środa, 8 lutego 2017

Zakończenie, zawieszenie.

Ym... Hej. Przepraszam Was, że tak długo się nie odzywałam. Nie mam nawet nic na swoje usprawiedliwienie. Była wena, chęci, ale to, co się wydarzyło między mną, a niektórymi osobami, jest zbyt wielkie. Wpłynęło to, na to, by właśnie skłonić się do takiego kroku, jaki teraz wykonuję. Planowałam wiele w tym blogu, ale tak naprawdę nic w nim nie wniosłam. Był wspaniałą odskocznią od rzeczywistego, szaroburego życia. Poznałam wiele osób przez niego. Pomijając niektóre momenty, to dzięki nim mam wspaniałe wspomnienia. Jednakże, to co obecnie jest... Długa historia.
Dziękuję wszystkim tym, co byli. Wspierali mnie. Dzięki Wam powstał ten blog, powstało konto "daughter shadow".

Dziękuję,
Emila.

sobota, 1 października 2016

Rozdział 34

       Mówią, że święta to najpiękniejszy okres w całym roku. Wszędzie biało, motywy mikołaja, a nocą są pozapalane wszystkie dekoracje świąteczne. Właśnie pomagałam Mary udekorować naszą choinkę. Bombki, bombeczki, gwiazdeczki, lampeczki. Dziś był 24 grudnia. Data ta kojarzyła mi sie nie zawsze fajnie, gdyż w sierocińcu się zwykle kłóciliśmy o wszystko, a nie na tym polegają święta.
      Kończąc pracę rozglądnęłam się po pokoju. Co jak co, ale byłam z siebie dumna, jak piękny klimat potrafiłyśmy zrobić.
- No, wreszcie koniec! - Westchnęła cięzko Mary, ale z uśmiechem.
- Jeszcze nie, teraz pora na dania. - Zaśmiałam się głośno.
- Och, Shady. Żarłokiem jesteś - ruszyłyśmy do kuchni, gdzie jeszcze nie było nic tknięte, ale nie trafiłyśmy swojego zapału. Latała wszędzie mąka, masy, kakao i inne tego typu rzeczy. Zabawa bez pobrudzenia nie istnieje. Spojrzałam w piekarnik, gdzie piekly sie wspaniałe pysznosci. Moje ukochane pierniczki... Na samo pomyślnie aż cieknie mi slinka. Wyprostowalam się i spojrzałam na Mary,do ktorej sie po chwili przytulilam.
- Czas na czułości? -Zaśmiała się kobieta.
- Dokładnie tak... Dziękuję Ci - wyszeptałam niczym małe dziecko.
- Za co? - Nie ukryla swojego zdziwienia.
- Za wszystko.  Za to, ze mnie przygarnęłaś... Poczułam, że mam rodzinę. Taką kochającą. Te miesiące na prawdę dużo dla mnie znaczą... Jesteś moim aniołem... Moją mamą,ktora mnie nie urodziła,  a pokochała... - Po polikach sciekly mi siarczyste łzy. Nigdy nie czułam się tak dobrze po tym,co powiedzialam. Czułam jakas dziwna ulge na serduszku. Taka byla prawda. Mary stala sie dla mnie jak matka,ktora jest jak aniol stroz -chroni i dba by nic sie nie stalo. Byłam jej za to niezmiernie wdzięczna.
- Kochanie,nie płacz... -ocierala moje lzy - nigdy nie mialam dzieci i ich mieć nie mogę.. Bardzo sie cieszę, ze jesteś tutaj ze mną...
       Usiadłyśmy razem przy ozdobionym stole, na którym były rozmaite smakołyki.
- Shadow.. Wstańmy.. Pokaze ci jak obchodziło się w moim domu rodzinnym wigilie...
- To znaczy?
- Pochodzę z katolickiej rodziny.. Wszystko ci pokaze...- zlozyla rece i zaczela odmawiac modlitwę. Słuchałam uważnie każdego wypowiedzianego slowa. Po chwili wyciagnela oplatki i mi podała. Wyjasnila o co chodzi,a nastepnie złożyliśmy zyczenia. Dopiero po tym zabralysmy sie za wcinanie potraw, które byly nienianskie. Zapowiadala sie dluga, smaczna noc.
       Po dluuuugim jedzeniu przyszla pora na prezenty. Gdy usiadlysmy na podlodze, wyciagnelysmy paczki ze swoimi imieniami. Szkoda, ze wtedy nie uslyszalam mojego telefonu.

****
Nienawidze pisac na telefonie, a zeby dotrzymać obietnice bylam do tego zmuszona.. Mam nadzieje,ze sie podoba!
Kolejna część jak sie uda to za tydzien :).
Pozdrawiam!

czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 33

   





     Minął 'jakiś' czas, a właściwie zaczął się okres świąteczny. Enzo wyjechał i coś we mnie pękło. Czuję jakby moje sflaczałe serduszko, zostało spakowane pomiędzy jego ubraniami w walizce i wyleciało razem z nim. Zbliżyłam się za to do Ricka, który wplątał mnie w promile. Nikomu nie polecam takiego trybu życia. Z trudem Rozalia pomogła mi z tego wyjść. Mary oczywiście ukarała mój występek, ale powiedzmy sobie szczerze, zasługiwałam. Lorenzo... Znowu do niego wróćmy. Okazało się, że telefon gdzieś zgubił, zapodział, a moich social media nie ma, to kontakt poszedł ładnie mówiąc, się chrzanić...
        Ubrałam się niczym mały eskimosek i ruszyłam na tą srogą zimę do szkoły. Miejmy nadzieje, że stara Dolores Umbridge zapłaciła za ogrzewanie. Chociaż będzie mi ciepło w tym miejscu szatana. Śliski chodnik był. Tak, Shadow jest taką sierotką, że się wywali. Ku mojemu zdziwieniu tak się nie stało. Uderzyłam w kogoś z mocnym impetem. To też oczywiście Shadow ma w swojej naturze i wdzięku.
- Uważaj! - Znajomy głos usłyszałam. Znajomy za bardzo. Powoli uniosłam swoje szare oczy ku tej osobie. Nie mogłam uwierzyć, że to moja bratnia niegdyś dusza. Jej blond włosy lekko rozdmuchiwał zimny wiatr. W moim gardle miałam dziwną gulę. Nie potrafiłam wykrztusić ani jednego słowa, jej oczy zaś buchały gniewem. Po chwili stania jak słup soli, rzuciłam jej się na szyję. Niestety, zostałam odepchnięta, a moje  oczy zaszyły się łzami.
- Lucy... - Szepnęłam zdezorientowana, a ona patrzyła wściekłym wzrokiem na mnie.
- Nigdy nie byłaś prawdziwą przyjaciółką - usłyszałam. Moje serce na te słowa zostało przebite na wylot tysiącem małych sztyletów.
- Jak to... Lucy, co ty mówisz?
- Doskonale wiesz o czym! - Zaczęła odchodzić, ale złapałam ją za nadgarstek.
- Nie, nie wiem! Widzimy się po jakim czasie! Ostatnio widziałam, rozmawiałam z tobą w sierocińcu i jakoś z tego co pamiętam to się tuliłyśmy i płakałyśmy!
- Impreza, taki szkopuł - wysyczała później po prostu odchodząc. Po moim poliku pospadały łzy. Teraz jej nie zatrzymywałam. Odeszła, a ja czułam jak najgorsza na świecie. Dopiero po chwili otarłam mokre oczka. Pomimo ziąbu nie dbałam o to czy mi zimno jest, czy nie. Pociągając nosem, ruszyłam ponownie do szkoły, a droga wydawała się nie mieć końca.
       Oczywiście dotarłam do niej, ale w niezbyt dobrym nastroju, czy humorze. Wyglądałam jak mała, cała zapłakana dziewczynka. Podeszłam do swojej szafki i wrzuciłam do niej morką kurtkę ze śniegu i czapkę.
- Wszystko dobrze? - zapytała mnie pielęgniarka, bo tuż obok mojej szafki jest jej gabinet.
- Tak.. Wszystko gra - bo co innego mogłam powiedzieć. ' Nic, tylko moja stara przyjaciółka, która była jak siostra, nie widziała mnie kawal czasu i kazała się odwalić '' Taa... Raczej wolałabym tego nie mówić. Jeszcze do psychologa by mnie wysłała czy coś. Ruszyłam pod klasę, usiadłam i zaszyłam się w swoim świecie muzyki. Dopiero gdy lekcja się zaczęła, weszłam zajmując swoje miejsce. Obok mnie usiadła mi nieznana dziewczyna.
- Hej, jestem Rachel... - Wystawiła ku mnie swoją kościstą dłoń.
- Nowa? - Zapytałam niby miło, ale coś nie tak było w moim głosie.
- Tak... Wszystko gra?
- Shadow jestem...  -zdążyłam jeszcze uścisnąć jej dłoń, nim nauczycielka weszła i zapadła cisza. Czas zacząć męczarnie.
       Kroczyłam po szkole, analizując wszystko co się wydarzyło tamtego dnia. Drugi raz tego felernego dzionka uderzyłam w kogoś.
- Mała, co jest? - Kastiel wtulił mnie w swoją pierś. Między nami już było wszystko okej, więc się wtuliłam, ale milczałam. - Chodź... Porozmawiamy - wziął mnie na ręce.
- A lekcje?
- Jak na jednej nie będziesz to nic ci się nie stanie.
- Niech będzie - westchnęłam ciężko. Mając mnie na rękach szedł w stronę piwnicy, aż się w niej znaleźliśmy. Usiadł na kanapie, a ja byłam tulona, będąc na jego kolanach.
- To teraz słucham... - patrzył na moją twarz. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Tulił mnie do siebie uspokajając, a także ocierał każdą wypuszczoną łezkę.
- Po prostu..
- Co mała? - spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam  to, co chciałam w tamtym momencie zobaczyć. Troskę.  Zaczęłam mu wszystko dokładnie opowiadać, przy okazji bardzo płacząc. Ocierał każdą łzę dokładnie mnie wysłuchując, a później zrobił mi dość  długi wykład i rozeszliśmy się na lekcje.
       Po zajęciach przesiedziałam w parku właściwie rozżalając się nad tym co zrobiła Lucy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobił się wieczór. Dlatego pozbierałam swoje manatki i poszłam do domu.



****
Ja wiem, że 700 słów z kawałkiem to nie dużo, ale jako wstęp myślę, że może być. Z resztą po takiej długiej przerwie wyszłam z wprawy. Dlaczego po powrocie nie zaczęłam pisać? Ponieważ lapka trafiło coś i pojechał do naprawy, więc sami rozumiecie.
Niech każdy skomentuje! Wtedy będę miała większe samozaparcie by coś napisać, a także motywacje i w ogóle będzie mi miło. W dodatku ciekawa jestem, ile osób ze mną zostało.
A! Zapomniałabym. Zaczęłam poprawiać od początku samego swoje posty, bo stwierdziłam, że czytać się ich nie da, dlatego gdyby ktoś sobie chciał odświezyć, to teraz bedzie mu się łatwiej czytało!
Pozdrowienia i miłych wakacji! :*

piątek, 27 maja 2016

INFO

Zostało niecałe dwa tygodnie nauki, co oznacza, że jeszcze rozdzialu nie będzie, aczkolwiek już około czwartego lipca, gdy wrócę z wyjazdu, ruszam pełną parą. Chciałabym się na obecną chwilę zorientować czy ktoś oczekuje rodziału :), dlatego kto czeka zostawia komenta albo dla tych leniwych, lub tych co nie chcą się ujawniać zostawiam ankietę --->

Do nastepnego!

sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 32

       Chciałabym wstawać w tak wyśmienitym humorze codziennie. Z dziwnym rano obudziłam się uśmiechem, co dziwniejsze - nie schodził mi on ani podczas szczotkowania zębów, ani podczas śniadania. Wszystko się nagle jakby piękniejsze, a nawet bardziej niż piękniejsze. Nigdy nie sądziłabym, nawet w przeszłości czy przyszłości, że ja zakocham się w moim najlepszym przyjacielu i to z wzajemnością. Aż z tej radości wskoczę w sukienkę... Chwila! - krzyknął mój rozum - ty się nie zapędzaj! Miał wielką rację. Nie znoszę ubierać sukienek, mimo że są wygodne. Cóż człowiek ma zrobić, gdy dopada go strzała z naładowaną dawką miłości?
       Wskoczyłam w ubrania i pozbierałam książki oraz zeszyty na dzisiejszy dzień. Następnie wyszłam. ruszając szczęśliwym krokiem ku szkole. W powietrzu czuć było zapach nadchodzącej zimy. Moje myśli ruszyły ku brunetowi o ślicznych oczach. Nasze stosunki nie były określone. Znaliśmy jedynie odpowiedź jakie nas łączą uczucia. Cieszę się niezmiernie z tego faktu, jednakże czym jest jakikolwiek fakt bez żadnej luki? Jesteśmy przyjaciółmi. Kimś, na kim się opieramy. Możemy powiedzieć wszystko, ufamy bezgranicznie. Spędzamy każdą chwilę razem Będąc razem będziesz miała ich jeszcze więcej! - krzyknęło moje serce, które miało zaraz reprymendę od rozumu. Gdy się zwiążemy będzie lepiej, owszem, umocnimy naszą więź, będziemy się darzyć tym, czym chcemy. Niestety, prosto to zniszczyć. Zerwanie, kłótnia. To nie naprawi, odbuduje przyjaźni...
       Czy warto podjąć to ryzyko? - owe pytanie chodziło mi po głowie całą pierwszą lekcję. Patrzyłam na tablicę, gdzie nauczyciel próbował przekazać coś klasie. Ktoś z boku pomyślał, że ten jakże zanudzający przedmiot mnie interesuje. Znowu odleciałam zamyślona w zeszycie kreśląc jakieś kreski. 
- Co kreślisz, ksieżniczko? - usłyszałam szept przy uchu. Nie byłam  jakkolwiek na to przygotowana. Moje uszy - wrażliwy punkt, przez to podskoczyłam na miejscu. Posłałam gardzące spojrzenie właścicielowi. Był to oczywiście Kastiel, na którego byłam wściekła. W jednej minucie cały dobry humor prysł.
- Jak śmiesz do mnie w ogóle mówić? Nie umawialiśmy się tak!
- Miałaś pewność, że zadziała.
- Może jej nie chciałam? - zbierałam swoje rzeczy, gdyż rozpoczęła się przerwa.
- Wybacz, pokusa była większa - uśmiechnął się zadziornie, co mi się bardzo nie spodobało.
- To uwierz, że teraz mam wielką pokusę rozszarpać cię od środka - wywarczałam mu prosto w twarz. Po chwili byłam w drodze ku wyjściu z klasy.
- Bo co, był tam jakiś twój kochaś?
- Nie, bo miałam cię za mojego przyjaciela a ty to perfidnie wykorzystałeś - powiedziałam nawet się nie odwracając i trzasnęłam z całej siły drzwiami. Trudno, imię szkoły zniszczone. Na moje szczęście nie przechodził żaden nauczyciel. Jedynie jakaś grupka uczniów zwróciła na mnie uwagę, ale Rzaraz wróciła do swoich spraw. 
- Shadow! - usłyszałam krzyk uśmiechniętej Rozalii.
- Hej... - uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Chodź... Pani dyrektor cię wzywa.
- Już? Od razu? Bez powodu?
- Z powodem. Pokazaliśmy dowody na twoją niewinność. To zdjęcie, gdzie Lee wrzuca ci ten pierścionek i nagranie z wczoraj. 
- Jesteś kochana - uwiesiłam się na jej szyi. Kolejna dobra wiadomość  wywołała znów ten szczery i kochany uśmiech na mojej twarzy.
- Nie ma za co mi dziękować. Dla przyjaciół się robi wszystko.
- Muszę ci coś powiedzieć, ale to później... 
       Stałyśmy pod gabinetem dyrektorki. Roza wciągnęła mnie do środka. Był tam Nataniel wraz z Amber i Lee oraz rzecz jasna wcielenie Dolores Umbrige. 
- Skoro już jesteśmy wszyscy możemy zaczynać... - powiedziała. Czułam wzrok, który mnie piorunuje. Podejrzewałam, ba! Byłam pewna, że należy on do Amber.
- No więc... - zaczęłam i na nowo przedstawiłam swoją wersję wydarzeń. Każdy uważnie słuchał... No, prawie. Blodnynka czasami coś wtrąciła, ale od razu brat ją wstrzymywał. Pod koniec mojej wypowiedzi była zarumieniona. Brawo, Rozalio. Poszło jak mówiłaś - uśmiechnęłam się w myślach. 
- Ja... T-to nie prawda! To ona go ukradła!
- Przestań już kłamać - powiedziała twardo moja przyjaciółka - mamy dowody.
- One mają racje - przyznał Nataniel, któremu było wyraźnie głupio.
- Ale... Eght! - tupnęła nogą i ciągnąc za sobą azjatkę wyszła. Dyrektorka i blodnyn próbowali ją zatrzymać. Na marne. Rządząca szkołą kazała nam opuścić gabinet. Została sam na sam z chłopakiem, a my spełniłyśmy żądanie.
- Piona! - Wystawiłam rękę w jej kierunku szczęśliwa. Przybiłyśmy i przytuliłam ją  mocno. 
- Dobra... Może masz troszkę racji. Należy mi się nagroda...
- Oczywiście, co byś....
- Pójdziemy w sobotę na wielgachne zakupy, a później pyszna kawka bądź kakao.
- Pewnie, co tylko chcesz - zaśmiałyśmy się w tym samym czasie słysząc dzwonek. Musiałyśmy się rozdzielić i pójść do swoich klas.
       Po szkole wzięłam Rozalię do pobliskiej kawiarni. Zamówiłyśmy sobie to co lubimy wraz z pysznym ciastem. Mówię wam, jest genialne.
- Co jest, Shadow? - Wypaliła pierwsza Rozalia. Spojrzałam na nią upijając wielki łyk i westchnęłam.
- Kas mnie pocałował, nie tylko zrobił, że wyglądało, ale było tak . - dziewczyna wybałuszyła zdziwiona oczy.
- Podejrzewam,  że to nie wszystko... Widziałam jak przed Amber wybiegają jeszcze dwie inne postacie.
- Masz rację. Jedną z nich był Enzo...
- Enzo ' tylko przyjaciel ' - zrobiła cudzysłów w powietrzu wykręcając oczami.
- Tak ten. Tyle, że 'nie tylko przyjaciel'
- Mów, ja uważnie słucham... - piła sobie to, co miała.
- Wybiegłam za nim, nie chciał się zatrzymać... On krzyczał mi w twarz, że ja i Kastiel coś kręcimy.... - westchnęłam ciężko - Pocałowaliśmy się... Zresztą nie pierwszy raz.
- Co?! - to co miała w ustach wypluła.
- Wyznaliśmy sobie miłość, która dawno przestała być miłością agape, stała się miłością eros... - nie potrafiłam spojrzeć na jej twarz, a czułam jak poliki mnie piekły. Wyznałam jej i czułam się lżej.
- I dopiero teraz mi to mówisz? To cudownie! Shadow! Ja wiedziałam, że coś między wami jest! Ja dokładnie wiedziałam! To takie urocze! Dwójka przyjaciół się kocha... - W jej oczach był dziwny a zarazem straszny. Mocno mnie przytuliła - Teraz ślub, dzieci.
- Rozalia! Stop! Nie zapędzaj się - śmiałam się cicho, próbując się rozweselić.
- Spoko, it's only joke, jak to u was mówią.
- Dzięki, Roza. Za wszystko.
- Nie musisz - uśmiechnęła się - Od czegoś są przyjaciele - wtuliłam się. Ucieszyłam się, że mam kogoś takiego jak ona. Kogoś kto mnie zrozumie. Kogoś kto nie zdradzi, kogoś kto nigdy nie opuści.
Po kawie poszłyśmy w kierunku domu. Towarzyszył nam przy tym radosny śmiech i żarty. Dawno nie byłam aż tak szczęśliwa. Odprowadziłam ją pod dom i sama szłam do siebie. Wtedy dostałam esemesa od Lorenza z adresem lotniska.
       Biegiem wezwałam taksówkę. Powiedziałam adres, a gdy znalazłam się na miejscu pobiegłam do środku. Zauważyłam chłopaka stojącego z walizką rozglądającego się. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Zaskoczony chłopak odwzajemnił uścisk głaskając mnie po głowie.
- Nie mów, że wracasz... - wyszeptałam.
- Chciałbym, Shadow...
- Nie... - spojrzałam mu w oczy.
- Muszę, mówiłem ci... - wetknął kosmyk moich włosów za ucho.
- Wrócisz?
- Wrócę... Nawet za 10 lat gdybym nie mógł. Wrócę... - a mi pociekły łzy. Nie chciałam, żeby w tamtej, szczęśliwej chwili mnie opuścił. Zbyt bardzo go kocham by teraz czuć pustkę. Równie dobrze mogłabym mu nic nie mówić. Może by mniej bolało - cicho, mała.. Kocham cię, ale muszę już iść...
- Ja ciebie też... - szepnęłam ostatni raz go całując.
       Wracałam do domu pieszo. W sercu czułam jakąś dziwną pustkę a wtedy poczułam jakiś dziwny zapach perfum, który nie kojarzył mi się nikt dobry.
- Cześć, maleńka... - wtedy już byłam pewna, że to nikt dobry a włosy zjeżyły mi się na karku - jesteś gotowa na poszukiwanie braciszka? - Czułam, iż ma swój szyderczy uśmiech na twarzy a kosmyk jego włosów tuż przy mojej twarz, wiedziałam że ten typ miał nigdy się w moim życiu więcej nie pojawić...


      
 
****
Jest rozdzialik!
Wygląd bloga można powiedzieć, jest dopasowany do humoru, który w opku będzie!
Pozdrowionka!
Oczywście, przypominam o pisaniu komentarzy, właśnie dzięki tamtej ilości, która była pod poprzednim rozdziałem, miałam ochotę napisać kolejny!



niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 31

     






       Spojrzałam zaskoczona na czerwonowłosego, a na jego twarzy widniał ten doprowadzający mnie do szału triumfalny uśmiech. Rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie i wybiegłam szukając postury,którą wcześniej szukałam. Nie obchodziło mnie w tamtej chwili, ze jestem tylko w sukience a na dworze parę stopni. Na mojej twarzy widniały uczucia. A górowała bezsilność. W oddali dostrzegłam ciemną, wysoką, zakapturzona postać. Był to Lorenzo który szedł z rękoma w kieszeni.
-Enzo!- krzyknęłam biegnąc. Powtarzałam sobie, że muszę go dogonić. Coś w środku zmuszało mnie do tego, jednakże chłopakowi ani się śniło zwalniać kroku czy zatrzymywać.
- Lorenzo! - ze łzami w oczy krzyknęłam z całej siły. Szanse na to, że się zatrzyma były znikome, lecz kto nie próbuje ten nie wie, prawda?
- Co? - Odwrócił się. Był w swojej masce. Czułam to, w oczach coś mi nie grało.
- To nie tak jak myślisz...- Łapałam oddech, na który teraz czasu nie miałam.
- A niby jak? - zapytał z nutką kpiny- Mogłaś od razu powiedzieć.
- Co? O czym ty mówisz?
- Że jesteś z Kastielem w związku. Od razu bym odpuścił- na mojej twarzy było jedne wielkie zdziwienie.
- Co? - zapytałam z lekka piskliwym głosem- Nie jestem z nim!
-  Nie? Inaczej to wyglądało - prychnął i się odsunął z zamiarem odejścia.
- Sama jestem w szoku - dałam odpust moim łzom i popłynęły jak tsunami - Nie jestem z nim- chłopak uniósł dłoń z lekkim zawahaniem, jednak położył ją na moim policzku i starł najdelikatniej jak potrafił.
- Shadow... Nie płacz...
- Jak mam nie płakać? Mówię prawdę, a ty mi nie wierzysz - odwróciłam głowę w innym kierunku.
- Nie przeczę - nie zabrał dłoni z mojego policzka. Cały czas ją trzymał mówiąc bardzo spokojnie.
- Nie kocham go - powiedziałam pewnym głosem.
- Dobrze, Shadow. Rozumiem, wierzę ci.
- Nie mogę go kochać, bo kocham innego - dodałam po chwili.
- Szczęściarz....- Mruknął pod nosem jakby do siebie, ale nie do siebie. Spojrzałam na niego.
- Nie rozumiesz - zamknęłam oczy, biorąc powietrze do płuc.
- Najwyraźniej.
- Dlaczego pobiegłam? - chciał odpowiedzieć, ale mu przerwałam - Miałabym w dupie jak to odebrałeś, gdyby nie fakt...- Oczekiwałam, że czegokolwiek się domyśli, lecz nie. Jedynie milczał. Faceci jednak nie zawsze myślą jakby chciały kobiety... Mruknęłam coś w stylu ' nadal nie rozumiesz..'
- Mówiłem, żebyś się z tym nie spieszyła - ruszyłam w przeciwnym kierunku. Nie zatrzymywał mnie, ale sam nie odchodził tylko odprowadzał mnie wzrokiem.
       Odchodziłam. Trzymając kawałek sukienki w dłoni. Dlaczego to wszystko  jest tak bardzo skomplikowane, tego chyba nawet ten najwyższy nie wie. Pod powiekami gromadziły mi się łzy. Walczyłam sama ze sobą, to najtrudniejsza walka podobno. Wygra albo serce, albo rozum, a co jeżeli to jest mocne i to jest mocne? To wojna nie do wygrania. Postanowiłam, że wezmę się w garść. Moja jedyna szansa.  Ścisnęłam dłoń w pięść i się odwróciłam.
- Kocham Cię, kretynie! - Krzyknęłam w emocjach.
- Shadow... - usłyszałam, a ten zbliżał się do mnie. W życiu mówią, że trzeba robić rzeczy niespodziewane. Dobra.. Nie mówią, ale w tamtym momencie zrobiłam coś czego nigdy bym nie zrobiłam. Chwyciłam sukienkę lepiej i podbiegłam lądując w ramionach Enza mając usta na jego. Widocznie nie zdziwiło to tylko mnie. Chłopak złapał mnie lepiej, żebyśmy oboje nie polecieli, i nie spodziewając się dopiero po chwili oddał pocałunek. Po chwili spojrzałam w jego oczy kciukiem głaszcząc jego policzek. Położył swoją dłoń na mojej.
- Teraz rozumiesz?
- Rozumiem, ale nie chcę byś podejmowała pochopne decyzję.
- Kocham cię - szepnęłam wprost w jego usta patrząc ciemne oczy. Powiedziałam to. Wreszcie przyznałam się do swoich uczuć.  Schylił się i oparł czoło o moje.
-Żebyś wiedziała jak ja ciebie...- Chwila  była, a ja trwając w niej, po chwili się odsunął i założył mi swoja bluzę na ramiona.
- Zmarzniesz...
-Zapominasz, że gorący chłopak jestem - wziął mnie pod tak zwane skrzydło i powoli zaczął prowadzić. Usłyszałam dźwięk sms'a.
- Przepraszam - wyciągnęłam komórkę.
       'Brawo. Amber się rozryczała i w złości przyznała się do kłamstwa.. Wszystko nagrałam.' - Tak brzmiała wiadomość od Rozalii. Byłam szczęśliwa. Drugi dowód przeciwko niej.
- Yhym... - mruknął chłopak.
- Dziękuję, Lorenzo... Pójdę już do domu..
- Odprowadzę Cie - złożył czuły pocałunek na mojej głowie. Ruszyliśmy powolnym krokiem. Byłam tak szczęśliwa, że go mam. Przytuliłam się lekko się do niego. Tak nam minęła droga do domu. Było dość chłodnawo, mimo jego kurtki zaczęłam drżeć.
- Chodź, zmarzlaku - zaśmiał się. Nim się obejrzałam niósł mnie na rękach.
- Zwariowałeś...
- Powinnaś być przyzwyczajona.
- Do czego niby?
- Że zwariowany jestem. W sumie... Do noszenia na rękach też- nie skomentowałam tego. Blask ksieżyca oświetlał nasze twarze. Co jak co, ale Enzo zrobił się jeszcze bardziej przystojny. Wtuliłlam się w jego klatkę piersiową i przymknęłam oczy. Wąchałam jego zapach, który uwielbiałam, a wręcz kochałam. Westchnęłam ciężko a echem odbijał się dźwięk jego stukających butów. Gdzieś w tle grał malutki świerszczyk. Wszystko wydawało się być piękniejsze niż zwyke. Bardziej romantyczne i pełne miłości. Tak, Shadow wyraźnie się  czegoś naćpałaś. Nieważne czego, ale przestań - pomyślałam. Stanęłam na nogach. Patrzył na mnie nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
- Dziękuję - szepnęłam trzymając dłoń na klamce.
- Nie masz za co - cmoknął mnie w polik, a ja weszłam do środka. Ten odszedł gdy w korytarzu przestało się palić światło.
        Wpadłam do pokoju i skakałam ze szczęścia. Moje serducho waliło jak szalone. Przyznając się do uczuć względem Lorenza. Odkąd się pojawił, moje życie obróciło się o 360 stopni. Coś nierealnego stało się prawdą. Boże, byle by był kolejny taki dzień... Niestety. Coś co się wydarzyło dobrego teraz, jutro może być kompletnie źle.




****
Naskrobane na komputerze, jakoś się go dało radę uruchomić. 
Kiedy kolejny? Nie mam pojęcia.
Każdy komentarz teraz jest znaczący!
Pozdrawiam serdecznie!




czwartek, 14 kwietnia 2016

TEN BLOG...

Kochani!
Tak. Zaglądam tu, i mam nadzieję, ze jeszcze ktoś o nim pamięta. Dzisiaj dokładnie wybija data urodzin bloga! Rok temu wstawiłam pierwszego posta. Wo... Nie sądziłabym, że tak szybko mi zleci czas w blogosferze. Poznalam wiele wspanialych osób dzięki blogowi, sprobowalam swoich sil w pisaniu, mimo że jak czytam pierwsze rozdziały to uważam je za tragedię. Wiem także, iż moj styl wymaga wiele pracy, ale wciaz sie uczę :)

Dziekuje tym co byli są i beda

Pozdrawiam ;*