Obudziłam się wczesną porą. Budzik nie dzwonił, nic nie mogło psuć tamtej chwili. Tylko ja, kołderka i ciepełko. Nic nie mogło być w tamtej chwili lepszego. Chociaż nie... Kakałko by się przydało. No, ale Shadow nie ma tak łatwo i sama musisz ruszyć tyłek. Wystawiłam głowę zza kołdry łapiąc oddech nowego powietrza. Leniwym ruchem przetarłam oczka ziewając. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał nie tak wcale wczesną porę jak mi się wydawało, otóż było po 9. Słońce już zaczęło później wstawać i mnie mylić. Wychyliłam jedną nogę spod pierzyny, a następnie drugą. Obydwie były tak okropnie ciężkie... żart, lecz na tamtejszą chwilę nie. Niechętnie wstałam i poczłapałam do łazienki. Co zobaczyłam? Istną Hermione Granger. Dosłownie. Włosy sterczały na wszystkie strony jak przy jej burzy loków, a moje miały daleko do takich, ale dzisiaj stały na baczność. Zaczęłam długą walkę z nimi, by później móc dalej poprawiać wygląd po nocy. Gdy wskoczyłam w swój dresik, usiadłam na łóżku i patrzyłam w kreacje na dzisiejszą noc. Poszukałam w szafce butów i położyłam niedaleko. Położyłam się ponownie. Wbijałam w materiał swój wzrok zastanawiając się czy cokolwiek wypali.
- Shadow, ty dziś wychodzisz, dobrze zrozumiałam - do pokoju weszła Mary z lekkim uśmiechem na ustach.
- Tak... Podawałam ci listę osób i adres...
- No wiem, wiem. Droczę się - uśmiechnęła się - Zaraz wychodzę. Nie będzie mnie cały weekend.
- Dlaczego? - uniosłam brew nie wiedząc o czym mówi, bo nie wspominała.
- Wyjazd służbowy, nic co by musiało zaprzątać twoją śliczną buźkę. Wszystko potrzebne do przetrwania w kuchni.
- Schron tam jest? - Zażartowałam.
- Ogromny w postaci lodówki - zaśmiała się - nie puść mi domu z dymem Shadow. Posiłki masz gotowe. Tylko odgrzać....
- Luz, Titi. Roza wpadnie i pokaże jak działa pomieszczenie nazwane kuchnią.
- To dobrze. Uspokoiłaś mnie trochę. Wszystko masz na kartce na stole. Pa, Misiaku - podeszła i cmoknęła mnie w czoło. Jak troskliwa ciocia, a śmiałabym powiedzieć mama. Poczułam jak oczy zaczynają mnie szczypać.
Shadow Bley, nie rozklejasz się- powiedziałam sobie w myślach. Zakryłam łzy uśmiechem, który kobieta odwzajemniła.
- Pa, wielka mamo niedźwiedzico - przytuliłam się. Wyszło to naturalnie. Chciałam się poczuć pierwszy raz kochana i chciana, a w tamtej chwili właśnie tak się czułam. Kobieta niestety musiała wyjechać i tylko pomachałam jej przez okno i zaczęłam wcinać swoje śniadanko.
- Nawet zjadliwe - powiedziałam na głos drapiąc się po głowie. Sprawdziłam czas i stwierdziłam, że pora się szykować.
Zrobiłam zgodnie z zaleceniami Rozalii, które napisała esemesem by jak to określiła ' wydobyć ze mnie naturalne piękno jak podczas koncertu'. Mieszałam papkę, gdy usiadłam i spojrzałam na mazidło. Coś mi nie grało, więc wykręciłam telefon do mojej przyjaciółki.
- Już gotowa jesteś?! Niemożliwe! - krzyknęła wprost do słuchawki przez co upuściłam telefon lekko go brudząc mazią.
- Ty pewna jesteś, że to się na twarz nakłada? - krzyczałam do telefonu na podłodze. Moje lenistwo sięgało w tamtej chwili granic zenitu, więc csii...
- To drożdże, mają funkcje... - i tu się rozgadała. Po pierwszej części przestałam jej słuchać nie wiedząc o czym ona mówi.
- A tak w skrócie? Dla takich niedorozwojów jak Shadow Bley proszę. Jest taka instrukcja?
- Tak. Normalnie. Na całą skórę. Weź mnie dziewczyno nie załamuj i zrób jak chcesz.
- Mogę nie nakładać? - zapytałam z nutką nadziei w głosie.
- Oczywiście, że nie. Nakładaj, nakładaj. Przyjdziesz do mnie zaraz jak zrobisz to co kazałam i ci zrobię do stroju makijaż.
- Jesteś szatanem rozumiesz?
- Zgadłaś mój strój - zaśmiała się.
- Nie miałaś innego?
- Miałam, ale ten mi się tak spodobał i Leo go uszył! Muszę go założyć, a jako że nie mam czasu kończę! - nie czekając oraz nie dając mi dojść do słowa, rozłączyła się a ja poszłam się z tym katować.
- Uduszę ją przy najbliższej okazji - jęczałam.
W finale i tak trafiła na moją twarz maź i inne te jej wymyślne substancje co dały jak dla mnie efekt widoczny. Ubrałam swoją suknię i wianek. Postanowiłam być czymś oryginalnym. Nie
wampirzycą, kostuchą czy wiedźmą, za którą nawet przebierać bym się nie musiała. Jednego nie przemyślałam - jak dojdę nie brudząc jej? To chyba będzie moje największe zmartwienie. No nic. Założyłam kurtkę, która miała tylko posłużyć za dostarczenie mi wystarczająco dużo ciepła podczas przejścia z miejsc. Kluczyki i komórkę wpakowałam do kieszeni i zabierając kwiatka na rękę ruszyłam w stronę domu białego łebka. Szłam bardzo ostrożnie, by nie narobić plam. O dziwo. Udało się. Nawet dzwonić nie musiałam a drzwi się otworzyły. Przede mną był faktyczny szatan. Była ubrana w czarno-czerwony strój i miała świetną charakteryzacje twarzy.
- Rozalia. W mordeczkę... Ale świetnie to wygląda - dotknęłam jej twarzy i zostało mi na palcu troszkę farby do twarzy.
- Siedziałam nad nią dwie godziny, a strój jest dostosowany do kuli i do łatwiejszego tańca z Leo - uśmiechnęła się promiennie i weszłyśmy do środka.
- My mamy niecałe kilka godzin, wyrobisz się?
- Wybrałaś nimfe, delikatny makijaż i włosy. Nic trudnego. Zapraszam do salonu piękności.
- Nie zachęcasz tym dziewczyny, która tego nie cierpi.
- Wiem, kochanie, wiem. Dlatego to mówię - poklepała mnie po policzku z niecnym uśmiechem. Zaczęłam się jej coraz bardziej obawiać.
- Jeju, nic ci nie zrobię a wyglądasz jak mała przestraszona kicia!
- Bo się czuje jak mała przestraszona kicia - usiadłam na pufie.
- Nie martw się. Będzie dobrze - stanęła pod światło z pędzlem i szczotką do włosów w łapie z diabolicznym uśmiechem. Ogłaszam, że znalazłam scenę z nieudanego horroru. Po ataku mojej wielkiej paniki i jej sprzeciwom na moje słowa wzięłyśmy się do pracy i było warto, bo efekt był nieziemski.
Po 4 godzinach pracy i siedzenia usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałam na nią z głupią miną a ta się uśmiechnęła jak gdyby nigdy nic i ciągnąc mnie ze sobą. Za nimi stał Leo ubrany w strój... Boga? Kompletne przeciwieństwo stroju Rozalii, ale zaraz... Tuż to cwane bestie, a przeciwieństwa się przyciągają. Pocałowała go na wejściu a ten wziął ją na ręce by się nie męczyła.
- Hej, Leo - przywitałam się zamykając drzwi za sobą.
- Witaj... Ładnie wyglądasz - uśmiechnął się.
- Leonard ma auto to nas zawiezie i sukienki nie pobrudzisz - uśmiechnęła się do niego tuląc.
- To miłe z twojej strony - skomentowałam. Odpowiedział mi lekkim uśmiechem i otworzył mi drzwi, niczym księżniczce a do przedniego siedzenia położył Rozalię.
- Witaj, nimfo - usłyszałam znajomy melodyjny i spokojny głos a następnie miałam złożony pocałunek na dłoni.
- Hej, Lysandrze... -posłałam mu uśmiech. Był przebrany w stój kościotrupa, który potrafił zahipnotyzować samym wzrokiem. Mogłam śmiało powiedzieć, że wyglądał bardzo realnie a jego białe włosy tylko pomagały w charakteryzacji.
Weszliśmy całą czwórką na imprezę. Było ciemno a wszystko rozświetlały świeczki w dyniach i innych hallowinowych ozdobach. Był mroczny i ciekawy klimat. Zauważyłam Amber, która stała tam gdzie miała według naszego planu stać. Nie powinno was chyba zdziwić, że była ubrana w stój księżniczki, podobnie jak jej elita. Czym się różniły? Tym że każda była z innej kultury księżniczką. Nie śmiałabym się, gdyby nie była ona taka przesadna jaką ona jest. Przez ten tiul wokół siebie miała niewiele miejsca, ale i tak uważała iż przesadnie wygląda ładnie. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu ostatniego elementu - Kastielem. Nigdzie nie mogłam go znaleźć, więc stanęłam przy przekąskach i sobie zjadłam ciasteczko w kształcie nietoperka.
- Podobno kogoś szukałaś, diablico - usłyszałam szept za uchem i owijającą się rękę wokół mojej talii. Natychmiast podskoczyłam a jako, że miałam pełne usta zaczęłam się krztusić. Głos się zaśmiał i w delikatny sposób uderzył w plecy bym przestała i podał mi wodę. - Jak zwykle sierotka.
- Dziękuję Kastiel za próbę zabicia. - Mruknęłam pijąc.
- Ślicznie wyglądasz - pogładził mój policzek a ja spojrzałam na niego.
- To nie to miejsce. Tu nas nie widzi... - pociągnęłam go w właściwe. Przeciskając się pomiędzy ludzi ustawiłam się w dość widocznym miejscu. Ten na mnie spojrzał i położył mi rękę na policzku. Amber zainteresowała się sprawą. Ba nawet chciała do nas podejść, ale zatrzymano ją.
- Powtórzę jeszcze raz wyglądasz bosko i nigdy ci tego nie mówiłem... - coś mi przestało tutaj grać.
- Nie musisz mówić. Nie słyszy nas...
- Ale ja chcę i to nie jest część planu, Shadow. - zdecydowanie mi coś nie grało dlatego milczałam. Patrzył mi głęboko w oczy a ja zaczęłam uciekać wzrokiem. - Nie uciekaj... - dotknął palcem mojej wargi a następnie poczułam jego usta na swoich. Moje oczy rozwarły się w wielkim szoku. Za jego plecami, kątem oka zobaczyłam jak wybiega Amber ze świtą, ale zaraz po tym bardzo znajome choć nieznane blond włosy i męska postura... Nie... W tamtej chwili poczułam jak moje serce rozlatuje się na milion kawałeczków.
****
Wytęskniony przeze mnie 30 rozdzialik :3
Zapraszam do komentowania!