sobota, 1 października 2016

Rozdział 34

       Mówią, że święta to najpiękniejszy okres w całym roku. Wszędzie biało, motywy mikołaja, a nocą są pozapalane wszystkie dekoracje świąteczne. Właśnie pomagałam Mary udekorować naszą choinkę. Bombki, bombeczki, gwiazdeczki, lampeczki. Dziś był 24 grudnia. Data ta kojarzyła mi sie nie zawsze fajnie, gdyż w sierocińcu się zwykle kłóciliśmy o wszystko, a nie na tym polegają święta.
      Kończąc pracę rozglądnęłam się po pokoju. Co jak co, ale byłam z siebie dumna, jak piękny klimat potrafiłyśmy zrobić.
- No, wreszcie koniec! - Westchnęła cięzko Mary, ale z uśmiechem.
- Jeszcze nie, teraz pora na dania. - Zaśmiałam się głośno.
- Och, Shady. Żarłokiem jesteś - ruszyłyśmy do kuchni, gdzie jeszcze nie było nic tknięte, ale nie trafiłyśmy swojego zapału. Latała wszędzie mąka, masy, kakao i inne tego typu rzeczy. Zabawa bez pobrudzenia nie istnieje. Spojrzałam w piekarnik, gdzie piekly sie wspaniałe pysznosci. Moje ukochane pierniczki... Na samo pomyślnie aż cieknie mi slinka. Wyprostowalam się i spojrzałam na Mary,do ktorej sie po chwili przytulilam.
- Czas na czułości? -Zaśmiała się kobieta.
- Dokładnie tak... Dziękuję Ci - wyszeptałam niczym małe dziecko.
- Za co? - Nie ukryla swojego zdziwienia.
- Za wszystko.  Za to, ze mnie przygarnęłaś... Poczułam, że mam rodzinę. Taką kochającą. Te miesiące na prawdę dużo dla mnie znaczą... Jesteś moim aniołem... Moją mamą,ktora mnie nie urodziła,  a pokochała... - Po polikach sciekly mi siarczyste łzy. Nigdy nie czułam się tak dobrze po tym,co powiedzialam. Czułam jakas dziwna ulge na serduszku. Taka byla prawda. Mary stala sie dla mnie jak matka,ktora jest jak aniol stroz -chroni i dba by nic sie nie stalo. Byłam jej za to niezmiernie wdzięczna.
- Kochanie,nie płacz... -ocierala moje lzy - nigdy nie mialam dzieci i ich mieć nie mogę.. Bardzo sie cieszę, ze jesteś tutaj ze mną...
       Usiadłyśmy razem przy ozdobionym stole, na którym były rozmaite smakołyki.
- Shadow.. Wstańmy.. Pokaze ci jak obchodziło się w moim domu rodzinnym wigilie...
- To znaczy?
- Pochodzę z katolickiej rodziny.. Wszystko ci pokaze...- zlozyla rece i zaczela odmawiac modlitwę. Słuchałam uważnie każdego wypowiedzianego slowa. Po chwili wyciagnela oplatki i mi podała. Wyjasnila o co chodzi,a nastepnie złożyliśmy zyczenia. Dopiero po tym zabralysmy sie za wcinanie potraw, które byly nienianskie. Zapowiadala sie dluga, smaczna noc.
       Po dluuuugim jedzeniu przyszla pora na prezenty. Gdy usiadlysmy na podlodze, wyciagnelysmy paczki ze swoimi imieniami. Szkoda, ze wtedy nie uslyszalam mojego telefonu.

****
Nienawidze pisac na telefonie, a zeby dotrzymać obietnice bylam do tego zmuszona.. Mam nadzieje,ze sie podoba!
Kolejna część jak sie uda to za tydzien :).
Pozdrawiam!

3 komentarze:

  1. Super , tylko , że krótko ; (. Czuję niedosyt 😯. Czekam na next oczywiście 😙

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne opowiadanie *^* Chce więcej tu i teraz <3
    Pisz szybciutko :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie! Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń