkę.
       'Brawo. Amber się rozryczała i w złości przyznała się do kłamstwa.. Wszystko nagrałam.' - Tak brzmiała wiadomość od Rozalii. Byłam szczęśliwa. Drugi dowód przeciwko niej.
- Yhym... - mruknął chłopak.
- Dziękuję, Lorenzo... Pójdę już do domu..
- Odprowadzę Cie - złożył czuły pocałunek na mojej głowie. Ruszyliśmy powolnym krokiem. Byłam tak szczęśliwa, że go mam. Przytuliłam się lekko się do niego. Tak nam minęła droga do domu. Było dość chłodnawo, mimo jego kurtki zaczęłam drżeć.
- Chodź, zmarzlaku - zaśmiał się. Nim się obejrzałam niósł mnie na rękach.
- Zwariowałeś...
- Powinnaś być przyzwyczajona.
- Do czego niby?
- Że zwariowany jestem. W sumie... Do noszenia na rękach też- nie skomentowałam tego. Blask ksieżyca oświetlał nasze twarze. Co jak co, ale Enzo zrobił się jeszcze bardziej przystojny. Wtuliłlam się w jego klatkę piersiową i przymknęłam oczy. Wąchałam jego zapach, który uwielbiałam, a wręcz kochałam. Westchnęłam ciężko a echem odbijał się dźwięk jego stukających butów. Gdzieś w tle grał malutki świerszczyk. Wszystko wydawało się być piękniejsze niż zwyke. Bardziej romantyczne i pełne miłości. Tak, Shadow wyraźnie się  czegoś naćpałaś. Nieważne czego, ale przestań - pomyślałam. Stanęłam na nogach. Patrzył na mnie nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
- Dziękuję - szepnęłam trzymając dłoń na klamce.
- Nie masz za co - cmoknął mnie w polik, a ja weszłam do środka. Ten odszedł gdy w korytarzu przestało się palić światło.
        Wpadłam do pokoju i skakałam ze szczęścia. Moje serducho waliło jak szalone. Przyznając się do uczuć względem Lorenza. Odkąd się pojawił, moje życie obróciło się o 360 stopni. Coś nierealnego stało się prawdą. Boże, byle by był kolejny taki dzień... Niestety. Coś co się wydarzyło dobrego teraz, jutro może być kompletnie źle.




****
Naskrobane na komputerze, jakoś się go dało radę uruchomić. 
Kiedy kolejny? Nie mam pojęcia.
Każdy komentarz teraz jest znaczący!
Pozdrawiam serdecznie!




czwartek, 14 kwietnia 2016

TEN BLOG...

Kochani!
Tak. Zaglądam tu, i mam nadzieję, ze jeszcze ktoś o nim pamięta. Dzisiaj dokładnie wybija data urodzin bloga! Rok temu wstawiłam pierwszego posta. Wo... Nie sądziłabym, że tak szybko mi zleci czas w blogosferze. Poznalam wiele wspanialych osób dzięki blogowi, sprobowalam swoich sil w pisaniu, mimo że jak czytam pierwsze rozdziały to uważam je za tragedię. Wiem także, iż moj styl wymaga wiele pracy, ale wciaz sie uczę :)

Dziekuje tym co byli są i beda

Pozdrawiam ;*

piątek, 25 marca 2016

ZAWIESZENIE

No kochani...
I tak coraz mniej tego bloga czyta, więc nikomu różnicy nie zrobi...
Muszę zawiesić go na jakis czas, ponieważ probne testy moja szkoła robi, ilość sprawdzianów po świętach dobija. Dodatkowo komputer odmówił posłuszeństwa. Uwierzcie nie fajnie jest zaiweszac bloga w urodziny, ale coz...
Do kiedy? Może w maju powrócę jak nie to od czerwca wracam pełną parą by od noqa szukać czytelnikow...

Konkurs przypadł bo nie było żadnych zgłoszeń co mnie zasmucilo... No nic.

Do zobaczenia!

piątek, 11 marca 2016

Rozdział 30

       Obudziłam się wczesną porą. Budzik nie dzwonił, nic nie mogło psuć tamtej chwili. Tylko ja, kołderka i ciepełko. Nic nie mogło być w tamtej chwili lepszego. Chociaż nie... Kakałko by się przydało. No, ale Shadow nie ma tak łatwo i sama musisz ruszyć tyłek. Wystawiłam głowę zza kołdry łapiąc oddech nowego powietrza. Leniwym ruchem przetarłam oczka ziewając. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał nie tak wcale wczesną porę jak mi się wydawało, otóż było po 9. Słońce już zaczęło później wstawać i mnie mylić. Wychyliłam jedną nogę spod pierzyny, a następnie drugą. Obydwie były tak okropnie ciężkie... żart, lecz na tamtejszą chwilę nie. Niechętnie wstałam i poczłapałam do łazienki. Co zobaczyłam? Istną Hermione Granger. Dosłownie. Włosy sterczały na wszystkie strony jak przy jej burzy loków, a moje miały daleko do takich, ale dzisiaj stały na baczność. Zaczęłam długą walkę z nimi, by później móc dalej poprawiać wygląd po nocy. Gdy wskoczyłam w swój dresik, usiadłam na łóżku i patrzyłam w kreacje na dzisiejszą noc. Poszukałam w szafce butów i położyłam niedaleko. Położyłam się ponownie. Wbijałam w materiał swój wzrok zastanawiając się czy cokolwiek wypali.
- Shadow, ty dziś wychodzisz, dobrze zrozumiałam - do pokoju weszła Mary z lekkim uśmiechem na ustach.
- Tak... Podawałam ci listę osób i adres...
- No wiem, wiem. Droczę się - uśmiechnęła się - Zaraz wychodzę. Nie będzie mnie cały weekend.
- Dlaczego? - uniosłam brew nie wiedząc o czym mówi, bo nie wspominała.
- Wyjazd służbowy, nic co by musiało zaprzątać twoją śliczną buźkę. Wszystko potrzebne do przetrwania w kuchni.
- Schron tam jest? - Zażartowałam.
- Ogromny w postaci lodówki - zaśmiała się - nie puść mi domu z dymem Shadow. Posiłki masz gotowe. Tylko odgrzać....
- Luz,  Titi. Roza wpadnie i pokaże jak działa pomieszczenie nazwane kuchnią.
- To dobrze. Uspokoiłaś mnie trochę. Wszystko masz na kartce na stole. Pa, Misiaku - podeszła i cmoknęła mnie w czoło. Jak troskliwa ciocia, a śmiałabym powiedzieć mama. Poczułam jak oczy zaczynają mnie szczypać. Shadow Bley, nie rozklejasz się- powiedziałam sobie w myślach. Zakryłam łzy uśmiechem, który kobieta odwzajemniła.
- Pa, wielka mamo niedźwiedzico - przytuliłam się. Wyszło to naturalnie. Chciałam się poczuć pierwszy raz kochana i chciana, a w tamtej chwili właśnie tak się czułam. Kobieta niestety musiała wyjechać i tylko pomachałam jej przez okno i zaczęłam wcinać swoje śniadanko.
- Nawet zjadliwe - powiedziałam na głos drapiąc się po głowie. Sprawdziłam czas i stwierdziłam, że pora się szykować.
       Zrobiłam zgodnie z zaleceniami Rozalii, które napisała esemesem by jak to określiła ' wydobyć ze mnie naturalne piękno jak podczas koncertu'. Mieszałam papkę, gdy usiadłam i spojrzałam na mazidło. Coś mi nie grało, więc wykręciłam telefon do mojej przyjaciółki.
- Już gotowa jesteś?! Niemożliwe! - krzyknęła wprost do słuchawki przez co upuściłam telefon lekko go brudząc mazią.
- Ty pewna jesteś, że to się na twarz nakłada? - krzyczałam do telefonu na podłodze. Moje lenistwo sięgało w tamtej chwili granic zenitu, więc csii...
- To drożdże, mają funkcje... - i tu się rozgadała. Po pierwszej części przestałam jej słuchać nie wiedząc  o czym ona mówi.
- A tak w skrócie? Dla takich niedorozwojów jak Shadow Bley proszę. Jest taka instrukcja?
- Tak. Normalnie. Na całą skórę. Weź mnie dziewczyno nie załamuj i zrób jak chcesz.
- Mogę nie nakładać? - zapytałam z nutką nadziei w głosie.
- Oczywiście, że nie. Nakładaj, nakładaj. Przyjdziesz do mnie zaraz jak zrobisz to co kazałam i ci zrobię do stroju makijaż.
- Jesteś szatanem rozumiesz?
- Zgadłaś mój strój - zaśmiała się.
- Nie miałaś innego?
- Miałam, ale ten mi się tak spodobał i Leo go uszył! Muszę go założyć, a jako że nie mam czasu kończę! - nie czekając oraz nie dając mi dojść do słowa, rozłączyła się a ja poszłam się z tym katować.
- Uduszę ją przy najbliższej okazji - jęczałam.
       W finale i tak trafiła na moją twarz maź i inne te jej wymyślne substancje co dały jak dla mnie efekt widoczny. Ubrałam swoją suknię i wianek. Postanowiłam być czymś oryginalnym. Nie
wampirzycą, kostuchą czy wiedźmą, za którą nawet przebierać bym się nie musiała. Jednego nie przemyślałam - jak dojdę nie brudząc jej? To chyba będzie moje największe zmartwienie. No nic. Założyłam kurtkę, która miała tylko posłużyć za dostarczenie mi wystarczająco dużo ciepła podczas przejścia z miejsc. Kluczyki i komórkę wpakowałam do kieszeni i zabierając kwiatka na rękę ruszyłam w stronę domu białego łebka. Szłam bardzo ostrożnie, by nie narobić plam. O dziwo. Udało się. Nawet dzwonić nie musiałam a drzwi się otworzyły. Przede mną był faktyczny szatan. Była ubrana w czarno-czerwony strój i miała świetną charakteryzacje twarzy.
- Rozalia. W mordeczkę... Ale świetnie to wygląda - dotknęłam jej twarzy i zostało mi na palcu troszkę farby do twarzy.
- Siedziałam nad nią dwie godziny, a strój jest dostosowany do kuli i  do łatwiejszego tańca z Leo - uśmiechnęła się promiennie i weszłyśmy do środka.
- My mamy niecałe kilka godzin, wyrobisz się?
- Wybrałaś nimfe, delikatny makijaż i włosy. Nic trudnego. Zapraszam do salonu piękności.
- Nie zachęcasz tym dziewczyny, która tego nie cierpi.
- Wiem, kochanie, wiem. Dlatego to mówię - poklepała mnie po policzku z niecnym uśmiechem. Zaczęłam się jej coraz bardziej obawiać.
- Jeju, nic ci nie zrobię a wyglądasz jak mała przestraszona kicia!
- Bo się czuje jak mała przestraszona kicia - usiadłam na pufie.
- Nie martw się. Będzie dobrze - stanęła  pod światło z pędzlem i szczotką do włosów w łapie  z diabolicznym uśmiechem. Ogłaszam, że znalazłam scenę z nieudanego horroru. Po ataku mojej wielkiej paniki i jej sprzeciwom na moje słowa wzięłyśmy się do pracy i było warto, bo efekt był nieziemski.
       Po 4 godzinach pracy i siedzenia usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałam na nią z głupią miną a ta się uśmiechnęła jak gdyby nigdy nic i ciągnąc mnie ze sobą. Za nimi stał Leo ubrany w strój... Boga? Kompletne przeciwieństwo stroju Rozalii, ale zaraz... Tuż to cwane bestie, a przeciwieństwa się przyciągają. Pocałowała go na wejściu a ten wziął ją na ręce by się nie męczyła.
- Hej, Leo - przywitałam się zamykając drzwi za sobą.
- Witaj... Ładnie wyglądasz - uśmiechnął się.
- Leonard ma auto to nas zawiezie i sukienki nie pobrudzisz - uśmiechnęła się do niego tuląc.
- To miłe z twojej strony - skomentowałam. Odpowiedział mi lekkim uśmiechem i otworzył mi drzwi, niczym księżniczce a do przedniego siedzenia położył Rozalię.
- Witaj, nimfo - usłyszałam znajomy melodyjny i spokojny głos a następnie miałam złożony pocałunek na dłoni.
- Hej, Lysandrze... -posłałam mu uśmiech. Był przebrany w stój kościotrupa, który potrafił zahipnotyzować samym wzrokiem. Mogłam śmiało powiedzieć, że wyglądał bardzo realnie a jego białe włosy tylko pomagały w charakteryzacji.
       Weszliśmy całą czwórką na imprezę. Było ciemno a wszystko rozświetlały świeczki w dyniach i innych hallowinowych ozdobach. Był mroczny i ciekawy klimat. Zauważyłam Amber, która stała tam gdzie miała według naszego planu stać. Nie powinno was chyba zdziwić, że była ubrana w stój księżniczki, podobnie jak jej elita. Czym się różniły? Tym że każda była z innej kultury księżniczką. Nie śmiałabym się, gdyby nie była ona taka przesadna jaką ona jest. Przez ten tiul wokół siebie miała niewiele miejsca, ale i tak uważała iż przesadnie wygląda ładnie. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu ostatniego elementu - Kastielem. Nigdzie nie mogłam go znaleźć, więc stanęłam przy przekąskach i sobie zjadłam ciasteczko w kształcie nietoperka.
- Podobno kogoś szukałaś, diablico - usłyszałam szept za uchem i owijającą się rękę wokół mojej talii. Natychmiast podskoczyłam a jako, że miałam pełne usta zaczęłam się krztusić. Głos się zaśmiał i w delikatny sposób uderzył w plecy bym przestała i podał mi wodę. - Jak zwykle sierotka.
- Dziękuję Kastiel za próbę zabicia. - Mruknęłam pijąc.
- Ślicznie wyglądasz - pogładził mój policzek a ja spojrzałam na niego.
- To nie to miejsce. Tu nas nie widzi... - pociągnęłam go w właściwe. Przeciskając się pomiędzy ludzi ustawiłam się w dość widocznym miejscu. Ten na mnie spojrzał i położył mi rękę na policzku. Amber zainteresowała się sprawą. Ba nawet chciała do nas podejść, ale zatrzymano ją.
- Powtórzę jeszcze raz wyglądasz bosko i nigdy ci tego nie mówiłem... - coś mi przestało tutaj grać.
- Nie musisz mówić. Nie słyszy nas...
- Ale ja chcę i to nie jest część planu, Shadow. - zdecydowanie  mi coś nie grało dlatego milczałam. Patrzył mi głęboko w oczy a ja zaczęłam uciekać wzrokiem. - Nie uciekaj... - dotknął palcem mojej wargi a następnie poczułam jego usta na swoich. Moje oczy rozwarły się w wielkim szoku. Za jego plecami, kątem oka zobaczyłam jak wybiega Amber ze świtą, ale zaraz po tym bardzo znajome choć nieznane blond włosy i męska postura... Nie... W tamtej chwili poczułam jak moje serce rozlatuje się na milion kawałeczków.
 
 
 
 
 
****
Wytęskniony przeze mnie 30 rozdzialik :3
Zapraszam do komentowania! 

czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 29

       Długo zastanawiałam się, dlaczego Debra chciała za wszelką cenę pogadać z Kasem. Coś mi w niej nie pasowało a Lysander swoimi słowami mi nie pomógł. Po raz kolejny przyłapałam siebie, że zamiast uważać na lekcjach, to odpływam myślami daleko i jeszcze dalej. Później będę płakać i ślęczeć po nocach by wyjść z klasą z tej sytuacji. Po skończonych lekcjach udałam się na moją cudowną karę. Weszłam do pokoju gospodarzy. Zatrzymałam się w pół kroku, gdy widziałam Debrę, która otrzymała swój kluczyk do szafki wraz z planem lekcji, od Nataniela, który był czerwony na twarzy.
- Dziękuję - zaćwierkotała z uśmiechem i się odwróciła - o moja najukochańsza przyjaciółka Shadow! - powiedziała. Spojrzałam z miną ' co proszę? '. Nie przejęła się tym i po prostu rzuciła mi się w ramiona - Będziemy razem w klasie! Czyż to nie cudowne!
- Shadow ma odbywać swoją karę a czas ucieka - powiedział Nataniel wyraźnie ją wyganiając.
- Nie zawsze taki Natusiu byłeś - zwróciła się do niego a ja byłam w coraz większym szoku. Rzucił jej gardzące spojrzenie - Pogadamy później, przyjaciółeczko - wyszeptała mi z cwanym uśmieszkiem wprost do ucha następnie wyszła.
- Nie wiedziałam, że kumplujesz się z Debrą - powiedziała kopiująca papiery Melania.
- No popatrz. Ja też - mruknęłam i wzięłam się za swoją pracę.
       Mało tego nie było, ale to żadna nowość. Po głowie kłębiły mi się wszelakiego rodzaju pytania, że dzięki nim czas zaczął mi szybciej płynąć. Dobrze to, czy źle, nie jestem w stanie określić, gdyż popełniłam jedną pomyłkę, która kosztowała mnie kolejnym stosem.
- To się robi coraz mniej humanitarne - mruknęłam zła. Późną godziną, ale jednakże skończyłam. Dlatego nic innego nie marzyło, prócz spanka, ale łatwo w życiu nie ma. Usłyszałam dźwięk mojej komórki, która gdzieś sobie była na dnie mojego  plecaka. Zatrzymałam się przy jakiejś ławce i zaczęłam szperać. W ostatniej chwili zdążyłam odebrać połączenie.
- Co jest Roza?
- Jestem zła! Nawet nie wiesz jak!
- Odczuwamy widzę to samo - mruknęłam - Co się stało?
- Taka jedna cizia...
- Debra?
- Zapisała się do... Skąd wiesz, że o niej mówię?
- Miałyśmy cudowne powitanie i jak to powiedziała ' jestem jej przyjaciółką'.
- Wstrętna szumowina! Nie znoszę jej! Wróciła i co? Wszyscy się mają kłaniać jej w pas?
- Roza... Zaczekaj. Co ona właściwie zrobiła, że jesteś taka zła?
- Zapomniałam... - usłyszałam dźwięk jak uderza sobie w twarz.
- Ejeje! Spokojnie.
- Możesz przyjść do mnie? Opowiem ci co nawyprawiała...
- Dwadzieścia minut mi daj.
- Czekam...
       Przyspieszyłam wtedy kroku dzwoniąc do Titi, iż idę do białowłosej. Było już ciemno i o mały włos i bym zawału dostała przez małego kociaka, który wyskoczył mi nagle na drogę.
- Kicia, uważaj - powiedziałam łapiąc się za serce. Spojrzał na mnie zielonymi oczami, które błysły w ciemnościach. Uciekł tak szybko jak się pojawił, może nie powinnam być wierząca, ale ten czarny kocur pokazywał, że czarne moje chwile chyba nadchodzą.
- Jesteś, chodź - gdy tylko mnie zobaczyła pociągnęła mnie na górę.
- Długa historia?
- I to jeszcze jak - na jej słowa ściągłam kurtkę i usiadłam na podłodze kładąc obok plecak.
- Więc?
- Jesteś sobie w stanie wyobrazić, że Kastiel i Nataniel byli przyjaciółmi? - teraz mój poziom zdziwienia wzrósł, chociaż wyobraziłam sobie jaki kiedyś był Diabeł i by się zgadzało.
- Był inny niż teraz, fakt, ale że przyjaciółmi?
- Dokładnie tak. Bardzo dobrze się dogadywali, taka ekipa nie do rozdzielenia. Do czasu aż Debra nie zaczęła mieszać.
- Teraz czekam na akcję... - mruknęła.
- Była dziewczyną Kasa, i przez nią zaczął się zmieniać, ale prawda była jedna- był na prawdę w niej mocno zakochany. Ale nadal nie było nic w nim tak dziwnego i obcego jak teraz. Do czasu aż ta nie zaczęła się krecic wokół Nataniela i podobno o nią poszło, że go z nią przyłapał... Dalej nie wiem, ale wyjechała zostawiając ich  skłóconych a Kas zmienił się nie do poznania..
- Czyli jej mam dziękować za rozpad tego fajnego przyjaciela z mojej młodości?
- Chyba tak... Na domiar złego zaczęła działać i się Kas z Lysem po kłócili. Nie była to wielka kłótnia ale jednak...
- No to ciekawie, nie ma co. Mam nadzieję, że jej powrót nie zniszczy nam naszego planu i układu.
- Nie. Na pewno nie. Akurat ona się na nią nie wbije.
- Mam taką skromną nadzieję, że masz racje.
- Na pewno mam, dlatego idź już odpoczywać. Jutro jest impreza a ty z worami na co dzień brzydko wyglądasz a co dopiero jutro, gdzie masz błyszczeć!
- Dziękuję Rozalio. Teraz wiem, że uważasz mnie za brzydką!
- Skądże- zaśmiała się łapiąc moje policzki - jesteś śliczna, dzióbdziusiu!
- Puuuść - wyrwałam jej się wstając - Idę od ciebie
- Przydź jeszcze kiedyś! - śmiała się. Wzięłam poduszkę i uderzyłam ją prosto w łeb
- Nie licz na to - i ja wpadłam w śmiech. W taki oto sposób wybuchła poduchowa wojna.
      Zaspokojona choć trochę opowieścią Rozalii położyłam się spać, bojąc się tej imprezy. Nie byłam pewna czy pomysł doszczętnie wypali, by oczyścić mnie z oszczerstwa Amber...


****
 
W sobotę postaram się by wyszedł 30!
Pozdrowionka! :)

wtorek, 8 marca 2016

~~!!KONKURS!!~~

Moje misie~!
Z wielką radością ogłaszam konkurs!
Na czym będzie polegał?
Już tłumaczę!
Czytałaś 27 rozdział? To już masz pół zadania za sobą.
Waszym zadaniem jest odpowiedzieć na pytanie
''Z czyjej perspektywy było to opowiadane+uzasadnienie?''
 
Np. Irys, ponieważ sytuacja z łaskotkami i misiami bardzo mi do niej pasuje.
 
Napisać odpowiedź mi na e-mailu [helpmeretrievelove@wp.pl] bądź na Hangouts odpowiedź i to wszystko!
Osoba, która odpowie prawidłowo:
Jako pierwsza - Będzie miała prawo do wybrania jaki będzie one shot ( jakie postacie będą, o czym ma być, smutny czy wesoły itp. [Po prostu będzie mieć największy wpływ])
Druga i trzecia - wybrania detalów ( do uzgodnienia)
 
Czas macie do 26.03.2016
Musi być co najmniej 5 odpowiedzi by konkurs był!
 
 
Zapraszam do udziału w konkursie!


Rozdział 28

       Kwiatuszek, kwiatuszki. Coś zielonego mające inne cosie w różnych kolorach. Z rozmyślania wyrwał mnie głos Rozalii:
- O czym tak myślisz? Który chłoptaś zawrócił Ci w główce? - Zaśmiała się a ja spojrzałam na nią a później powaliłam poduszką.
- Jesteś głupia, skończ - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Roza wstała uderzając głową o szafkę.
- Auć... - Pomasowała sobie głowę i spojrzała na przedmiot, który spadł gdy uderzyła głową - Mogę?- kiwnęłam niepewnie głową a dziewczyna podniosła. Delikatnie wyciągnęła zawartość. Jej usta rozwarły się z dziwieniu, spojrzałam na nią, by następnie spuścić głowę. 
- Dostałam to niedawno...
- On....
- Wygląda jak ja? Wiem...
- Mówiłaś, że jesteś sierotą - wyszeptała białowłosa.
- Bo jestem. Może to dobry fotomontaż... Technologia idzie do przodu.
- Shadow, to nie wygląda na montaż. Ten chłopak ma delikatne różnice niż ty, po drugie poznaję okolice. To centrum miasta położonego stąd o 50 km. Powinnyśmy tam pojechać.
- Nie chcę Rozalia.... - jęknęłam - Nie znam go, ani miasta. Z resztą niedługo jest ta impreza hallowin'owa. Powinnyśmy się na tym skupić. Nie mam dopracowanego stroju do końca.
- Nie rozumiesz Shadow, że to szansa na spotkanie swojej rodziny. Wiesz cokolwiek o niej?
- Nie... Oddali mnie jak byłam mała, chociaż... Może ośrodek ma. Nie wiem. NIe chcę teraz o tym myśleć.
- Ale.
-Rozalia skończ - powiedziałam stanowczo a dziewczyna zamilkła. Definitywnie nie chcę słyszeć o zaginionym bracie bliźniaku. Nie chcę na nowo czuć tego bólu...
       Tego dnia nic się nie działo. Pogadałam z moimi znajomymi, posłuchałam jak Kastiel narzeka na cały świat. Podobno ma mieć sąsiadkę, która zajmie połowę jego domu, gdyż jego rodzice zdecydowali się na wynajęcie kilku pokoi tego wielkiego domu, bo i tak ich syn z całego nie korzysta. Na moje nieszczęście, to ja musiałam być jego pocieszycielką, ech. Z Enzem straciłam ten wspaniały i codzienny kontakt, nie piszemy, nie rozmawiamy. To trudne i bardzo rani moje serce, gdyż jest moim przyszywanym bratem, który mnie kocha a ja jego... co? Nie! Shadow masz omamy. Kochasz go braterską miłością, a ten pocałunek to nic! To tylko i wyłącznie wytwór twojej wyobraźni! Ojeju.... Zaczyna być ze mną coraz gorzej...- toczyłam w głowie zawziętą kłótnie aż opadłam na łóżko z ręką na czole. Westchnęłam głośno.
- Shadow, pakuj tyłek do wody i idziemy spać - powiedziałam wstając i tak też zrobiłam....
       Następnego dnia czekał mnie dzień w szkole. Kolejny pracowity dzień.... Pf. Kogo oszukuję. Byle przetrwać. Idąc powoli nuciłam sobie piosenkę mojego ulubionego zespołu. Zamyśliłam się i od razu były tego skutki. Wpadłam z impetem na kogoś. Oczywiście, źle by było gdyby nie zadziałała siła grawitacji naszej kochanej ziemi. Spadłam na ziemie uderzając ręką o kamień. Bolała, lecz dzięki losie za łaskę! Nie złamała się. Spojrzałam na osobnika, a raczej osobniczkę, która patrzyła na mnie z góry. Była ubrana dość wyzywająco, nie wspominając o tonie odważnego makijażu. Na jej ustach gościł cwany uśmieszek a w oczach miała dziwny błysk. Podała mi rękę, którą przyjęłam a następnie otrzepałam się z piachu, proszków oraz ziemi czy czegokolwiek, co znajdywało się na chodniku.
- Hejka. Ty musisz być Shadow - powiedziała sztucznie radosnym głosikiem.
- Może ja, może nie - odmruknęłam nie chcąc wdawać się w zbędną dyskusję.
- To musisz być ty! - zaśmiała się - To ty śpiewałaś moją piosenkę! - zaczęło do mnie docierać, że przede mną stoi była Kasa. Stoczył się skoro z taką osobą był.
- Masz rację.
- Świetnie! - zaklaskała w dłonie - Szukam Kassiego, wiesz gdzie go znajdę.
- Nie wiem... - Skoro była to chyba z jakiegoś powodu, dlatego postanowiłam milczeć.
- Musisz! Cała szkoła mówi, że jesteście bardzo blisko ze sobą- na swój palec okręciła kosmyk moich włosów .
- Masz błędne informacje - odsunęłam się szukając drogi ucieczki.
- Wątpię. Powtórzę jeszcze raz. Gdzie Kastiel? - W jej oczach można było dostrzec dziwną iskierę. Nawet bardzo. Pomieszana z gniewem a tą sztuczną słodyczą.
- Nie wiem - powiedziałam bardzo dokładnie. Ta otwierała usta by coś powiedzieć, ale ktoś ją wyprzedził.
- Debra, zostaw Shadow - spokojny głos Lysandra zabrzmiał tuż za moim uchem.
- Lysiu! Taki obrońca zwierzątek jak zwykle! Nie zbrzydłeś odkąd wyjechałam, nadal taki młody, słodki i przystojny - powiedziała szczerząc się do niego.
- Radziłbym ci byś zostawiła nas w spokoju.
- Gdzie twoje maniery w stosunku do kobiet? - zaśmiała się kręcąc palcami kosmyk swoich włosów.
- Kobiety to damy, a nie każda jest damą tak jak ty. Przepraszamy cię, ale się spieszymy - wystawił w moim kierunku ramię, które przyjęłam i zgrabnie wyminął zdenerwowaną dziewczynę. Weszliśmy przez bramę szkoły a później byliśmy przy mojej szafce gdzie chłopak westchnął.
- Co jest? - Zapytałam wyciągając książki, które były potrzebne na pierwszą lekcje.
- Nie mogę powiedzieć całości, ale wiem że jeśli ta żmijowata panienka wraca do tej szkoły szukając Kastiela, to nie wróży niczemu dobremu...
- Dlaczego? - zapytałam, ale zabrzmiał dzwonek.
- Wybacz mi damo - pocałował moją rękę i znikał. Coś czuję, że to będzie bardzo zagmatwana sprawa, nie wliczając innych moich problemów. Dziękuję losie za dostarczenie rozrywki...

 
 
Helou!
Taki krótki rozdział, gdyż jestem chora a gorączka daje o sobie znać,
ale nie mogłam stacić okazji by czegoś Wam nie napisać!
Mam nadzieję, że wam się spodobało. Postaram się dodać 29 jutro lub pojutrze.
 W każdym razie do końca tego tygodnia będę chciała wstawić 29 i 30.
A jak w praktyce będzie to się przekonamy.
 
 
Pozdrawia Was chora Emilka :*

poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 27



*~*



*~*




       Widziałem ją, siedzącą pod drzewem. Samotnie. Coś pisała, lecz stałem zbyt daleko by móc zobaczyć co. Wyglądała na zdenerwowaną. Jestem tego pewien. Znam ją lepiej niż ktokolwiek. Zawsze przygryzała wargę gdy o czymś zawzięcie myślała. O czym można tak bardzo rozmyślać? Kiedy jesienny wiatr lekko zawiał,  kilka z jej kosmyków opadło na twarz, ale w zamyśleniu nawet nie zwróciła na to uwagi, a jej szare oczy, tą pora cieplejsze niż zwykle, wywiercały dziurę w kartce. Rozglądnęła się wokół czując czyiś wzrok, w tym wypadku był to ukryty mój. Po chwili wstała i ruszyła do budynku a ja stałem jak głupi baran pod drugim drzewem nie mogąc do niej podejść. 
       Zawsze robiła wszystko na ostatni dzwonek, tak było tym razem. Siedziałem na jej balkonie patrząc jak przygotowuje szkolny projekt. Jej para zawiodła i musiała wszystko zrobić sama. Zapukałem trzykrotnie w szybę. Już wiedziała, że to ja. Powoli otworzyła i wszedłem do środka. Pragnąłem ją teraz mocno przytulić. Poczuć jej bliskość, schować twarz w jej cudownych włosach. 
Schowałem to pragnienie głęboko w sobie a na mojej twarzy zakwitł wredny uśmiech. Jak zwykle prychnęła w ten swój zabawny sposób. Usiedliśmy na jej łóżku przy rozwalonych kartkach. Właściwie bardziej jej przeszkadzałem niż pomagałem. Kończąc stwierdziłem, że zostaję. Położyłem się na jej łóżku z cwanym uśmiechem. Za wszelką próbowała mnie zrzucić. Jej piękny uśmiech zdobił mi tak znaną twarz.
- A niech ci będzie. Mam cię dość. Leż se - powiedziała uderzając mnie w nogę. Uśmiechnąłem się wrednie i założyłem ręce nad głowę patrząc na nią. Stała przy szafie a światło, które zapaliła dawało delikatny mrok. Jej długie palce delikatnie przesunęły po półce a po chwili wzięła jakieś ubrania.
- Masz być grzeczny - zagroziła mi palcem a później zniknęła za drzwiami. Zamknąłem oczy i zacząłem sobie wyobrażać. Za dużo. Nie jestem dla niej  nikim szczególnym, to czego mam oczekiwać? Przypomniałem sobie przeszłość...  Boląca? Nie mam pojęcia jak ją określić. Po parunastu minutach wróciła. Z jej włosów delikatnie kapała woda. Nawet mokre są śliczne. Była ubrana w piżamę a po chwili się wpakowała pod pierzynkę.
- A co ze mną? - upomniałem się.
- No co? Właź jak chcesz, ale to jest moja połowa a to twoja - zrobiła niewidzialną linię.
- Jak ją przekroczę to?
- Będzie niefajnie- odwróciła się do mnie plecami. Zgasiła światło. Mruknęła krótkie "dobranoc" i już się nie odwróciła. Jeszcze przez chwilę nie zamykałem oczu, gdyż wpatrywałem się w ciemność. Dopiero gdy poczułem jak się we mnie wtula, zamknąłem ją w swoich ramionach i zaczynałem usypiać. Czułem jej zapach, który uzależnia. Och, boże. Nie każ mnie tym zabronionym uczuciem...
       Rano wyglądała jak mały aniołek. Bezbronny. Niczym ze zdjęcia. Wstała zaraz po mnie. Ja wyszedłem wychodząc przez balkon. Poszedłem do domu? Nie. Musiałem przemyśleć, wszystko od początku do końca, by zrozumieć sens jaki dostałem od losu....


Krótkie ma być. 
Wszystkie te rozdziały prowadzą do kulminacyjnego momentu.
Dlatego nie mógłbyć długi bo zdradzil by za wiele.
Jak myslicie? Kto opowiedział dzisiejszy rozdział?
 Pozdrowionka!

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 26

     

*~*



*~*




       - Przypomnij mi, kochanie na co ci się było zapisywać na koszykówkę, nie mając innych butów niż obcasy? - westchnęłam kręcąc głową, pomagając iść kulejącej Rozalii, która na pierwszy rzut oka skręciła kostkę.
- Pan nic nie mówił, że nie mogę ćwiczyć w szpilkach!
- Bo to jest oczywiste. Dwa. Nie masz sześciu lat - w myślach strzeliłam pięknego facepalma. 
- Jak ja będę tańczyć na imprezie? - rozpaczała dziewczyna będąc pod gabinetem pielęgniarki.
- Może nie jest aż tak źle...
       Pielęgniarka mnie wyrzuciła z jej gabinetu. Była zdania, że rozpraszam kontuzjowaną dziewczynę. Wychodząc widziałam łzy Rozalii w oczach i usiadłam sobie pod drzwiami i czekałam. Po parunastu minutach wyszła z zabandażowaną nogą. 
- Wcale Shadow nie było! - rzuciła mi się na szyję cicho płacząc.
- Kochanie. Spokojnie... - starałam się ją uspokoić, z marnym skutkiem. 
- Zabroniła mi nosić obcasy przez pół roku, bo inaczej coś się stanie mi z nogą. A teraz muszę to nosić! A jak nie przejdzie to gips! 
- Rozalia... Chodź do szatni. To nie rozmowa na środek korytarza - na moje słowa kiwnęła jedynie głową. Powoli doszłyśmy do pustego pomieszczenia i ją przytuliłam.  
- Nie zatańczę z Leosiem - łkała cicho. 
- Zatańczysz. A nawet powiem lepiej. Będzie cię nosić, bo chorą nóżkę ma. Czego nie zrobi dla swojej księżniczki? - uśmiechnęłam się lekko. Milczała, jak podejrzewam, analizowała moje słowa miarowo oddychając.
- Masz rację... - wytarła policzki.
- Jak to mówię, zawszę ją mam - zaśmiałam się chcąc jej poprawić humor. Poskutkowało, gdyż się uśmiechnęła.
- Przecież.
- Ale, wiem co ci humor poprawi, Wspólny razem spędzony czas i... gorąca czekolada - wyszczerzyłam się.
- I tak jesteś gruba - dźgnęła mnie w brzuch.
- Dziękuję kochana, poprawiłaś mi moją samoocenę - spojrzałam na nią poważnie i ona na mnie, lecz chwilę później po całym pokoju rozbrzmiał nasz śmiech.
       Rozalii problemy bywają naprawdę błahe, ale żadnego nie powinno się lekceważyć. Może mi się one wydają małe, ale dla niej nie i bardzo mocno je przeżywa. Mogłabym powiedzieć, że w pewnym stopniu zastępuje mi Lucy, ale jest inna. Nie jest taka jak ona, ale dzięki niej nie czuję się samotna. Czuję jakby była to moja siostra, która w jednej chwili może mnie zwyzywać i nakrzyczeć a w drugiej przytulić mnie starając pocieszyć. Za to ją kocham. Po szkolę poszłyśmy do mnie. Titi nie miała nic przeciwko, bo bardzo polubiła dziewczynę. Usiadłyśmy wieczorem na moim łóżku, już w piżamach, bo uzgodniłyśmy, iż zostanie na noc.
- No stara to teraz pora na... - zrobiła dziwną minę.
- Obawiam się ciebie, a ta mina  nie wróży nic dobrego...
- Wcale nie, to jeszcze nie bitwa na poduszki! - oburzyła się nadymając policzki.
- No wiem, wiem - zaczęłam się śmiać a ona przywaliła mi poduszą w twarz, że poleciałam do tyłu na łóżko a później  zaczęła mnie nią uderzać.
- Masz śmianie się ze mnie!
- Mówiłaś, że jeszcze nie czas na bitwę na poduchy!
- Sama sobie zażyczyłaś.
- Nic nie chciałam!
- Tak tak, wmawiaj sobie!
- Mówię serio! - krzyczałam dalej śmiejąc się. Dziewczyna również wykonywała czynność z wielkim uśmiechem na ustach, lecz dopadła nas taka głupawka, że obydwie się śmiałyśmy jak głupie.
- Pokaże ci jak bardzo jesteśmy głupie - zaczęłam wycierając łzy
- Nie jesteśmy - zaprzeczyła Rozalia.
- To patrz. Budyń - a po tym słowie znowu śmiałyśmy się jak szalone.
- Kiiiiisieel.
- Ciastka, moje panie - do pomieszczenia weszła uśmiechnięta Mary - z czego się śmiejecie?
- Titi, tego nie ogarniesz. Tak jak nas - powiedziałam trzymając się za  brzuch.
       Zjadłyśmy ciastka, wypiłyśmy czekoladę, a później poprawiłyśmy czekoladą i lodami płacząc przy filmie romantycznym.
- On miał nie umrzeć  - zaszlochała białowłosa.
- On umaaaarł - powiedziałam a przy napisach końcowych wytarłam oczy i schowałam twarz w poduszce.
- Teraz mów co jest między tobą a Enzem. Widziałam ciebie i Danielle wczoraj, ale obok byli moi rodzice... To prawda, że nic do niego nie czujesz? - z tym pytaniem to teraz dowaliła. Nie wiedziałam co powiedzieć, byłam w wielkim szoku - jesteście blisko, a on jest bardzo opiekuńczy wobec ciebie, a pasowalibyście do siebie.
- Ja...
       Następnego dnia wstałyśmy bardzo wcześnie i sobie luźno rozmawiałyśmy i oglądaliśmy film, komedie. Śmiałyśmy się i śmiałyśmy nawet z samego wyglądu bohaterów.
- A patrz jaki on ma nos!
- Co ty! Ten czarny ma większą szparę w zębach niż tamten -oczywiście wygląd bohaterów był śmieszny specjalnie charakteryzatorzy to zrobili. Po filmie postanowiłam odprowadzić Rozalię do domu. Daleko nie było,a ja chciałam się przewietrzyć. Gdy tylko została 'dostarczona' wracałam sobie spokojnie do domu, jak zwykle kopiąc kamyczek. Dostałam sms'a od Kasa odnośnie naszego planu, czy za trzy dni to wykonujemy, potwierdziłam to i weszłam na posesje. Na wycieraczce leżała koperta z moim imieniem i nazwiskiem. Otworzyłam a w środku znajdywały się zdjęcia. Zdziwiona weszłam do domu i usiadłam przy stole powoli je wyciągając. Mój szok był niedopisania. Każde jedno zdjęcie dokładnie przeglądnęłam a na końcu spojrzałam czy nie ma nadawcy, ale nic nie było. Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie z moją męską wersją w sklepie, a ja nie mogłam uwierzyć, że mam swojego klona, będąc sierotą....


****
Siemaneczko!
Coś udało mi się napisać.
Następny rozdział nie mam pojęcia kiedy będzie, gdyż teraz, po feriach są wszelakie sprawdziany. 
Tamten tydzień był zakręcony a ciekawie się zapowiada przyszły.
No nic. 
Życzę wam milutkiego tygodnia i niedzieli! :*
Pozdrowionka! 



      

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 25

       

~*~





~*~


       Czy kiedykolwiek zastanawialiście się jak to jest być zwierzęciem?  Lekcja najnudniejszego przedmiotu, skłania do myślenia i rozważania najgłupszej teorii, byle by się nie nudzić. Ratowało mnie jedynie to, że to ostatnia lekcja. A nie. Stop. Jeszcze trzeba nawiedzić Nataniela. Świat mnie wręcz ubóstwia.
        Spakowałam swoje rzeczy spokojnie do torby a następnie wyszłam z klasy. Bardzo powolnym krokiem poszłam do pokoju gospodarzy. Nie miałam ochoty tam się zjawiać, ale po przeanalizowaniu sprawy... Bardziej opłacało mi się na to iść niż mieć gorszą karę, a coś czułam, że dyrcia ma cały arsenał pomysłów na ukaranie uczniów. Zapukałam do drzwi jak etykieta nakazuje. Po uzyskaniu odpowiedzi weszłam do środka by później znaleźć się w części, gdzie jest sterta papierów do poukładania. 
- O już jesteś - usłyszałam pełen sztuczności głos Melanii. - Twoje zadanie na dziś to co wczoraj, tylko z małą różnicą. Dzisiaj zajmiesz się tymi - wskazała palcem. Dziękuję, szkoda że ty sobie pójdziesz paznokietki robić- prychnęłam jedynie w myślach, a następnie się wzięłam do roboty. Tak jak myślałam. Byłam jak tania siła robocza, bo ona przystawiała się do zapracowanego Nataniela. 
- A może jednak dałbyś radę przyjść jutro pod kawiarnie? - kątem oka spojrzałam na zarumienioną dziewczynę.
- Melanio, to urocze z twojej strony, ale nie mam czasu... - Takie urocze, że bym puściła pawia - pomyślałam. Chłopak zawsze starał się ją spławić w bardzo delikatny sposób, ale marne efekty.
- Co się gapisz? - Zapytała dziewczyna, gdy zobaczyła iż nie pracuję. Miałam ochotę jej wtedy zaśmiać się prosto w twarz, ale przecież na Angielkę nie wypada.
       Po skończonej robocie ruszyłam do biblioteki. Stwierdziłam, że zacznę czytać, a w domu nie ma ani jednej tzn. są, ale nie w moim typie lub przeczytane. Drogi tej nie znałam, bo na szybko Lysander mi ją tłumaczył. Z tego powodu też szłam ostrożnie według jego instrukcji. Niestety się zgubiłam. Podeszłam do blondynki, która tyłem do mnie szukała czegoś w torebce.
- Przepraszam bardzo...- Zaczęłam niepewnie a kobieta, a raczej dziewczyna odwróciła się do mnie. Kto nią był, aż miałam ochotę uciekać.
- Ty...! - Jej wyraz zmienił się o 360 stopni - To przez ciebie Lorenzo mnie zostawił! To twoja wina!
- Nic mu nie... - Próbowałam się jakoś obronić, ale mi  przerwała.
- Przyjaciele, tak? Przyjaciele!
- No nadal nimi jesteśmy - odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, ale wyglądała jakby jeszcze bardziej ją to zdenerwowało.
- Widziałam! Widziałam! Wszystko widziałam!
- Co widziałaś? - Spokojnie uniosłam do góry brew. Mój głos był nadzwyczaj spokojny, przy czym ona się na mnie wydzierała. Szacun, Shadow. Szacun
- Wy w parku! A co! Normalni przyjaciele, tak? Nie wyglądało.
- Możesz wierzyć lub...
- Nie mam powodu by ci wierzyć! Okłamałaś mnie gdy się pierwszy raz spotkałyśmy!
- Enzo i ja jesteśmy przyjaciółmi - odpowiedziałam jej.
- Na przyjaciół mi to nie wyglądało!
- Nie moja wina, że wyglądało jak wyglądało - po drugiej stronie ulicy jacyś przechodnie się zatrzymali i patrzyli na nas jak na egzotyczny okaz w zoo.
- Przyznaj się jesteś z nim - wysyczała mi prosto w twarz.
- Nie jestem.
- Kłamiesz! - chwyciła boleśnie moją rękę na co przygryzłam sobie policzek. Dzięki tej wariatce czułam metaliczny smak w ustach.
- Nie miałabym po co. Mnie i Enza nic nie łączy.
- Kochasz go!
- Puść mnie, wariatko - na to mocniej ścisnęła rękę.
- Odpowiedz mi!
- Nie! Zadowolona? - powiedziałam na 'odwal się'. Poskutkowało. Zabrała dłoń. Na mojej ręce pozostały ślady jej paznokci. Z ran leciała krew a całość ogółem piekła. Obrzuciłam ją jedynie pogardliwym spojrzeniem i odeszłam szybkim krokiem. Ze skaleczeń ciężko krzepło, dlatego zahaczyłam o aptekę. Kupiłam to co potrzebne, usiadłam na ławeczce by spokojnie sobie założyć, a dopiero weszłam do biblioteki.
       Pełno różnych książek. Tych nowych i tych starszych. Tych małych i dużych, grubych i cieniutkich. Regały- mogłabym rzec, że ich jest nieskończenie wiele. Za ladą stała staruszka, która spokojnie popijała herbatkę patrząc na czytającego chłopca, który był jedyny, prócz niej, na tej sali.
- Dzień dobry - powiedziałam. Bibliotekarka powoli podniosła na mnie wzrok.
- Jaką książeczkę? - Zapytała bardzo cichutko.
- Nie mam żadnej upatrzonej... - a wtedy kobiecie zaświeciły się oczy a może to mi się wydawało...
- A może tak Arthur Doyle? - po 30. minutowym szukaniu wyciągnęła książkę. A raczej kilka.
- No nie wiem.. - powiedziała patrząc to na mnie to na książki.
- Będą - wyszczerzyła się i wróciła na miejsce, gdzie wpisała coś do komputera. - Masz kartę przy sobie?
- Niestety nie, jestem pierwszy raz w tej bibliotece...
- To nic, zaraz wyrobimy! - Ponownie się uśmiechnęła a ja to odwzajemniłam. - Jak się dziecino nazywasz?
- Shadow Bley.
- Oryginalne imię, panienki rodzice musieli mieć piękną wyobraźnie - zaśmiała się lekko, nastomiast mój uśmiech zniknął. W moim sercu zagościło uczucie pustki połączonej z żalem.
- Zapewne tak - odpowiedziałam cicho. Podała mi książki wraz z kartą. Wzięłam je i jeszcze poprzeglądałam regały, delikatnie przesuwając dłoń po grzbietach tomów.
      Dotarłszy do domu, ściągnęłam buty wraz z kurtką. Poszłam do siebie, gdzie położyłam się i zaczęłam czytać po kolei książki, które wciągnęły mnie jak żadna inna.



****



Aż wstyd się pokazywać. Krótki rozdział po takiej przerwie...
Niestety pracowałam nad wyglądem bloga. 
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Pozdrawiam :*