poniedziałek, 29 czerwca 2015

Tak trochę no...

Witam Was.
Chciałam Was poinformować, że w najbliższym czasie nie będzie rozdziału, ponieważ w moim laptopie popsuł się dysk [nie mam już kilka dni laptopa]. Zanim pojawi się rozdział postaram się napisać coś oprócz tego.
Życzę Wam słonecznych wakacji!
Pozdrawiam.

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 15 część 3.

- Chodź. - pociągnęłam go w stronę salonu gdzie się świeciło światło. - Cześć Titi, jest sprawa... To Lorenzo, mój przyjaciel z dzieciństwa. Jego kuzyn zapomniał zostawić kluczy i nie ma gdzie spać mógłby u nas przenocować? Jedna noc.- Titi do nas podeszła i zmierzyła Enza wzrokiem. Zawsze tak miała. Nawet jak przyszła do mnie Rozalia.
- Dobry wieczór.- przywitał się grzecznie.
- Dobry wieczór. - odpowiedziała szybko.- Dobrze, może zostać, bylebym nie słyszała tłuczonych rzeczy.- popatrzyła na nas podejrzliwie.
- Pewnie... - Szybko zaciągnęłam Enza na górę.
- No to zadowolisz się materacem czy łóżkiem?- zapytałam wyciągając materac, który był w mojej szafie.
- Ta druga propozycja jest bardzo kusząca - Podszedł, by pomóc mi wyciągnąć materac z szafy, gdyż nie mogłam go wyciągnąć.
- Hahah bardzo śmieszne, pytam poważnie.- z jego pomocą wyciągnęłam materac.
- Ale ja Ci poważnie odpowiadam.
- To jaki jest twój wybór?
- Skorzystam z materaca skoro już go wyciągnęliśmy.
- To jak wolisz, gdybyś wybrał łóżko to ja bym spała na materacu, proste.
- Dlatego właśnie na nim śpię.
- Jeżeli będą Cię bolały plecy nie odpowiadam.- zaśmiałam się
- Jak się przepychałaś w namiocie nie narzekałem więc teraz też nie będę.
- To było dawno.
- Do dziś to pamiętam.
- Ja też. - uśmiechnęłam się.- Właśnie czegoś mi brakuje.- poczochrałam go po włosach.- Teraz wyglądasz jak dawniej.
- Od razu lepiej - Uśmiechnął się.
- Zgadzam się.
Pościeliłam materac. - Wybacz, nie mam żadnej większej koszulki, to znaczy mam, ale na ciebie się nie zmieści.- wstałam. - Łazienka jest tam.- wskazałam na drzwi.
- Okej. Może obejrzymy jakiś film?
- Hm... dlaczego nie.- uśmiechnęłam się. - Wzięłam laptopa i podałam mu go. - Ja na filmach się nie znam, zaproponowałeś to coś znajdź.
- A co byś obejrzała? -  Zgasiłam światło a on usiadł na materacu, a ja obok niego.
- Prócz science fiction może być wszystko. Nie wiem dlaczego, ale mam jakiś dziwny do tych filmów uraz.
- Proponuje Donnie Darko
- Hm... brzmi dość ciekawie.
- Chłopak ze schizofrenią widzi wielkiego psychicznego królika, który zaczyna sterować jego życiem, ale dzięki niemu żyje. Zainteresowana? - Enzo spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Nie oceniam po opisie, może być fajny, nawet jeżeli byłby to horror.
- Nawet horror? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem - O ile dobrze pamiętam kiedyś ich nie lubiłaś.
- Miałam 11-ście lat.- wywróciłam oczami
- Taa.. Zawsze lubiłem Cię wtedy straszyć.
- A ty się później dziwiłeś dlaczego jestem zła.
- Zawsze się zajebiście złościłaś
- To nie zmienia faktu, że później bałam się spać.
- Dlaczego nic nie mówiłaś? Spałbym z tobą - Popchnął mnie delikatnie ramieniem szukając filmy w internecie.
- Byłam zła prawda? Kobieca duma. - zaśmiałam się.
- Zaczął kaszleć, jakby się krztusił - Kobieca?
- Oj inaczej nie mogłam tego określić.
- No dobra. Przecież nic nie mówię.
-  Nie wiem co myślisz. - dźgnęłam go między żebrami
- Ej! Gdzie ty mnie tu! Ten... No!
- Zabroniłeś mi ramienia dotykać a tu są żebra.
- Ukradkiem spojrzał na mnie, na ekran, znowu na mnie - Wygrałaś
- Widzisz, tak to się robi.
 - A powiedzieć Ci coś?
- Mów. - pewnie zaraz zgasi mój zapał. - Pochylił się by wyszeptać mi coś do ucha.
- Dałaś się nabrać.- .Lekko przygryzł mój płatek ucha, a ja czułam, że się czerwienię.
- Co z tym filmem- powiedziałam pół szeptem. Znając życie głos by mi się załamał.
- One moment - Znów odwrócił się przodem do laptopa.
- Okey.- odpowiedziałam szybko. Już po chwili na ekranie pojawił się film a my siedzieliśmy w ciszy.
Ta... a mnie ta cisza lekko dołowała, ponieważ nie potrafiłam skupić się na filmie. Byłam już dosyć zmęczona i mimowolnie oparłam głowę o ramię Enza. Doszłam do wniosku, że ładnie pachnie. Nie czuć było od niego, żadnych używek jak w przypadku Kasa. Dalej nie rozumiem, dlaczego nie mogłam się skupić na filmie.
- Enzo, śpisz? - zapytałam podnosząc głowę
- Nie, a co? - Odchylił głowę w przeciwny do mnie bok i spojrzał na mnie.
- A tak się pytam.Coś za cicho było
- Oglądamy dalej, czy chcesz iść spać?- Możemy oglądać.- Wróciliśmy do oglądania filmu. Niestety nie na długo bo zasnęłam na jego ramieniu. 

Lorenzo

Już po kilku minutach zorientowałem się, że Shadow zasnęła. Odstawiłem laptopa na bok, podniosłem ją na rękach i położyłem do łóżka, a sam wróciłem na materac. Shadow przez te pięć lat bardzo się zmieniła. Nie mówię tu o wyglądzie, bo to chyba oczywiste. Jej charakter uległ kompletnej zmianie. Z rozbrykanego dziecka zrobiła się bardziej zamknięta, lecz nadal miała tego pazura. Przypominając sobie jej wzrok zabójcy miałem ochotę się śmiać. Ciekawe dlaczego aż tak się zmieniła. Bardzo żałuję, że przez te pięć lat nie miałem z nią jakiegokolwiek kontaktu. Lecz jaki moglibyśmy mieć wtedy kontakt? Byliśmy dziećmi, jak teraz nimi nie jesteśmy. Położyłem się. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy jak moje myśli były nudne, a może to morfeusz miał lepsze argumenty, gdyż wciągnął mnie do krainy snów. 

Shadow

Przetarłam moje zaspane oczy. Przez firankę zauważyłam, że jest już ranek. Musiałam usnąć. Tylko co robię na łóżku? Podniosłam się. Enzo spał jak zabity na materacu. Włosy miał porozrzucane na wszystkie strony. Musiałam przyznać, że przypomniało mi się nocowanie w namiocie. Podobnie wyglądał. Nie myślcie sobie, że go podglądałam jak śpi, no dobra, może ziarnko prawdy w tym jest.  Pierwsza się budziłam i zawsze miałam okazję zobaczyć jak śpi. Uśmiechnęłam się i wstałam po cichu z łóżka. Nie chciałam go obudzić, niech sobie pośpi. Wzięłam czyste ubrania i poszłam pod prysznic. Cieszyłam się, że te drzwi są dość grube i nie słychać uderzającej wody o podłoże.Woda z włosów spadała po moich ramionach tworząc mokre Ścieszki. Owinęłam się ręcznikiem jak to mam w zwyczaju.  Uchyliłam delikatnie drzwi od łazienki, gdyż było dość gorąco a na wszystkim osadzała się para. Wzięłam grzebień i zaczęłam rozczesywać włosy.  Zadziwiająco łatwo się poddały. Spojrzałam w lustro. Wtedy zauważyłam coś w drzwiach, a raczej kogoś. Stał oparty o framugę drzwi, przestraszyłam się w pierwszej chwili, lecz dopiero chwili zrozumiałam, że to tylko Enzo.
-Ładnie to tak podglądać?. – zwróciłam się do niego.
- Że ja? Zdaje Ci się.
- Dziwnym trafem stoisz oparty o framugę. - odłożyłam grzebień
- Dziwnym trafem, drzwi były otwarte.
- Były uchylone, ledwo zauważalnie.
- ...
- Nie mów, że drugi raz nie wiesz co powiedzieć. - uniosłam brew i odwróciłam się do niego.
- Rozważam każde słowo, ale z tobą i tak nie wygram.
- Bo moje słowa są niepodważalne czy jesteś jak chłopaczki z podstawówki, którzy gołe nogi zobaczą to nie wiedzą co powiedzieć?- Moje suchary są najlepsze. Nie przeszkadzała mi obecna sytuacja, gdyż Enzo traktowałam jak brata.
- Przypominam Ci, że nie raz byliśmy nad jeziorem.
- Gdyby mi ścieli włosy i ubraliby nas w worki to by nie rozróżnili, które to chłopiec a które to dziewczynka. Z resztą nie lubiłam wtedy wody a i tak kończyłam mokra przez ciebie.
- To był akt sympatii.
- Wtedy tego tak nie widziałam. Zwłaszcza, że po tym zazwyczaj się rozchorowywałam.
- Jakbyś sama weszła do wody nie musiał bym się posuwać do takich uczynków.
- Nie lubiłam jej. Nadal jej nie lubię. - stwierdziłam
- Postaram się zapamiętać na przyszłość.
-Zapamiętasz to będzie lepiej dla ciebie, unikniesz uszczerbku na zdrowiu.
- Nie chciałbym wracać na pogotowie
- Tym bardziej będziesz pamiętał. No chyba, że stęskniłeś się za panią w kitlu.
- Nic mi o niej nie przypominaj.
- Przecież miła była, nie zapominaj, że ja też wtedy byłam.
- Może i była miła, ale żyłę przebiła mi na wylot. Co innego tamta pielęgniarka.
- Dobrze, że tylko w jednej ręce.
- Wtedy mówiłaś co innego.
- Olśnij mnie bo nie pamiętam. - zaczęłam przeszukiwać pamięć ale za Chiny nie mogłam sobie przypomnieć.
- Że dobrze by było, gdyby była półślepa i nie mogła w żyłę trafić.
- Wtedy miałam racje.
- Ciekawe, czy miałbym wtedy rękę.
- Kwestia dyskusji, ale teraz z wiekiem cieszę się, że jednak nie była- mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Chociaż w tym się zgadzamy.
- W wielu rzeczach się zgadzamy, tylko nie mówię tego.- powiedziałam z nutką tajemniczości.
- Chętnie bym się dowiedział w których.
- Ale o tym możesz pomarzyć, bo nigdy tego nie powiem.
- Czyżbyś się przyznała, że jestem zabójczo przystojny?
- O tym nic nie mówiłam.
- Niech Ci będzie
- Często mówisz " niech Ci będzie"- stwierdziłam
- Spostrzegawcza się zrobiłaś.
- Czasami tajemnice tkwią w szczegółach, więc zaczęłam więcej rzeczy zwracać uwagę.
- I to mnie nazwałaś filozofem.
- Bo nim jesteś
- Mi to tam odpowiada
- Niezmiernie się cieszę
Z resztą nie mam z czego się cieszyć, zawsze mam rację, jeżeli chodzi o ciebie.
- Skarbie, możesz sobie wmawiać.
- Sam przyznałeś, że nie jesteśmy po ślubie i nie mam prawa rozkazywać, to ty mówić skarbie. Heh. - odwróciłam kota ogonem.
- Jak już powiedziałaś, jeszcze nie jesteśmy po ślubie, więc nie zabronisz mi Ciebie tak nazywać.
- Jeszcze? Skąd taka pewność?Oraz owszem złotko, zabronię.
- A kiedy mamy jakąkolwiek pewność w czymkolwiek?
- Możemy o tym myśleć i dążyć by być pewnym, a tak to jest ruletka aczkolwiek z tym też można dyskutować.
- Widzę, że przemawia przez Ciebie mądrość.
- Po prostu jestem mądra, tylko tego nie zauważałeś
- Nie wiem czy pamiętasz, ale jestem spostrzegawczy.
- Ah tak, w takim razie nie doceniałeś mojej mądrości
- Najwyraźniej
- Bynajmniej się przyznałeś już myślałam, że się tego nie doczekam.
- Pierwszym krokiem do poprawy jest przyznanie się do błędu.
- Mądre słowa. Zaraz dokończymy tą dyskusję, ale najpierw się ubiorę
- Oczywiście. Jakbyś potrzebowała pomocy...
- Żegnam - Pchnęłam go w stronę wyjścia
- Mam dwoje przyjaciół i obydwaj to zboczeńce. - mruknęłam i wzięłam się za przebieranie. A za 5 minut byłam już gotowa.
- Słyszałem!
- Bo miałeś
- Ja tu niosę chęć pomocy, a ta mnie od zboczeńców. boże. Widzisz i nie grzmisz.
- Wybacz, to przez Kastiela, we wszystkim ma jakieś drugie ukryte znaczenie I jakoś się przyzwyczaiłam. Z resztą tego nie ogarniesz.
- Ja zawsze wiedziałem, że on ma coś pod tymi czerwonymi włosami.
- Mózg który wytwarza różne zboczone zdania? - zakpiłam
- Żeby tylko zdania...
- O czymś nie wiem?- wyszłam z łazienki.
- No coś ty.
 o czym mówi mi Roza.
- Pff.. Dopiero wczoraj się widzieliśmy. O niczym nie wiem.
- Jeszcze o niczym nie wiesz.
- Czy ty coś sugerujesz?- Zapomniałam. Męska solidarność. - zdziwiłbym się gdybym czegoś nie wiedziała,  w końcu on nie docieka
- Nic nie sugeruję.- mój kącik ust uniósł się ku górze a ja usiadłam na krześle.
- I tak wiem, że coś sugerujesz.
- Może masz racje, może nie
- Yes or no, no maybe.  ( Tł. Tak czy nie, nie może)
- Remember. I don't tell you. It's my little mystery. (Zapamiętaj. Nie powiem ci. To moja mała tajemnica.)
- Tajemnice przede mną? Od kiedy?
- To co się kryje tu. - dotknęłam głowy. - Jest wielką tajemnicą dla każdego. - uśmiechnęłam się wrednie. - Prócz tego wszystko wiesz.
- Wszystko?
- Wydaję mi się, że tak.
- No niech Ci będzie.
- Widzisz, mądrze zakończyłam temat. Równie dyplomatycznie mogę rozpocząć kolejny.
- Zależy jaki.
- I tu jest problem, bo nie mam bladego pojęcia.
- Czy tylko moim zdaniem, Donnie [ten co film oglądali] przypomina mi Kastiela? Zboczony, szatański uśmiech.
- Mi też, chociaż usnęłam.
- Zauważyłem. Jakby nie patrzeć, Kastiel też kiedyś miał czarne włosy.
- Wiem, gdy go poznałam miał czarne.
- Coś wspominałaś, że miałaś... 14 lat?
- Coś około tego. Nigdy nie przywiązywałam uwagi kiedy go poznałam.
- Mam rozumieć, że przywiązałaś wagę, do tego kiedy się poznaliśmy?
- Tego nie da się zapomnieć. Pamiętam rok, miejsce. Kasa spotkałam przy wybrzeżu razem z Lu byłam. To ona bardziej kojarzy. Z resztą nasze spotkanie było dość dziwne...
- Nigdy nie zrozumiem dlaczego dla Ciebie było dziwne.
- Byłam dzieckiem uważałam to za dzwine i tak mi zostało.
Nie zdążył nic powiedzieć, gdyż drzwi się otworzyły. Stała w nich uśmiechnięta Mary.
- Śniadanie gotowe.- uśmiechnęła się i jak szybko się pojawiła tak szybko zniknęła
- To ja już się chyba będę zbierał.
- Zostań na śniadaniu, przecież nie wypuszczę ani ja, ani Titi głodnego. - zaśmiałam się.
- No niech będzie.
- To idziemy, czy jeszcze się chcesz ogarnąć i te inne sprawy?
- To ja za chwilę dojdę.
- Okej, po schodach na prawo. - wyszłam z pokoju zostawiając przyjaciela samego. Titi wcinała w kuchni swoją sałatkę a na stole kilkanaście kanapek.
- Jeju i ja mam to zjeść?
- Nie ty sama, przecież musisz jakość gościa przyjąć, prawda?
- Chciał uciekać, pewnie wiedział co go czeka.
- Zauważyłam, że macie ze sobą bardzo dobry kontakt, lepszy niż ta Rozalia czy Violetta.
- Widzisz, bo z Enzem znamy się od kilku lat, po drugie jest niezastąpiony. Mogę mieć tysiące znajomych czy nawet przyjaciół, go nic nie zastąpi.
- A moim zdaniem powinniście spróbować. - spojrzałam na nią wzrokiem mordercy wiedząc co ma na myśli. - No co? Przystojny, inteligentny, opiekuńczy, dobrze się dogadujecie. Czego chcieć więcej?
- Titi...- spojrzałam jeszcze raz na nią. Na co się obydwie roześmiałyśmy
- Dzień dobry- odpowiedział Enzo przychodząc do pomieszczenia
- Witaj.- powiedziała Titi z uśmiechem a mnie zastanawiało ile usłyszał.
Śniadanie spędziliśmy w miłej atmosferze. Posiedzieliśmy jeszcze chwile a później Enzo stwierdził, że musi isc z Willem pogadać. Odprowadziłam go pod park.
- No przecież się nie zgubię - powiedział wyraźnie rozbawiony
- Chcę mieć pewność.
- Cóż za wiara.
- Wiesz, napadły by cię napalone dziewczyny i w piwnicy byś siedział wtedy co? Teraz mam pewność ze tak nie będzie.
- Ah no tak! Zapomniałem, że jestem obiektem westchnień.
- Na twoim miejscu nie wiem czy cieszyłabym się z tego.
- A co Zazdrosna jesteś?
- O każdej porze.
- Och jak miło. Dobra, musisz się teraz obyć beze mnie - Poczochrał mnie po włosach - Pa Boska.
- Hah, pa Enzo. - przeczesałam ręką włosy i ruszyłam w stronę mieszkania.


***

Witam was z ostatnią długą częścią, z mnóstwem dialogów.
Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu.
Rozdział dedykuję: Oli i Julce.

Zapraszam do komentowania!

Pozdrawiam





czwartek, 18 czerwca 2015

Surprise!

Misie kochane.
Razem z Olką postanowiłyśmy stworzyć dość dziwną mieszaninę pomysłów. Co z tego będzie, nie wiem. Sami ocenicie. Także zapraszam was tu.
Pozdrawiam ;3 

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 15 część 2.

Miejsce w którym spotkaliśmy Enza było dość daleko położone od domu Willa, dlatego trochę czasu zajęło nam dotarcie na miejsce. Na samym początku się dziwnie czułam, gdyż wzrok ludzi, który mierzył mnie z całej trójki, ponieważ byłam najniższa. Kastiel i Enzo wyglądali przy mnie jak wielkoludy a ja mierzę sobie ledwo 170. Mieliśmy świetne humory. Uśmiechy mieliśmy na ustach. Nawet jeżeli były to tylko dwa kąciki ust uniesione do góry. Najgorzej się czułam gdy musieli patrzeć na mnie z góry. To naprawdę irytujące. Oczywiście idąc przez ulicę wiele dziewczyn rzucało mi spojrzenia pełne pogardy, gdyż Enzo, stwierdził, że uczepi się moich ramion. Nie dziwiłam się gdy mijały go dziewczyny i się za nim obracały, gdyż mogłam śmiało stwierdzić nawet jako przyjaciółka, że jest przystojny. Ciemne włosy i w podobnym odcieniu oczy, w których można było się zagubić. Nie żebym sprawdzała... ugh! to wszystko jednoznacznie brzmi.
Doszliśmy w końcu pod budynek. Okazało się, że Willa w domu nie ma, więc Enzo musiał znaleźć klucze, które od razu znalazł. Otworzył drzwi i wpuścił nas do środka. Poszliśmy do pokoju Enza. Duże łóżko pod jedną ze ścian a po obu jego stronach etażerki pod kolor i styl łóżka z ciemnego drewna, Na prostopadłej ścianie znajduje się duże okno a pod nim biurko. Ja z Kastielem usiedliśmy na łóżku,a Enzo zaproponował, że przyniesie coś do picia.
- To co tam Kaziu u Ciebie?
- Normalnie, a co ma być?
- Nie wiem chciałam rozpocząć temat.
- Coś nie wyszło.
- Wiem, ale nie zauważyłeś jak powiedziałam Kaziu...
- To czy nie zauważyłem, a czy zignorowałem to dwie różne sprawy.
- Miło, że mnie ignorujesz.
- Nie ciebie, tylko twoje zaczepki.
- To też?- rzuciłam w niego poduszką.
- Tą nie - Złapał kolejną i mnie nią uderzył.
- Ty!- zaczęliśmy się obkładać
- Bo przejdę do tortur! - Zagroził mi z uśmiechem.
- A ty mówiłeś, że mam się nie bać... - uderzyłam go ponownie.
- Ostrzegałem - zaczął się zbliżać i łaskotać mnie.
- Jak śmiesz! Hahah.- zaczęłam się śmiać. Ostatnio ich nie znalazł. Jedyne moje łaskotki miałam ukryte między żebrami.
- Sama się naraziłaś. Ja ostrzegałem.
- Enzo! - krzyknęłam między przerwami odtrącając ręce Kasa
- To nic nie da.- Wyszczerzył się.
- Nie mogę!- zaśmiałam się. W tym momencie do pokoju wszedł Enzo z trzema szklankami.
- Już ją molestujesz?
- No coś ty! Przecież tylko ty możesz.
- Pff!- chwila nie uwagi Kasa, jest chwila by mu zwinąć...
Szybko znalazłam się za Enzem
- Ratuj - Stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha opierając głowę o jego ramie.
- Zastanowię się, ostatnio byłaś dla mnie wredna...- zrobił minę 'zastanowienia'
- Ja?! No coś ty! Ja przecież jestem grzesznym aniołkiem!
- Masz w stu procentach racje.
- Jak zawsze. A teraz ratuj.- Enzo podniósł mnie na rękach i wybiegł z pokoju.
- Jest i mój wybawca.- krzyknęłam do Kasa.
- Musiał się znaleźć jakiś desperata! - Było słychać krzyk Kastiela z pokoju.
- Uuu! Mocne.- powiedziałam
- Wypraszam sobie!
- Kassie, nie krzyczy się.  - pouczyłam go
- Oj tam!
- Dobra Enzo. Chyba jestem bezpieczna.- powiedziałam do niosącego mnie przyjaciela.- A Ty Kassie, masz się zasad nauczyć.
- Może i jesteś bezpieczna, ale zapłata się należy - Wyszczerzył się.
- One są głęboko we mnie ukryte
- Przecież honorem jest mnie nieść, a ty zapłaty oczekujesz?
- Tak bywa Boska.
- To odstawisz?
- Przemyślę te propozycje.
- Widzę, że tobie nie przeszkadzają moje kilogramy.
- Oczywiście, że nie.
- No to sobie posiedzę.- mruknęłam sama do siebie.
- Najwyraźniej tak.
- Pff.. -  Fuknęłam. Wrócił się do pokoju i posadził mnie na łóżku.- Dziękuję. -uśmiechnęłam się wrednie
- Pff..- prychnął Enzo
- Nie prychaj
- Czy ja Ci wyglądam na konia, że niby prycham?
- Mam odpowiedzieć?
- Pytanie dnia. Odpowiedz wymaga dokładnej analizy.
- Wcale nie wyglądasz na konia.
- Ty na pierwszy rzut oka nie wyglądasz jak wiedźma.
- Dzięki Kastiel, że mi to podsumowałeś.- odpowiedział Enzo
- Dziękuję Wam.- sarknęłam
- Nie ma za co.
- Może na święta dostanę księgę i duży kociołek?- zakpiłam
- Wiedźmy nie obchodzą świąt.
- Będę pierwszą w historii, która to robi.
- Zastanowimy się, czy zasłużyłaś.
- Przypadkiem nie jestem damską kopią Nataniela?- zaśmiałam się
- Teraz to dojebałaś! Jakbyś nią była, zamienienie z tobą zdania było by wykluczone.
- Haha, sama nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam Była bym taką drugą odsłoną Nataniela - Szataniel. Hahaha!
- Hahahaha! Chętnie to zobacze!
- Powiadasz? Mam się przefarbować na blond? - widząc zdziwioną minę Enza. - Nataniel to brat Amber.
- Błagam Cię. Mam już dość blondynek.
- Szerze? Ja też.
- Sekta - Precz blondowi - Tak Kaziu. Zwalczajmy to
- Dobre! - powiedziałam
- Bo moje - Kastiel z wielkim uśmiechem wskazał kciukami na siebie.
- Tak, tak...
- Tylko czekać na wycieczkę i jak będą spać przefarbować ich - Jego szatański uśmiech podkreślił tą wypowiedź.
- Nie biorę w tym udziału.
- A co? Boisz się?
- Skąd. Tylko sama nie chce skończyć z farbą na głowie
- Da się załatwić.
Odsunęłam się na koniec łóżka. - Enzo, nie zostawiaj mnie z tym czym samą. Coś czuję, że i mnie przefarbuje...
- Do twarzy byłoby Ci w Niebieskim.- Stwierdził z uśmiechem Enzo
- I ty przeciwko mnie?- popatrzyłam na niego z wyrzutem
- Ja tylko stwierdzam fakty.
- ta i mam harować jako smerf?
- Była byś żywą Smerfatką.
- Jakoś mi się to nie marzy
- A kto powiedział, że tobie ma?
- Nigdy nie śpię w waszym towarzystwie.- powiedziałam z dziwną miną
- To się jeszcze okaże - Enzo głupio sie uśmiechnął
- Ta...
Ale nigdy nie będziesz miał okazji.
- Nie kracz tyle.
- Już nic nie mówię.- W takim humorze spędziliśmy resztę wieczoru. Oczywiście nie obyło się ciętych uwag, tortur i innych. Wyszliśmy z domu.  Rozpuściłam włosy.
- Może się jednak skusisz?
- I tak mnie nie namówisz Kastiel - Weszliśmy do tego budynku i od razu w moje bębenki uderzyła fale głośnej muzyki.
- To ja idę sobie usiąść.- krzyknęłam do chłopaków
- Zaraz przyjdziemy! - I zniknęli w tłumie. Przeciskałam się, przez tańczące osoby. Wiele osób była już pijana. W końcu dotarłam to pustego stolika. Zaraz po mnie zjawili się chłopaki niosąc ze sobą szklanki.
- Na pewno się nie skusisz? Na powitanie mnie.
- Lorenzo...
- Od kiedy to tak oficjalnie? - Upił łyk drinka.
- Pierwszy raz użyłam twojego pełnego imienia.
- Właśnie dlatego się pytam.
- Bo nie chcę żebyś robił swoich oczek.
- Tych oczek? - Zrobił minę zbitego psa.
- Tak tych.
- Uparta jesteś.
- Jak zwykle - zaczęliśmy rozmawiać na rozmaite tematy. Chłopaki nawet po 3 drinku, wyglądali jakby nic nie pili
- No chłopaki szacuneczek.  Podejrzewam, że byle czego nie macie w tych szklankach. A wyglądacie jakbyście nic nie pili. - oparłam się o siedzenie
- Mocna głowa - Wyszczerzyli się.
- Może lata praktyki?
- A ktoś mówił, że mam słabą - Kastiel spojrzał z triumfem wymalowanym na twarzy.
- Tego nie powiedziałam. Ciekawi mnie ile musiałeś w takim razie wtedy wypić.
- na samą myśl o tym chciało mi się śmiać
- To co? Zbieramy się? - Shadow
- Jest dopiero 20 - powiedział Kas.
- I co z tego?
- Mała, zabawa dopiero się rozkręca.
- Normanie skacze z radości.
- Nie narzekaj- Enzo zarzucił na mnie ramie
- Ugh. -Normalnie duet na 102 jak Alexy i Roza w czasie zakupów.
- No co?
- Nic przecież nie mówię.  - załamałam ręce
- Niech Ci będzie.
- Zawsze jest na moje. - uśmiechnęłam się wrednie
- Jak to mi kiedyś ktoś powiedział, kobiecie należy ustępować.
- Głupie słowa. I tak kobieta postawi na swoim
- Dlatego ustępuje się jej bo by się tylko czas zmarnowało.
- To już wiem dlaczego się nie kłócimy.
- I bardzo dobrze.
- Ale wiesz... I tak lubię się kłócić.
- Od tego masz mnie. - wyszczerzył Kazik
- Pamiętam. I czekam na pretekst by cię wkurzyć. - zażartowałam
- Dzisiaj się ich nie doczekasz.
- Jaka szkoda
- Nie powiem, że nie.
-No i nie mam swojej jedynej rozrywki
- Smuteczek. Chyba musisz znaleźć sobie inną
- Chyba tak. - mimowolnie wtuliłam się w obejmujące mnie ramie
- Idę po jeszcze jednego, też chcesz?
- Możesz wziąć - Enzo nie ruszył się z miejsca.
- Nie idziesz z nim?
- Po co?
- Dla towarzystwa?
- Tu też mam towarzystwo - Objął mnie mocniej.
- Zaraz mi oczy wylecą jeżeli jeszcze mocniej mnie ściśniesz. Na co się uśmiechnął i przysunął mnie bliżej siebie- Nie chuchaj mi do ucha.  - zwróciłam się do niego
- Czemu? - Nie zaprzestał, a na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Bo to źle na mnie działa. - tsa. Tak to jest kiedy ma się najwrażliwsze miejsce za uchem i przez to twarz nabiera rumieńców.
- Oj no weź...
- Wolę nie wiedzieć, co jej tam szepczesz, że jest cała czerwona - Kastiel wrócił z ich drinkami.No zajebiście. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Dziwne. Ale tak po prostu mam.
- To tylko mój przyjaciel. Nie fantazuj sobie. - wydukałam.
- Yhym, yhym - Enzo zabrał od niego swoją szklankę i w końcu zaprzestał.
Lecz mu zabrałam i wypiłam łyka bez skrzywienia mimo ze było dość mocne. Oddalam mu z uśmiechem  napój. Obydwoje się na mnie patrzeli.
- No co?
- Przecież nic nie mówimy.
- Nie widzieliście dziewczyny spożywającej alkohol?
- Sami Cię do tego namawialiśmy.
- To był łyk a nie szklanka. To różnica.
- Oj tam.
-  Więc może opowiedzcie jak się poznaliście?
- Poznaliśmy się, na tej oto kanapie.
- Że jak?
- Kiedyś Will mnie tu wyciągnął, jak się okazało znał się z Kastielem i tu się poznaliśmy.
- Taa.. Jeszcze taj samej nocy siedzieliśmy na jednym komisariacie.
- Co robiliście? - zapytałam zaciekawiona
- No wyszliśmy już z klubu trochę podpici i się wygłupialiśmy na ulicy i policja nas zgarnęła.
- Jednak dobrze, że nie piję- zaśmiałam się- a znając życie "trochę" znaczy bardzo - dodałam
- Mówiłem już, że pyskata się zrobiłaś?
-Trochę tego jest
- Będzie jeszcze więcej.
- To mnie rozróżnia od innych szatynek
- Że jesteś pyskata?
- To, że zadaję się z dwoma debilami.
- Za to nas lubisz Boska - Enzo przysunął mnie jeszcze bliżej siebie. Czułam, że moje policzki robią się znów czerwone. Nie było miedzy nami żadnego odstepu.
Może nie powinnam się rumienić. Enzo to mój przyjaciel, lecz ta bliskość była niebezpieczna, nawet jak na przyjaciół.
- Twoje policzki są w kolorze moich włosów.- zakpił Kas, na co zgromiłam go wzrokiem, na co tylko się uśmiechnął ironicznie - Jej spojrzenie mówi 'zaraz Cię zabiję'. Nie sądzisz?
- Jeszcze trochę, a cały będziesz w kolorze swoich włosów i to od własnej krwi.- warknęłam zła.
- Widzę, że nie tylko spojrzenie - Głupio się uśmiechnął.
- Ugh.- miałam ochotę powiedzieć " wal się" ale miał rację. Strasznie źle się czułam w obecnej sytuacji. Kompletnie nie wiedziałam co robić.Odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, a twarz schowałam za brązowymi włosami.
- Dobra weź już odpuść.- odpowiedział brunet.
- Ja przecież nic nie mówię.
- Muszę do łazienki. - powiedziałam wyplątując się z ramion Enza. Trudno mi było z początku znaleźć łazienkę, ale gdy dotarłam do baru, okazało się, że są tuż obok niego. Weszłam do niej. Odkręciłam kran i przemyłam twarz, mimo że moje policzki mnie piekły. Nie zwracałam na różne dźwięki z kabin. Rozmyślałam i próbowałam się na tyle uspokoić by moje rumieńce zeszły. Zaprzestałam po kolejnym chluście zimna wodą. Wytarłam twarz i ręce. Znowu zaczęłam się przeciskać przez tłum. Jakiś nawalony typ się przystawiał, ale nie zwracałam na to uwagi. Usiadłam jak najdalej końca.
- A ty co?
- Nic- odmruknęłam. Szczerze nie miałam ochoty rozmawiać.
- O te żarty Ci chodzi? No serio? - Serio Kastiel .Seriously
- O nic mi chodzi. - kłamałam jak z nut.  Mimo, że moje sumienie właśnie kazalo zrobic co innego.
- To może już lepiej będziemy się zbierać..? - Enzo. Bohater sytuacji.
- Możemy zostać. Wasz wybór. - Tak Shadow, pokazuj jeszcze bardziej swoje miekkie "ja".Enzo spojrzał na czerwonowłosego. Ten dopił resztki ze szklanki i wstał - To idziemy?- Kiwnęłam głową i również wstałam. Załamane miałam ręce a twarz schowaną za włosami. Świetnie, popsułaś chłopakom wieczór.- upominało mnie dalej sumienie.
Przeciskaliśmy się przez tłum co było nie lada wyczynem. Kastiel miał czekać już na zewnątrz. Przy wyjściu zaczepił mnie jakiś schlany facet.
- Czego?- warknęłam.
- Mała mosze mjałabyś ochode? Bendzje fajnjee.- wybełkotał.
- Proszę mnie zostawić. - odpowiedziałam grzecznie.
- Mófje Cji! bendzije super!- Ten facet złapał mnie za ramię.
- Zostaw mnie! - Próbowałam się wyrwać, ale niestety.
- Ej! powiedziała Ci coś! - Enzo przecisnął się przez tłum. Wyrwał moje ramię. Chciał zapewne coś  od siebie, ale sama go wyciągnęłam. Jakoś nie miałam ochoty tam być. Gdy poczułam świeże powietrze od razu czułam się lepiej.
- Co tak długo?- zapytał Kastiel zgniatając niedopałek papierosa.
- Zatrzymał mnie pijany facet, dobrze że był Enzo.- odezwałam się wkładając ręce do kieszeni kurtki.
- Eh.Ciebie na chwile nie można samej zostawiać.
- Nie chce mi się kłócić.
- No dobra. Idziemy.-  Nic nie powiedziałam tylko zaczęłam iść. Dlaczego mnie tak zawstydził komentarz Kasa. Dlaczego tak zareagowałam. Nie wiem. Nie znam na raizie odpowiedzi na te pytania. Mam nadzieję, że to jedynie przez to, że pierwszy raz to usłyszałam. Szliśmy w ciszy. Po chwili Kastiel się od nas odłączył a Enzo powiedział, że mnie odprowadzi.
- A która tak właściwie godzina?- Wyjął z kieszeni telefon.
- 21:21
- Hahah. - zaczęłam się rozluźniać, gdyż przypomniałam sobie, że każda godzina coś "znaczy".Zadzwonił telefon towarzysza.
- Przepraszam. Halo? ... Zajebiście. - Zakończył rozmowę w niezbyt dobrym humorze.
- Will wyszedł do kolegi na noc i oczywiście jest na tyle rozgarnięty, że pamiętał, że też tam mieszkam i zabrał klucze.
- Może u mnie przenocujesz? Przekonam Titi. - zaproponowałam
- Nie chciałbym robić problemu.
- Mi tam nie robisz.- uśmiechnęłam się do niego. Zaraz po tym weszłam do mieszkania.
ciągnąc za sobą przyjaciela
- Niech Ci będzie.
***
Postanowiłam, że będą 3 części. Dodaję go na szybkiego, więc przepraszam za literówki.
No a teraz do książek.
Pozdrawiam ;* 



niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 15 część 1.

Słońce dzisiaj o wiele słabiej świeciło niż wczoraj. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 11:30. Widzisz Enzo, mnie nie da się dobudzić. Popatrzyłam  na telefon. 11 nieodebranych połączeń.Wszystkie od niego. No nieźle. Nacisnęłam by do niego zadzwonić.
- Śpisz jak jakiś niedźwiedź.- usłyszałam rozbawiony głos.
- Mówiłam ci.- zaśmiałam się.
- Od kiedy masz racje?
- Zawsze ją mam.
- Tsa...
- Coś sugerujesz?- uwielbiałam się z nim droczyć. Jak byliśmy dziećmi nie było dnia bez takiego typu rzeczy. Gdy się wyprowadził brakowało mi go. Ha! Nawet bardzo. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Oczywiście, że nie.
- Dobrze. Nadal spać mi się chce.- ziewnęłam
- Całe życie byś przespała.
- No jasne.
- Jak zwykle moje przypuszczenia nie są błędne.
- No widzisz.
- Jak się spało?
- Idealnie. - mówiłam naciągając się.
- A jakieś plany na dzisiaj masz?
- O 14 wyciąga mnie irytująca osoba a ja musiałam się na to spotkanie zgodzić, a ty?- Tylko Kastiel potrafi mnie zdenerwować, roześmiać i zrobić tak, bym nie wiedziała jak odpyskować. Irytujący to trafne określenie, ale lepiej nie będę mu wspominać, że użyłam takiego określenia.
- Spotykam się ze starym znajomym o 14. Więc nie mam wyrzutów, że zostawiam Cię w ten cudowny dzień na pastwę losu.
- No popatrz! Ja tu cie bronie przed twoją dziewczyną a ty nic. - prychnęłam
- Skoro się zgodziłaś, nie może być aż tak źle.
- Nie mam pewności...
- Aż takie złe masz mniemanie o tym 'znajomym'?
- Skąd, po prostu nigdy nie ma  pewności co ktoś zrobi.
- Różnie bywa.
- Właśnie...
- Dobra ja kończę. Żegnaj Boska.
- Pa.- uśmiechnęłam się. Telefon położyłam na biurku. Czując głód zeszłam do kuchni, w której siedziała Titi.
- Dzisiaj masz wolne?
- Tak. - odpowiedziała patrząc w gazetę.
- O 14 wychodzę, masz coś przeciwko?- zapytałam nalewając do miski mleka i wsypując płatki. Po tej akcji wolałam się zapytać, mimo że to nie miało nic ze mną wspólnego.
- Nie. Jesteś młoda, bałam się, że nie znajdziesz tu znajomych i całe dnie w domu będziesz siedziała.
- A jednak. - wzięłam się za jedzenie, międzyczasie rozmawiałyśmy na przeróżne tematy. Wtedy mi się przypomniało, że mam dowód na moją niewinność. Widząc go zaczęła przepraszać, że mi nie wierzyła. Byłam wdzięczna za taką wspaniałą osobę, w lepsze ręce nie mogłam trafić. Pozmywałam i poszłam się ubierać. Jako, że w mojej szafie goszczą  w
większości czarne i szare ubrania nie miałam większego wyboru, nie żebym ich nie lubiła, bo w końcu sama je wybierałam. Zdecydowałam się na czarne spodnie oraz koszulę w kratę. Włosy związałam w kitkę, by mi nie przeszkadzały, chociaż lubiłam swoje brązowe lekkie fale. Z makijażu zrezygnowałam. Jakby nie patrzeć to nigdy go nie robiłam. Uważam, że jest on niepotrzebny. Pewnie dziewczyny, które kochają się malować, by mnie teraz obrzuciły pogardliwym spojrzeniem, lub stwierdziły, że jestem dziwna z czym mogłabym się śmiało zgodzić.
Stalowe oczy wlepiały się w moje odbicie. Ciekawiło mnie po kim je mam, czy po mamie czy po tacie. Pewnie się tego nie dowiem, w końcu gdyby mnie chcieli to by nie oddawali....
Me rozmyślanie przerwał dzwonek do drzwi. Na wyświetlaczu pokazywała się godzina 13:50. Pewnie Kas. Wzięłam komórkę, ubrałam swoją ramoneskę i trampki. Za drzwiami stała oczekiwana przeze mnie osoba.
- Co tak stoisz? Idziemy czy nie?- odezwał się po chwili.
- Mnie się pytasz? To ty mnie wyciągasz.
- No to chodź.
- Idę. - zamknęłam drzwi a klucze schowałam do torebki i ruszyliśmy. Kastiel szedł z rękoma w kieszeni. Szliśmy cały czas prosto, a już dawno nie wiem gdzie jestem, gdyż tej części miasta nigdy nie odwiedzałam, przez co przysunęłam się bliżej Kasa. Ciężko było mi go dogonić, gdyż stawia dość spore kroki a jest dużo większy. W końcu cierpliwość mi puściła.
- To dowiem się w końcu, gdzie idziemy?
- Do mojego znajomego, dawno się z nim nie widziałem.- dziwne, że Enzo mi to samo powiedział, pewnie zbieg okoliczności.
- A ja tam po co?
- Coś mu tam wspomniałem, że mam dziewczynę.- zakrztusiłam się własną śliną a mój wzrok mówił  "powiedz, że nie jest tak jak myślę, a jeżeli jest to masz przekichane"- No co?! Jedyna się nadawałaś!
- Czyli jako jedyna mam mózg?
- To też.
- To wyjaśnia, dlaczego nie zabrałeś Amber.
- Ona była by ostatnią osobą którą bym gdziekolwiek zabrał.
- Byłoby zabawnie.- wyobrażając sobie idącego Kastiela a na jego ramieniu uwieszona Amber. Ten widok by mnie rozbawił do łez.
- Zależy dla kogo.
- Dla mnie bardzo. - uśmiechnęłam się wrednie.
- Ej!- Szturchnął mnie łokciem.
- No co? - próbowałam się nie roześmiać.
- Masz wybujałą wyobraźnie, więc coś tam przy nim powymyślasz.
- Ucieknie zobaczysz.
- Dlaczego miałby?
- Sam powiedziałeś, że mam powymyślać.
- Ale aż tak?
- No nie wiem nie wiem. Daleko jeszcze?- marudziłam. Nie lubiłam nie wiedzieć gdzie idę, gdzie jestem, bądź ile zostało.
- Tyle ile powinno.
- No to nigdzie dalej nie idę.- zatrzymałam się w miejscu.
- A jednak. - Chłopak podniósł mnie na rękach.
- Kurde!- to jakieś fatum?
- No co? Ty nie używasz nóg, zrobię to za Ciebie.
- Jaki dobry. - mruknęłam. Ale musiałam przyznać, widoki były tu piękne. Mijaliśmy różne stoiska, budynki, drzewa i ławki, na której siedzieli młodzi ludzie.
- Inny być nie umiem.
- Wspomnę twoje słowa.
- Wspominaj do woli.- przewróciłam oczami. Jak ten człowiek działa mi na nerwy. Swoje ślepia wlepiłam przed siebie. Krajobraz był dość monotonny. Lampa, drzewo, ławka, lampa, drzewo, ławka. Jakieś dzieci bawiły się wśród liści a rodzice patrzyli rodzicielskim wzrokiem. Nie powiem zazdrościłam. Lecz można do tego się przyzwyczaić. Zmieniając temat, musiałam przyznać, że Kas dość silny jest, skoro mnie dźwiga i nie narzeka. A do lekkich nie należę. Zobaczyłam wyłaniającą się postać, która była tak ustawiona pod słońce, że nie mogłam rozpoznać kto to.
- To ten, bodajże brunet?
- Owszem.
- Widzę, że musiałeś jakąś porwać - Ten śmiejący się głos był mi bardzo dobrze znajomy. Z każdym krokiem byliśmy coraz bliżej a ja mogłam dostrzec twarz.
- Enzo...?! - Kastiel spojrzał się na mnie zdezorientowany.
- Hahahaha! Shadow! I to jest ta twoja 'dziewczyna'? Hahahaha!- tak to był Lorenzo, zaczął się śmiać jednocześnie trzymał się za brzuch
-  Gdybyś powiedział, że to temu durniowi masz tłumaczyć to bym Ci powiedziała, że to mój przyjaciel. - zwróciłam się do Kasa
- ... -Kastiel.
- A więc to ten dręczyciel?
- Nie wcale.
- Dręczyciel? - Kastiel spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Przysięgam, ze cie uduszę. - powiedziałam bezgłośnie do Enza.
- Ile razy to już słyszałem?
- W tym roku? Po raz pierwszy. Kaziu puść mnie.
- Chętnie, masz ciężką dupe.
- No co ty nie powiesz. - postawił mnie na ziemie. - Enzo, skoro wczoraj chciałeś się tulić dzisiaj mam rozumieć też chcesz?
- Oczywiście.- Odparł z uśmiechem.
- No to misu.- otwarłam ramiona co musiało śmiesznie wyglądać.
- Emm... Nie przeszkadzam wam?
- Jak chcesz to też chodź.
- Czy ja Ci wyglądam na pedała?
- Wiesz Mnie nie pytaj- uśmiechnęłam się wrednie. Oj Kaziu, nie chcesz wiedzieć co o tym myślę.
- I teraz wiadomo, dlaczego powiedział dla zmyły, że ma dziewczynę.- zakpił Enzo.
-Hahahahhah- nie powstrzymałam śmiechu.
- A gdzie twoja?
- Od dzisiaj jestem wolnym - Otworzył ramiona - człowiekiem - I zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Jak to? - zapytałam
*Retrospekcje Enza*


*Wracamy do Shadow*

- Tak wyszło.
- Czyli Rozwód zakończony sukcesem?
- Tak.
- No! To teraz bez przeszkód możemy się napić - Spojrzeliśmy na Kastiela - No co?
- Nie  chce wiedzie co teraz będziesz mówił jak się nachlasz.
- Już mówiłem, że to była jednorazowa akcja!
- Oczywiście. - wtuliłam się w Enza, a on mnie bardziej objął. Ciepły jest.
- To idziemy?- Kastiel jak zwykle nie miał cierpliwości.
- A gdzie mieliśmy iść?
- Ja już zaproponowałem.
- W sumie może być.
- Nie odpowiadam za jego poczynania oraz tachać do domu nie będę.
- Za to ja Ciebie mogę - Zaproponował Enzo.
- Znając tego - wskazałam na Kasa. - Schlejecie się w 4 trupy.
- Nie wiedziałem, że mamy do czynienia ze słabą głową - Enzo się zaśmiał.
- Pff... To była jednorazowa akcja co powtarzam kolejny raz, a zobaczymy, jaką wy macie.
- Nie piję- stwierdziłam. Jakoś nie ciągło mnie do tego, a po ostatnim spożyciu za dużej ilości alkoholu wczorajszy obiad zwróciłam, wolałam dzisiaj tego uniknąć.
- Abstynentka? - Kastiel głupio się uśmiechnął i lekko uniósł brwi.
- Nie i ktoś trzeźwy musi być-  mówił za mnie rozsadek
- Przecież ja się nie spije - Enzo spojrzał w dół na mnie.
- Nie widziałam to nie wiem.
- Co za brak wiary.- Szturchnęłam go miedzy zebra.
- Titi jest dzisiaj w domu. - [ Tak Shadow szuka wymówki]
- Dobra, dobra.
- Chyba, że będziecie się jej tłumaczyli.- Teraz wiedziałam, że nie będą mnie nakłaniali.
- Nie sadzę, żebyśmy ją przekonali, tym bardziej po tej akcji z kuzynką Danielle.
- To macie odpowiedź
- No niech Ci będzie.
- To idziemy, czy zaczniecie się tu jeszcze całować? - Kastiel jest ewidentnie znudzony. Co on właśnie powiedział. Szok. Ale nie dam mu satysfakcji. Może żartować do woli.
- Zabawny jesteś. - sarknęłam
- Jest realistą z tego co zauważyłem - Enzo się wyszczerzył.
- Chyba optymistą. Za wesoło mu.
t- Ja i optymizm? Ciekawe połączenie.- zakpił
- Skoro bez pomocy używki masz kto wie jakie fantazje to źle z tobą.
- A skąd wiesz, że bez wspomagaczy? - Szatańsko się uśmiechnął.
- Fajki to norma. A co innego brałeś, to ja nie wie wiem- powiedziałam obojętnie.
- O jakie rzeczy ty mnie osądzasz?
- O takie jakie słyszysz?
- Ostatnio pyskata się zrobiła - Odparł do Enza.
- Ja tego nie zauważyłam.
- Ona pyskata? No co ty? - Zrobiłam minę aniołka.
- Widzisz. - skrzyżowałam ręce
- Pff.. On się nie liczy.
- Lysander też na pewno nie powie, że jestem pyskata. - Posłał mi zabójcze spojrzenie.
- A to nie dziwnie tak wcześnie pić? -Słuszna uwaga Enzo. Jeden z niewielu myślących w tym gronie. Co ja mówię?! Jego chwila sławy i tyle.
- Mnie nie pytaj. - odpowiedziałam.
- No niby tak. To gdzie idziemy? Do wieczora jeszcze troche.
- Możemy do mnie iść. Will nie powinien się obrazić.
- Mi tam odpowiada. - Stwierdził Kas.
- Prowadź panie - Odparłam w stronę Enza.


***
Jak się przywitać? Ohayou? Hello? Cześć?
Nie zastanawiajmy się nad tym. 
Rozdział wyszedł znów z mnóstwem dialogów, jednak to jest jedynie ten rozdział i jego części.
To jest jedna z 2, 3 części. Nie wiem kiedy będą,gdyż muszę je jeszcze sprawdzić. [Ten i tak ma wiele literówek, błędów stylistycznych i ortograficznych. 
Wybaczcie, że bez kolorów, ale chciałam to szybko dodać, bo tutaj mnie prawie TYDZIEŃ nie było.
No to chyba tyle.
Pozdrawiam :*.
Zażalenia przyjmuję w komentarzach :>. 







poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 14

Jesienne promienie już słabego słońca otulały moją twarz zmuszając powieki do otwarcia.  Z początku oślepił mnie jego blask, lecz po chwili było w porządku. Wstałam leniwie z łóżka. Moje włosy, które żyją własnym życiem związałam w wysoką kitkę. Ubrałam się i spakowałam. Wreszcie piątek. Zakończenie kolejnego tygodnia nauki. Właśnie.. "Umilmy" dzień dla Enza. Zawsze lubił pospać, ale nie ma tak dobrze. Wybrałam jego numer i po kilku sygnałach odebrał.
- Halo - Powiedział dosyć zaspany.
- Wstawaj leniu! Już po 7!
- Tsaa... Już. Nie pomyliło Ci się z dopiero?
- Nic nigdy mi się nie myli- powiedziałam z triumfem w głosie.
- Aż tak za mną tęsknisz, że dzwonisz po 7? - Pewnie ma tez swój uśmieszek jak to on.
- Chciałbyś. - odgryzłam mu się.
- A żebyś wiedziała - Usłyszałam jak cmoknął powietrze.
- Widzisz, wiem wszystko.
- Jak zawsze boska.
- Jak zawsze.
- To po co zawracasz mi czuprynę o tej jakże zacnej godzinie?
- A tak, chciałam Ci umilić dzień. A śpisz dużo, a co za dużo to nie zdrowo.
- Od kiedy to się tak o mnie martwisz?
- Oj od zawsze.- zaśmiałam się
- Oh jak miło.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.- uśmiechnęłam się
- Podejście trzecie. To po co dzwonisz o poranku?
- Przecież powiedziałam przed chwilą.- zmarszczyłam brwi.
- Co za dużo przechodzonego dnia to nie zdrowo, dla tego idę spać. Dobranoc.
- Ejejeje, ja tu za budzik robię a ty mnie olewasz. I na dodatek używasz moich słów. - udałam oburzenie.
- Tak naprawdę, każde słowo należy do kogoś innego, więc przez całe życie używasz słów milionów ludzi i Ci tego nie wypominają. I nie przypominam sobie, żebym Ciebie nastawiał na pobudkę.
- Od kiedy jesteś taki filozoficzny? Ja tu staram się być miła a ty co.- prychnęłam.
- Twierdzisz, że filozofowie nie mogą być mili?
- Tego nie powiedziałam
- Ale zasugerowałaś.
- Tak sobie tłumacz.
- Jakoś trzeba...
- Pff...
- Wstań, umyj się. Nie ma tak dobrze!
- Nie będziesz mi życia układać. Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem.
- Może i nie bę... zaraz co?
- Dobranoc boska!
- Jakie jeszcze! Twoja dziewczyna powinna dbać, abyś się nie wysypiał.
- Widzę, że już się tym zajmujesz.
- Jak ona nie potrafi to ktoś musi.
- Sama woli się wyspać.
- Gdybyś był dla niej ważny to by miała gdzieś, że jest nie wyspana.- stwierdziłam dobitnie.
- Sama sobie odpowiedziałaś.
- Kłótnia przed małżeńska?
- Co najmniej raz w tygodniu zamiast kawy.
- Podobno kłótnie wzmacniają związek.
- A z tobą się nigdy nie kłócę.
- Po pierwsze nie widzieliśmy się pięć lat, po drugie nasza przyjaźń nie potrzebuje wzmocnienia.
- A po trzecie dobranoc!
- Nie dam!
- Jedna upierdliwsza od drugiej
- Czy ty insynuujesz, że jestem upierdliwa?
- Nie śmiałbym.
- Mam nadzieję.
- To skoro już mnie rozbudziłaś, będziesz musiała to jakoś odpokutować.
- Co masz na myśli?
- Sam nie wiem, dziwnie myślę z rana.
- Mam się obawiać?
- Mnie? No coś ty!
- No właśnie nie wiem.
- Uważam to za zniewagę mojej osoby.
- Przecież nic nie mówiłam.- [anielska mina]
- Ja też nie.
- I dobrze. - sarknęłam
- Potem Cię dorwę - Wyszeptał
- Już się boję. - zaśmiałam się
- I dobrze - Cmoknął powietrze
- Znowu mnie cytujesz
- Ktoś musi
- A co jeżeli już ktoś to robi?
- Ale nie możesz wykluczyć, że nie.
- Niby tak, ale sam mówiłeś, że wiele osób mnie cytuje i nie przeprasza.
- Jak zwykle wszystko trzeba Ci dokładnie wytłumaczyć. Mówiłem, że ty cytujesz miliony osób, bo każde słowo do kogoś należy.
- Właśnie zasugerowałeś, że nie rozumiem twoich słów.
- Stwierdzenie, a zasugerowanie to dwie różne rzeczy.
- Przyznałeś, że stwierdziłeś. Ranisz moje uczucia
- Przepraszam. Jak mogłem? Czy kiedykolwiek mi wybaczysz boska?
- Pozwól, że się zastanowię nad taką opcją
- Jak możesz mnie tak trzymać w niepewności?!
- Niech ci będzie, że Ci nie...  - specjalnie urwałam.
- Idę po sznurówkę...
- By zawiązać Wybaczam buta mam rozumieć?
- Zaraz buty nie będę mi po... Zaraz co?! O litościwa pani padam do stóp.
- Zobaczysz kiedyś przez twoje gadanie stanę się zarozumiała.
- Dopiero doszłaś o co chodzi?
- Niee wcalee... - przeciągnęłam ostatnie "e".
- Echh.. Dobra boska, ja idę się ubrać, chyba, że chcesz mi pomóc.
- Czy ty właśnie niemoralną propozycje mi składasz?
- Zależy jak na to spojrzeć. Ale skądże!
- Patrzę i stwierdzam, że nadal nie potrafisz się ubrać, mając 17-ście lat
- Wiem, że chcesz mnie nauczyć. I kto tu komu składa niemoralne propozycje?
- Owszem wiem, że chciałbyś, ale nie wiem czy mam czas musiałabym sprawdzić w terminarzu... po drugie nic nie składałam, sam sobie dopowiedziałeś.
- Jak zawsze dla mnie nie masz czasu. Czuję się strącony na ostatni tor.
- Robię to dla twojego dobra, byś nie miał brudnych myśłi. - od razu skojarzył mi się Kazik, dlaczego? Nie wiem.
- Brudne to ja mam sny kochana. Me dobro sprowadza się do doprowadzenia mnie w depresje i pozostawieniu na pastwę Daniel? O jak miło.
- Wiesz, co do snów, to wolę się w nie nie zgłębiać. Przykro mi, ale coś za coś.
- Już wystarczająco w nich toniesz. To przyjdziesz, czy ja mam Ciebie odwiedzić?
- Tsa... - nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. - Jakbyś zapomniał, jestem pilną uczennicą i się edukuję w porównaniu do ciebie\
- Dla mnie nie zrobisz wyjątku?
- Tak bardzo nudzi ci się z twoją przyszłą żoną?
- Raczej niedoszłą
- Nigdy nie mów nigdy
- Nie zmieniaj tematu
- Nie zmieniam przecież.- znał mnie jako dziecko i teraz wie, kiedy i co planuję zrobić.
- Wmawiaj sobie. To co Boska przyjdziesz? Tak ładnie prosze
- No i kto za mnie pójdzie się edukować, hę?
- Bogu mój i zbawieniu! Już ja coś wykombinuje, a co? Wątpisz we mnie?
- Skądże.
- To dobrze.
- Definitywnie masz na mnie zły wpływ.
- Kiedyś to musiało się wydać.
- No niestety...
-Dobra to zaraz Ci wyślę adres.
- Czyli ja mam przytachać mój tyłek?
- Przyznaj, że jednak bardzo ładny tyłek.
- Właśnie się przyznaleś, że wczoraj się na niego patrzyłeś
- Tego nie powiedziałem
- Pierwszy raz nie wiesz co powiedzieć! - zaśmialam się
- Źle na mnie działasz!I nie zmieniaj tematu!
- Nie zmieniam, i ja jestem aniołem. Mam wpływ jedynie dobry. - poruszylam w dziwny sposob brwiami.
- Aniołem powiadasz? Ten temat podlega dyskusji.
- Widzisz, w jednej kwestii się zgadzamy.
- Właśnie zaprzeczyłaś swojej idealności.
- Nikt nie jest idealny.
- Ten temat również podlega dyskusji. Jakieś jeszcze?
- Chyba nie. Bynajmniej wydaje mi się, że nie.
- To użyjesz swoich czterech liter by tu przyjść?
- A mam inne wyjście?- westchęłam.
- Jakieś niby jest, ale wtedy marnie z tobą.
- Moje życie lub zdrowie będzie zagrożone?
- Powiedzmy - Słyszałam jak krząta się po pokoju.
- Wiesz, chce dożyć spokojnej starości by moje przyszłe koty miały właścielkę.
- Już ja się postaram, żebyśmy przeżyli.
- Żebyśmy? - zapytałam zdziwiona
- Ktoś musi Cię dręczyć. A ty co myślałaś?
- Że ja i moje koty będziemy mieli spokój.
- Zabolało. I to bardzo. Chcesz mnie tak zostawić na pastwę losu.
- Oj wybacz jaśnie książę, bo ja grzeszna zgrzeszyłam. Przecież będziesz miał swoją żonę. No to nie zostawię Cię na pastwę.
- Grzeszna powiadasz? A co do żony, to nigdy nie mów nigdy.
- Oj tak się mówi.
- Nie byłbym tego taki pewny.
- Coś sugerujesz?
- Oczywiście, że nie. Przecież zawsze przechodzę do konkretów.
- Mam nadzieję.
- Nadzieja matką głu... - Coś szeptał pod nosem, ale nie dosłyszałam.
- Mówiłeś coś?
- Ja? Nie.
- Coś kręcisz, ale udajmy że tego nie słyszałam.
- To się zbieraj i chodź tu szybko bo mi zimno
- Przecież nie ma zimy.
- Ale ktoś mnie musi ubrać, albo przytulić. Osobiście wolę tę drugą opcje.
- Ubierz się. A przytulić, no dobra niech stracę.
- Przemyślę to
- Jaki łaskawy...- mruknęłam.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nic.
- To przyjdziesz Boska?
- Przyjdę, przyjdę.  Już tęsknisz?
- Nawet nie wiesz jak bardzo -
- Wyobrażam to sobie -
- Ja już to widzę -
- Nie wiem, jakie masz wyobrażenia. I nie wiem czy chcę je znać.
- Może kiedyś...
- Podobno było ci zimno...- zmieniłam szybko temat, gdyż czułam, że tracę kontrolę nad nią
- Nadal jest więc szybko, bo będziesz tu częściej przychodzić jak będę chory i to przez Ciebie. Nie to, żeby mi to przeszkadzało.
- Wiesz, nie żeby coś, ale ma się kto tobą opiekować. - nie wiem dlaczego ciągle uciekam do jego dziewczyny.
- Ty?
- Nie?
- Ah! Chodzi Ci o Daniel. A co zazdrosna jesteś? Nie ma o co.
- Dlaczego miałabym być zazdrosna?
- Z tobą różnie bywa.
- Myślałam, że pamiętasz, iż nie zazdrościłam nikomu lalek.
- Fakt.
- Więc chętnie poznam wybrankę twojego serca.
- Już ją znasz.
- Przecież...
- Taka jedna.
- To jakim cudem miałabym ją znać?
- Kiedy przyjdziesz?
- Nie zmieniaj tematu!. Już ubieram buty i idę.
- To szybko!
- Adres i wytłumaczenie jak mam .
- Jakaś tam dzielnica. Zaraz Ci prześlę adres. Z parku którymś tam wyjściem i prosto na dzielnice.
- Miło, szkoda, że tych wyjść jest aż 3!
- chyba te ostatnie. Mam nadzieję, że to one, Tylko biegać nie mogę, więc sobie poczekasz
- Będę czekać, tylko szybko.
- Pff... Adres czekam. - powiedziałam wychodząc na ulicę i się rozłączyłam. Miarowym krokiem doszłam do parku. Jak też mówiłam. Były 3 wyjścia. Wybrałam to ostatnie od lewej. I jak się okazało był rządek domków jednorodzinnych. Dźwięk esemesa przerwał moje myślenie.  " Boska, drugi dom po prawej". Podeszłam pod wskazane miejsce.  Był to niebieski domek z czerwoną dachówką. Okna miały czarne obramowania. Weszłam przez bramkę i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.Po chwili usłyszałam kroki, a drzwi się otworzyły. Ja myślałam, że on żartował... Przede mną stał uśmiechnięty Enzo w samej bieliźnie. Puścił mnie do środka, a dokładniej przestrzennego salonu.
- Mówiłam ci, żebyś się ubrał.
- Ale wcześniej wspomniałaś, że dalej tego nie umiem.
- Widocznie miałam rację.
- Jak zawsze.- Uśmiechnął się - A teraz chodź tu bo mi zimno.
- Nie mówiłam, że się zastanowię? Ups... - Zaczęłam się powoli małymi kroczkami cofać i w końcu obróciłam i chciałam biec, niestety bezskutecznie. Lorenzo złapał mnie od tyłu i oplótł ramionami.
- Za późno.
- No co ty nie powiesz? - użyłam sarkazmu
- Misiu ile razy Ci mówiłam, zamykaj drzwi? - Jakaś dziewczyna dopiero wchodziła do mieszkania i zamykała za sobą drzwi. Jak mniemam to jego dziewczyna. Gdy się odwróciła by wejść w głąb domu stanęła niczym słup- Co to ma znaczyć?! Czy ja Ci już nie wystraczam, że szukasz sobie jakiś [obelga ku Shadow]?! A tak właściwie kto to jest?!- Enzo powoli i niechętnie z tego co zauważyłam puścił mnie.
- Spokojnie... - Nie dała mu skończyć.
- Jak ja mam być spokojna?!
- Dasz mi skończyć?!
- Nie krzycz na mnie! - Ciężko westchnął i błagalnie spojrzał na mnie.
- Danielle, prawda? Enzo opowiadał mi o tobie. Jak widzisz mam też imię. Shadow.Tego tu - Wskazałam palcem na Lorenza -  przyjaciółka z dzieciństwa.- gdyby nie brunet to bym zignorowała ją
- A ty się nie wtrącaj w nie swoje sprawy [Obraza]. Zaraz Enzo? - Zmarszczyła brwi. Ona jest taka tępa, czy udaje? Z kim ty się kurwa związałeś?
- Dość tego! Nie obrażaj jej!
- Co ty powiedziałeś? - Gniewnie na niego spojrzała unosząc brwi i lekko rozszerzając oczy.
- Enzo. Spokojnie, może mówić do woli. Nie zniżę się do jej poziomu. - próbowałam go uspokoić, widząc że jest lekko wyprowadzony z równowagi.
- Nie. Niech mówi. Chętnie posłucham, co ma mi do powiedzenia. Że niby ją wolisz tak? - Wskazała palcem na mnie. Enzo wyraźnie mający dość całej sytuacji usiadł na oparciu kanapy, która znajdowała się za nim i oparł czoło na dłoni - Ja pierdole - Wyszeptał do siebie co usłyszałam i mimowolnie lekko się uśmiechnęłam .
- No powiedz teraz! A Ty idiotko z czego się tak uśmiechasz?- krzyczała dalej.
- Oj możesz przestać? - powiedziałam od niechcenia.
- Nie odzywaj się do mnie! A ty mów!
- Czy chociaż raz, nie możesz mi rozkazywać?! Po prostu dawno się nie widzieliśmy przytuliłem ją. Tyle. Trudno pojąć?
- I specjalnie przyszła tu przed ósmą? Z może w ogóle nie musiała przychodzić?
- Jak ty z nią chłopie wytrzymałeś? Przecież to druga Amber. - mruknęłam pod nosem.
- Co mówiłaś? - Daniel.
- Że mi kogoś przypominasz.
- Kogo niby?
- Taką Amber z mojej szkoły.
- Może dlatego, że to moja kuzynka? - Że co kurwa?! Chłopie wiej od niej jak najdalej!- To jakaś ironia. Poważnie. Widać pokrewieństwo. Upierdliwość wrodzona.
- Dobra Lorenzo. Jakie widzisz rozwiązanie sytuacji?
- Jakie kurwa rozwiązanie?! - Gwałtownie na nią spojrzał zdziwiony i rozbawiony jednocześnie - Tu nie ma nic do rozwiązywania. To czy ty mi wierzysz czy nie to twoje zaufanie. Ja nic nie mam na sumieniu.
- Dobrze. Ale nie chcę jej więcej widzieć.
- To na mnie nie patrz - mruknęłam pod nosem. Widziałam, że to znowu ją zdenerwowało. Daje się znów tak samo ponieść jak Amber.
- A możesz mówić do wszystkich!?
- Kurwa nie krzycz już! Nie zgadzam się. Nie mam zamiaru zerwać kontaktu z Shadow.
Zdziwiło ją. Bardzo ją zdziwiło, aż nie wiedziała co powiedzieć. Świadczyły to jej usta zaciśnięte w jedną linie. Pięści miała zaciśnięte a wzrok mógł zabijać. Cofam to! Ta jest bardziej wredna, bardziej upierdliwa i zazdrosna niż nasza złotowłosa wraz z gospodarzyną.
- Fine! - Wyszła trzaskając drzwiami
- No super nie ma co.- nie kryłam rozbawienia.- Kolejna osoba z jej rodziny mnie nienawidzi.
- Sory za tą całą akcje.
- To, że ona jest ... - Tu się zawahałam, by nie użyć obraźliwego słowa, w końcu to jego dziewczyna - histeryczką to nie twoja wina. I tak brawa dla Ciebie, że tyle z nią wytrzymujesz. A tak właściwie to ile?
- Około roku.
- Musisz mi powiedzieć, jak to robisz. Jak już wiesz w szkole jest jej kuzynka i przyda mi się taka wiedza.
- Tego nawet samo illuminati nie wie - Uśmiechnął się w moją stronę.
- Ale już wiem, że nawet gdyby świnie zaczęły latać to ja się z nią lubić nie będę. Ani z jej rodzinką.
- Kiedyś taka nie była, ostatnio jej zaczęło odwalać.
- Może się z kuzynką zgadała.
- Może ma npm? - powiedziałam w formie żartu.
- Dwumiesięczne? To tak można?
- Raczej to niemożliwe, ale nie ma rzeczy niemożliwych.- uśmiechnęłam się.
- Z nią wszystko jest możliwe... Ale wracając. Na czym to skończyliśmy? - Podniósł się z oparcia z uśmiechem.
-  Na niczym.- zaczęłam się cofać z lekkim rozbawieniem.
- A! Tak. - Zaczął powoli się przybliżać - Przytulałem Cię - Znów ten jego uśmiech.
- Nie przypominam sobie...- tyle razy ile on się przybliżał ja się oddalałam
- Chętnie ci przypomnę.
- A przypomniałam sobie, nie trzeba...- uśmiechnęłam się niewinnie.
- Nawet jak tak ładnie proszę..? - Zrobił minę zbitego psa.
- Ej, bez takich! - jego wyraz twarzy był bez zmienny. Wiedział, że w końcu ulegnę.
- Ugh!- wykrzywiłam się. Enzo z wielkim bananem na twarzy podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Bo mnie udusisz!- zaśmiałam się
- To co i tak stąd już nie wyjdziesz
- Titi cię udusi, jeżeli mnie nie zobaczy.
- Titi? - Odsunął mnie od siebie i lekko zmarszczył brwi.
- Nie mam 18- stu, zostałam adoptowana.- przewróciłam oczami.- Inaczej bym nadal była w Anglii.
- Ja bym chętnie Cię adoptował.
- Mój spokój byłby naruszony.
- Nie tylko on - Szatańsko się uśmiechnął.
- Weź się tak nie uśmiechaj- Ten uśmiech czasem mnie przeraża...
- Wiem, że jestem zabójczo przystojny, że się tak patrzysz. Ale bez przesady
- Tłumacz sobie - trącnęłam go w ramie.
- Ejeje! Bez takich!
- Dobra, już nie dotykam twojego ramienia.
- Jeszcze mnie uszkodzisz
- Mam się odsunąć na 5 metrów?- uniosłam brew
- Chciałabyś
- Czyli jednak nie uszkodzę cię mą obecnością?
- Ten temat podlega dyskusji.
- Cieszę się
- Czyli jednak w głębi duszy, chcesz, żebym Cię przytulał.
- Żyj słońce dalej marzeniam
- Bez słońca nie możesz żyć. Właśnie przypomniały mi się słowa piosenki
- Jakie?
-  No ale kiedy mówisz do mnie słońce
Traktuję to co nieco opacznie
Ty jesteś jednym, a ja drugim końcem
Daleko nam do siebie strasznie.
- Nie znam jej.
- I to ja mało wiem...
- To co ubierzesz mnie?
- Śmigaj się ubierać. Nie jestem twoją matką!
- Jesteś okrutna. Najpierw robisz mi nadzieję, a potem zostawiasz.
- Ktoś musi
- Dlaczego Ty?
- Bo...- zamyśliłam się- Już jestem okrutna?
- Oczywiście, że nie
- Jeszcze nie. Pokażę swoje prawdziwe oblicze, jeżeli się w tej chwili nie ubierzesz
- Ta opcja mnie przeraża... Przekonałaś mnie - Zaczął iść w stronę pokoju, ale przed drzwiami obrócił się - Patrz póki możesz! - Głupio się szczerząc krzyknął przez całe mieszkanie, a ja rzuciłam w niego jedną z poduszek, które leżały na kanapie.
Mimowolnie na moich ustach pojawił się uśmiech. Enzo jest jedyny w swoim rodzaju. Najwięcej sie przy nim śmiałam. Usiadłam na czarnej kanapie i zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu.
Nagle drzwi frontowe znów się otworzyły, a przez nie do mieszkania wszedł wysoki ciemny szatyn.
- Ty jesteś... Danielle? - Schodząc z podwyższenia i jednocześnie wkraczając do salonu niebieskooki - Z tego co zauważyłam - lekko zmarszczył brwi i delikatnie uniósł prawy kącik ust.
- Nie, nie. - podniosłam się z kanapy
- Z nią nie mam nic wspólnego-  po chwili dodałam
- Shadow - Podałam mu rękę.
- A Shadow! Lorenzo 'trochę' o tobie mówił - Uścisnął moją dłoń - Jestem William, ale mów mi Will.
- Miło mi cię poznać. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Gdzie ten debil co ubrać się nie potrafi podział?
- Dużo mnie ominęło? - łobuzersko się uśmiechnął, co w sumie mu pasuje.
- Nieko...
- Co? Już się mnie obgaduje? - Z pokoju wkroczył Enzo. W końcu ubrany w ciemne spodnie i równie ciemną koszulkę, która była na nim lekko napięta.
- Widzisz nie byłam Ci potrzebna - uśmiechnęłam eis wrednie
- A myślisz, że dlaczego tak długo mnie nie było?
- Bo się stroiłeś?
- Wydało się...
- Kiedyś musiało.
- Wychodzicie gdzieś? - Z kuchni wychylił się Will.
- Mnie się pytasz? - Obydwoje spojrzeli na mnie
- Co?
- Dobra to... My wychodzimy! - Szybkim ruchem Enzo podniósł mnie, przerzucił przez ramie i zaczął szybkim krokiem kierować się w stronę wyjścia.
- Cześć Will! - Tłumiąc śmiech podniosłam głowę i krzyknęłam do chłopaka.
- To powiesz mi gdzie mnie kolego niesiesz? - zapytałam gdy byliśmy na ulicy
- Gdzie nogi poniosą!- zaśmiał się
- Żeś mnie oświecił...
- Do usług
- Nie skorzystam. Powiedziałam to na głos? Ups...
-Mówi się trudno. Jesteś głodna?
- Nie wiem. - wtedy odezwał się mój brzuch. No tak śniadania nie jadłam
- To mówi samo za siebie - W końcu mnie odstawił - Prowadź przewodniku do jakiejś... Pizzeri. Nie znam tego miasta.
- Wolałabym nie wybierać lokalu, ostatnio wybrałam kawiarnie to zostałam oblana...
- Co zostałaś?
- To co mówiłam
- Zaczynam się bać tego miasta... To do maka?
- Chcesz mnie utuczyć? Ale dobra. Niech ci będzie. Prowadź.. To znaczy prosto.
- Dobrego nigdy za wiele - Zarzucił na mnie ramie.
- Wyglądamy jak para. - stwierdziłam widząc spojrzenia ludzi.
- Mi tam to nie przeszkadza - Odparł z uśmiechem.
- Ta i gdybym teraz cię pocałowała też by Ci nie przeszkadzało?  - uniosłam brew ku środkowi
- A czemu miałoby?- Pokręciłam z despotą głową.  - Jest kilka powodów.
- wolę w nie nie wnikać - Przysunął mnie jeszcze bliżej.
- Ja rozumiem, że ty mnie dawno nie widziałeś i w ogóle, ale bez przesady, a tak poza tym to masz dziewczynę
- Ja przecież nic nie robię.
- Nie wcale, tak robią wszyscy. Nie zauważyłam, chyba muszę iść do okulisty.
- A widzisz moją zajebistość?
- Widać ją z kilometra.
- Czyli z twoim wzrokiem wszystko dobrze.
- I tak muszę odwiedzić okulistę.- wzruszyłam ramionami
- Oni patrzą na moją zajebistość Boska. To normalne.
- No tak zajebistość ocieka tobą
- Jesteśmy
Faktycznie, teraz zauważyłam, że staliśmy przed budynkiem. Enzo otworzył drzwi i skłonił się bym weszła.
- Jaki geltelman, 5 lat temu się przepychaliśmy w drzwiach.
- Publicznie nie wypada.
- Wtedy się tym nie przejmowałeś
- To co innego,.
- Martwisz się o to, że popsuje to twoją reputacje?
- I nie ma czego psuć.
- Dobra, koniec bo znowu nie wiem co powiedzieć-  skrzywiłam sie
- Jak zwykle w mojej obecności.
- Za wysoko się cienisz.
- Jesteś tego pewna
- Owszem
- Niech Ci będzie. Co chcesz?
- Zdam się na ciebie. - wyplątałam się z jego uścisku i poszłam  w kierunku stolika
- Nawet ja zamówię happy meal? - Łobuzersko się uśmiechnął
- Nawet. - uśmiechnęłam się.
- Sama chciałaś - Udał się w stronę kasy, a ja znalazłam wolny stolik.
Patrzyłam się tempo w okno czekając na Enza. Nigdy nie pomyślałabym, ze az tak sie zmienił
Tak zapatrzona w okno nie nawet nie zaużyłam kiedy stała przede mną taca z McWrap'em i średnia cola. Naprzeciwko mnie siedział Enzo z tym samym zestawem.
-i Ty myślisz, że ja to zjem?
- Jak chcesz to zjem za Ciebie - głupio się uśmiechnął
- Masz.- podstawiłam mu pod nos tacę.
- Ehh.. I weź tu Ci dogódź. Pytam się co chcesz to dałaś mi wolną rękę, a teraz wybrzydzasz.
- Nie wybrzydzam tylko mówię, że mój żołądek jest za mały.
- No to zjesz ile zjesz - Podsunął mi tace.
- Niech ci będzie.- zaczęłam powoli jeść. Jadłam to małymi gryzami. Nie spieszyłam się jak zazwyczaj. Coli nie tknęłam, gdyż mimo, że Enzo to mój przyjaciel to nie wypada bekać w towarzystwie.

***

Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się w stronę parku.
- Nic nie tknę do kolacji. - Enzo stwierdził, że  będzie mnie karmił [ nie pytajcie]. Przez co wmusił we mnie wszystko co miałam na tacy.
- Oj nie marudź - Szturchnął mnie łokciem.
- Ludzie patrzyli na mnie jakbym  była kaleką
- Nic na to nie poradzę - Zarzucił na mnie ramię.
- Aż tak cię do mnie ciągnie?
- Masz coś przeciwko.
- Ja nie, ale Danielle tak
- Co Ty ciągle o tej Daniell?
- Przypominam ci, bo o niej zapominasz
- To po prostu działa w dwie strony.
- Separacja. Kiepska sprawa.
- Tylko czekam na rozwód.
- A jej o tym mówiłeś?
- Ona o tym bardzo dobrze wie
 To się  rozwiedź, proste - zaśmiałam się.
- Na wczoraj to planowałem, ale wyjechała z wyjazdem.
- A to opalanie się na leżaczku w Anglii ci nie wystarcza? Miałbyś spokój bynajmniej.
- Niby tak, ale chciałem odwiedzić Will'a. Powinnaś się cieszyć, bo byś mnie nie spotkała.
- Jestem wdzięczna za to losowi.
- No właśnie.
- I tak w ogóle to czuję się przy tobie mała.- zmieniłam gładko temat
- Zawsze byłaś. Powinnaś się przyzwyczaić.
- Jakiś ty miły
- Jak zawsze
- Co ty nie powiesz
- Ładna dziś pogoda, nie sądzisz?
- Zmieniasz temat
- Myślałem, że tamten skończyliśmy
- Szkoda, że tego nie zauważyłam.
- Oj no dobra. A jak tam w nowej szkole?
- Na początku, było w porządku.- odpowiedziałam. - Spoko ludzie. Paru znajomych mam.
- Było? A teraz nie jest?
- Mam na pieńku z paroma osobami.
- To znaczy?
- Mamy czas więc ze szczegółami.
- Pewnego dnia siedzę sobie w klubie muzycznym i tu Nataniel stwierdza, że muszę iść z nim do dyry. W środku kuzynka twojej dziewczyny posądziła mnie o kradzież jakiejś błyskotki. Która była jej rodzinną. A co najlepsze, nie wiedziałam jak wygląda a jakimś cudem znalazła się w moim plecaku. Śmieszne nie? Oczywiście,  sama się w nim nie znalazła. Wrobiła mnie. A najgorsze jest to, że Dyra, Titi, Nataniel i połowa szkoła w to uwierzyła.
- Co? Ale dlaczego ona to zrobiła?
- Bo mam się nie przywalać do jej obiektu westchnień. A przecież nic nie robimy. Jest moim znajomym. Po prostu.
- Co to za męczennik do którego się przyczepiła?
- Szkolny buntownik.
- Od kiedy ty się za takimi osobami zadajesz?
- On był w Anglii... 14 lat miałam jak go poznałam, wtedy taki nie był.
- Widzę, że szukałaś zastępstwa za mnie.
- Ciebie nie da się zastąpić. Z resztą to chłopak Lucy był. Mojej przyjaciółki.
- Ale ja nic nie mówiłem, że to czyjkolwiek chłopak.
- Mówię, gdybyś miał bóg wie jakie myśli.
- Tym razem Ci się udało.
- Cieszy mnie to.- To dobrze.
- Powtarzasz się
- Nie wkręcaj mnie, jak tak nie jest
- Owszem jest.
- Nie powiedziałbym
- To ja nie mam na imię Shadow
- Całe życie w błędzie
- Tak wyszło...
- - Jak się zwiesz o nieznajoma?
- Mówią mi Boska, a raczej jedna osoba więc... przykro mi zarezerwowane jest.
- Co ja teraz pocznę o Boska?
-  Potniesz się masłem?
- Preferuję mydło
- To jak już wolisz
- Niestety nie mogę tego począć. Jest pewna piękna istota, która beze mnie nie przeżyje.
- Jakoś przeżyje
- Ranisz... Masz pięć sekund na ucieczkę...
- Ja biegać nie mogę.
- Oparzenia mi się same na kolanach nie zrobiły.
- Jest aż tak źle? Może wrócimy do domu?
- Wiesz..  to jest jedynie wymówka.- byłam już metr od niego. Co prawda oparzenie się nie zagoiło, ale gorzej być nie może prawda?
- Ty mała wredoto!
- Wiem, że mnie kochasz.- 3 metry 4, zaczął się do mnie zblizazć. No to pora wziąć nogi za pas
- Chiciaż masz tego świadomość - Zaczął za mną biec. W końcu mnie złapał i zaczął nieść na rękach - I co teraz?
- Odstawisz mnie na nogi i będę w spokoju ciągnęła mój żywot?
- Proszę o drugą propozycję
- Dam ci całusa i mnie postawisz?
- Hmmm... - Zaczął się zastanawiać - Niech będzie - Łobuzersko się uśmiechnął.Przybliżyłam się do jego policzka pocałowałam swoją rękę i położyłam mu na policzku. -Teraz mnie puść.
- Zmieniam zdanie. Twój żywot nie będzie długi.
- i co moje koty same się wychowają?
- Niestety ale... Nie zdążysz mieć kotów.
- A skąd wiesz, że już ich w piwnicy nie przetrzymuje?
- A masz piwnice?
- Powiedziałam piwnicy? W schowku
- No cóż, będą musiały sobie bez Ciebie poradzić. Powiadasz, że masz oparzone kolana?
- Powiadam '
- Widzisz, znam sposób, żeby Ciebie mniej bolały.
- Zdradź mi go.
- Widzisz tamtą fontannę? - Pokazał palcem na główną, największą w parku fontannę - Jak myślisz, woda jest zimna?
- Nie zrobisz tego
- Nie byłbym tego taki pewien
- Będę wtedy chora.
- Będę Cie przetrzymywał w domu. Dla mnie tam odpowiada
- Willowi nie!
- Skąd wiesz?
- Bo wiem?A właśnie, ponoć mu o mnie wspominałeś. Ciekawe co mu powiedziałeś.
- ... Ja? Nie.
- Mówisz, że kłamie?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale zaprzeczyłeś.
-...
- Nie odpowiesz?
- Coś wspominałem, że Cię spotkałem.'
- Mówił, że trochę mu opowiadałeś. A to 1/4.
- Coś wspominałem
- I nie powiesz mi co? - zrobiłam minę zbitego szczeniaka
- Nie jestem tak uległy jak ty
- Dobra!- skrzyżowałam ręce
- Hah!
-...
- No nie złość sie.
-...- niech się trochę pomęczy
-  Ej! No Boska!
-...
-...- lekko mnie podrzucił
- Deklu!
- A dalej się obrażasz?
- ... - odwróciłam głowę a on znów mnie podrzucił, a ja odruchowo objęłam jego szyję.- Idioto upuścisz mnie!
- Nieśmiałym- Prychnęłam tylko. Niech sobie nie myśli, że tak ze mną łatwo
- Boska... - Wyszeptał mi do ucha.Po moim ciele przebiegły dreszcze. Zawsze jeżyły mi  się włoski na karku, gdy słyszałam szept nad  uchem. ednak go zignorowałam. On jednak pocałował mnie w policzek
I to zignorowałam. Nadal siedziałam w takiej pozycji jak wcześniej. Widząc, że i to nic nie dało znowu mnie podrzucił.
- ...- o nie kolego nie zmusisz mnie do powiedzenia choćby słówka.
- Shadow... No nie obrażaj się
- Teraz Shadow..
- No nie obrażaj się.
- Nie mam nic do powiedzenia.- że też ten dureń ma na mnie taki wpływ.
- No Shadow... - Zrobił minę zbitego psa.
- Na mnie to JUŻ nie działa
- Shaaadow...
-...
- Tak ładnie proszę
- Proś ładniej
- Dobrze wiesz, że ładniej nie umiem...
- Nie ma rzeczy niemożliwych
- Czyli potwierdzasz, że mi wybaczysz?
- Nie powiedziałam tego
- Ale to zasugerowałaś.
- Dopowiedziałeś to sobie.
- Oj no Shaaadow..
- Nie Shadowuj.
- ciągnęłam dalej
- Boska no...
- No co?- popatrzyłam w końcu na niego.
- No przepraszam - Zrobił minę zbitego spa.
- Może to na mnie  działa, w końcu jestem uległa., ale nie tym razem.
- To co? Mam przed tobą uklęknąć?
- Chyba się nie oświadczasz?
- Kto wie.
- Przyjaciele się nie pobierają.
- Różnie to bywa.
- Czy ty tu robisz jakieś aluzje?
- Skądże.
- Niech ci będzie. Wybaczam. Ale nie myśl sobie za dużo.
- Dzięęękuje.
- Widzisz jaka łaskawa jestem.
- Poznałem twą łaskę.
- I stwierdzam, że moje dzieci będą gorsze ode  mnie.
- Nie miałaś mieć kotów?
- Jedno nie przeczy drugiego
- Niby tak. To gdzie idziemy?
- Gdzie chcesz. Znając życie to cię nie Daniell oprowadziła.
- No nie. To gdzie mnie zapraszasz?
- Hm...- zamyśliłam się. - Nic tu ciekawego nie ma... większość czasu siedzę w parku.
- To zostajemy tu?
- Możemy.- Przysiedliśmy na ławce i zaczęliśmy rozmawiać. Usiadłam krzyżując nogi.Po jakiś dwóch godzinach zaczęliśmy się zbierać. Enzo odprowadził mnie pod dom
- Jutro ja tobie zrobię pobudkę.
- Jak mnie dobudzisz, to proszę bardzo. - oj nie wiedział jak trudno mnie obudzić w soboty...
- Ja bym Cię nie obudził?
- Tak. Nawet Ty.
- Zobaczymy. To pa - Przytulił mnie i odszedł.
- Pa- weszłam do domu. Titi jak zwykle nie ma. Ściągnęłam buty. Przebrałam się w mój ukochany dresik. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam przy biurku. Coś kreślałam w zeszycie, ale przerwał mi dźwięk sms'a.

'Z kim to się na wagary chodzi? ;)'
'A co już się stęskniłeś? :* '
Chciałabyś
Skąd :P
Czyżbyś w końcu znalazła sobi3 jakiegoś przygłupa? ;P
Do dręczenia? Nie, ty jesteś lepszą małpą... ;d 
Ktoś pyskuje ;p Z tego co zauważyłem to ty masz kolejnego dręczyciela. Czuję się odtrącony ;-;
Oj Kassie, Amber cię przygarnie...
Przegięłaś -.- 
Wybacz :/
Znaj mą łaskawość ;*
Cieszę się :3.
Ciesz się póki możesz.
To właśnie robię :P
Słuszne poczynania ;p To kogo tam bajerowałaś? xd
Skąd takie informacje? Hm?
Ma się swoich ludzi B)
Nie wnikam... Zazdrosny^^
Gdyby było o co
Pff ;p
Nie zaprzeczyłaś ;) Masz jutro czas? 
Nie ma co być narcystycznym jak co po niektórzy. Powinnam mieć, chociaż mogę być zajęta odrabianiem zaległości... ;d
Drugi raz nie będę pytał. ;-;
Mam. Zadowolony? 
To przyjdę po Ciebie o 14. Wiem, że czekałaś na ten zaszczyt ;)
Marzenia są zawsze piękne, ale nimi nie żyj.Oświecisz mnie gdzie idziemy? 
Co ty sie taka pyskata zrobiłaś? ;p Ty serio masz nadzieję, że Ci powiem? xd
Ja pyskata? Chyba za dużo wypiłeś xdd. Tak, nadzieja matką głupich i nie wiem czy brać gaz pieprzowy czy nie. 
Ej! To była jednorazowa akcja, jasne? Co to za mniemanie o mnie? Czy nie ma zakazu sprzedarzy takich rzeczy niezrównoważonym ludziom? ;o
Nie wiem o kim mówisz ^^
Jesteś, aż tak niekumata?
Pomyliłeś mnie z Amber? Na twoim miejscu cieszyłabym się, że nie zauważyłam słowa Niezrównoważona...
Jej nie da się z nikim pomylić.
Uwierz mi... Da :*
Nie uwierzę, jeśli nie zobaczę ;*
Spróbuję to załatwić :P
Mam się bać...
Nie, jeszcze nie 8)
Ja nie jestem pewien co do tej propozycji...
To w dalekiej przyszłości
Oby jak najdalszej :'D
Bądź takiej myśli... Wracając gdzie mnie zabierasz? Po co, do której, jakie towarzystwo?
Mam napisać list pożegnalny?
Aż tak mi nie ufasz? Ranisz x.x
To są pytania profilaktyczne
Tak więc: Tajemnica, tego ci nie powiem, zależy i tak nie znasz, nie.
Nie wiem co kombinujesz, ale dobra. Będę spokojna
A dlaczego miałabyś być niespokojna?
Nie wiem, po prostu tak mam.
Nie wnikam
Dobra decyzja
Jak każda moja ;D
Szkoda, że inni tak tego nie uważają...Ups? xd
Mowa tu oczywiście tylko o belferach ;-;
Ta...
Uważaj na słowa, zawszę mogę na Ciebie Amber ;D.
Ciekawe co by wymyśliła i jak bardzo na tym ucierpi
Tego nawet sama ona nie wie...
I chyba lepiej żeby tak to zostało.
Przyznam Ci rację
Pierwszy raz się ze mną zgadzasz.
 Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Teraz tylko czekać na drugi.
Nie doczekanie twoje ;D
Pff ;P
;*
I ty mówisz, że na mnie Amber naślesz a gdyby to widziała zrobila by jazde o emotke :'D
Pomijając fakt, że to tobie zrobiłaby tą jadze xD
Słuszna uwaga...
Innych nie posiadam ;*
A wiesz co to takiego skromność?
Oczywiście ;)
Powiem Ci coś w sekrecie.... Za grosz jej nie posiadasz xd
Też Ci coś powiem w sekrecie... Za grosz subtelności ;)
Ha, ha, ha...
Dobra, na dzisiaj już Ci odpuszczam. Demon Cię ratuje.
Bynajmniej on ma szacunek
Nie. Po prostu muszę z nim wyjść ;D
Szerokiej drogi
Ave.
A tylko spróbuj nie. Pa.
Juz sie boje jakie tortury wymyslasz.
Nie masz czego ;)
Nigdy nie ma pewnosci ;*
Nic nie muszę wmawiac. Sam dobrze o tym wiesz :3
Ehh.. Ide już.
A czy Cię trzymam?xd
Nie.
No to właśnie...


***
Witam!
No to dla miłośników dialogów, rozdział jest idealny!
Dziękujemy Oli za pomoc! ;*
No to do następnego. 

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 13

-Ubiorę na siebie prześcieradło i będę udawała zjawę.
- Ani mi się waż! Zobacz to by na ciebie pasowało. - przyłożyła do mnie skąpy strój pielęgniarki.
- Weź z tym idź.- odsunęłam od siebie wieszak. - Nie ubieram się ani za diablicę, pielęgniarkę, wiedźmę czy cokolwiek co ze mnie zrobi...- przerwałam, gdyż pokazała mi kolejny strój. - Dobra to ujdzie. - poszłyśmy do kasy. Zapłaciłam za nią i wyszłyśmy ze sklepu.
- No to teraz...
- Nie...
- Zakupowy szał!- powiedziała radośnie.
- Rozalio...
- Obiecałaś! Teraz się nie wywiniesz!- moja twarz wykrzywiła się w grymasie. - pierwszy był to różowy sklep odzieżowych z wieszakami różnorodnych ubrań. Westchnęłam. - To, to, to i to. Teraz wio! - wepchała mnie do pomieszczenia. Po chwili rozpoznałam w nim przymierzalnie. Odsunęłam osłonę, którą wcześniej zasunęła.
- O nie. - zagrodziła mi wyjście. - Póki cię w nich nie zobaczę zostajemy tu cały dzień.- warknęła. Wolałam jej w tamtym wypadku nie denerwować. Wyglądała jakby mogła nawet kogoś zabić... Wróciłam  za zasłonę. Zaczęłam przeglądać ubrania. Pokręciłam z despotą głową. Ubrałam pierwszą rzecz i myślałam, że ją powaliło.





- Zadowolona?- sarknęłam. 
- Wyglądasz cudnie! Bierzemy.
- Mam wyglądać cudownie w stroju, który ledwo zakrywa mój tyłek?- zapytałam patrząc na nią z niedowierzaniem. 
- Wyglądasz ślicznie i ja wiem lepiej. - nie dawała za wygraną. Wepchała mnie z powrotem dając do ręki kolejną sukienkę i coś co mnie jeszcze bardziej zszokowało. Postanowiłam, że ubiorę jedynie tą ostatnią a resztę niech robi z tym co chce. 





Wyglądała bardziej przyzwoicie niż swoja poprzedniczka, lecz i ta ledwo zakrywała tylnią część ciała. Wyszłam z przymierzalni z rzeczami, które Roza dała mi siłą. Co prawda również szantażem, ale mimo wszystko siłą. Kierowałam się właśnie w stronę dziewczyny z ubraniami i kompletem bielizny, które mi wcisnęła, nawet nie zauważyłam kiedy na kogoś wpadłam.
- Przepraszam - uchylił w moją stronę rękę by pomóc mi wstać. Ujęłam ją i już po chwili stałam przed dobrze zbudowanym, przystojnym (co trzeba tu podkreślić) brunetem o głębokich ciemno brązowych oczach. Gdyby tego mało wysoki jest.
- Nie szkodzi, zamyśliłam się - Uśmiechnęłam się ciepło co odwzajemnił, aczkolwiek zrobił to bardziej... Zarozumiale? Kogoś mi przypomina. Coś mi świta, gwiżdże i krzyczy w głowie. Ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć kto to.
- Lorenzo - Zaraz, zaraz... Enzo?! Jak strasznie się zmienił!
- Enzo...? - Zapytałam dosyć niepewnie. No bo wiadomo. Pewności nie mam, a wyjść na idiotkę nie chcę. Z resztą. Kto by chciał?
- Shadow! - Chłopakowi oczy jakby zalśniły i rozszerzył je jakby nie dowierzał. Przytulił mnie mocno. Albo mi się zdaje, albo mnie podniósł i nie czuję gruntu pod nogami. Chłopak mnie odstawił, co potwierdzało, że poczułam pod moimi glanami płaską powierzchnię sklepu. Lekko mnie od siebie odsunął trzymając za ramiona i przyjrzał się od stóp do głów.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - Spojrzałam pytająco, chyląc jedną brew ku środkowi i lekko unosząc kącik ust, co również zrobił i on. Co prawda, bez 'brwi zapytania'
- Tylko ty mnie tak nazywałaś, co w sumie się nie zmieniło.
- Za to ty się strasznie zmieniłeś - Już z normalnym uśmiechem na twarzy zwróciłam się do przyjaciela.
- Odezwała się ta, co nie - Jego uśmiech się poszerzył. Tak. Teraz mam pewność. To stary, dobry Enzo.
- Ej! - Szturchnęłam go łokciem na co cicho się zaśmiał - A co Cię sprowadza do West Isad?
- Rodzina. Rodzina dziewczyny. Tak ogólnie zwiedzam. A jak tam u Ciebie? Widzę, że całe, życie nierozłączna ze spodniami.
- Masz dziewczynę? O ile dobrze pamiętam, zawsze wszystkie odstraszałeś. Dlatego nie miałam koleżanek i byłam skazana na Ciebie.
- Wmawiaj sobie. To ty je odstraszałaś. A ty co tu robisz?
- Mieszkam tu. Właśnie na zakupach z przyjaciółką jestem.
- Będę tu przez miesiąc, może się spotkamy?
- Pewnie! Tylko daj mi swój numer.
- Pewnie - Poszperał w telefonie i podał mi. Spisałam numer i oddałam mu telefon. O nie. Roza na horyzoncie.
- Ja już muszę iść. Pa.
- Pa - Ostatni raz przytulił mnie na pożegnanie i poczochrał włosy jak to miał w zwyczaju. Udałam się w stronę przyjaciółki, która z daleka wszystko obserwowała.
- Kto to był? - I ten jej jednoznaczny uśmiech swatki.
- Stary przyjaciel - Wcisnęłam jej wieszaki które wcześniej to ona mi wcisnęła.
- Przyjaciel powiadasz - Uniosła i opuściła brwi. Ach Roza.
- Ma dziewczynę - Od razu uśmiech jej zszedł u twarzy. Zaczęłam przeglądać wieszaki które wisiały za nią, z nadzieją, że znajdę w tym sklepie coś przyzwoitego. To znaczy, coś co będzie mi odpowiadać. Nie zdziwiłam się widząc, że nic poza kolorowymi sukienkami. Ta cukrowość mnie dobijała. 
****

Tak też minęły kolejne godziny. No może prócz wpadania na dawnych moich przyjaciół. Po 50 ( czyt. 5) sklepie miałam dość. Miałam jedynie jedną niewymuszoną torbę z pewną rzeczą. Rozalia natomiast miała trzy razy więcej niż ja, a wyglądała jakby nawet chciała to w zębach torby nieść.
- No to przejdźmy do naszego planu. Musisz mu o tym powiedzieć. - powiedziała pijąc kawę.
- Przecież miałam to zrobić dopiero za dwa tygodnie.
- Powiesz mu w dniu zaplanowanym na to? Powaliło Cię? Co jeżeli się nie zgodzi? 
- Musi się zgodzić.- kłóciłam się dalej z Rozalią. 
- Gdybyś...
- Nie! I nawet o tym myśl.
- Dobrze, dobrze.- broniła się.- Powiesz mu w najbliższym czasie. 
- Co ja mam z tobą?  
- Wspaniałe ubrania. - uśmiechnęła się. 
- Czy ktoś tu mówi o wspaniałych ubraniach?- odwróciłam się i zobaczyłam rozanielonego Alexego.  
- Cześć Alexy.- powiedziałam lekko się uśmiechając. 
- Shadow! Widziałem dla ciebie świetną sukienkę. Musisz ją zobaczyć. Rozalia ty też! - nie zdążyłam zaprzeczyć a on już miał w rękach nasze zakupy. - Na co czekacie, idziemy!- pociągnął nas za ręce. - Armin!-krzyknął do brata, który dosłownie wyrósł znikąd. 
- Czego? - powiedział nie odrywając wzroku od swojej komórki. 
- Chodź, idziemy do kolejnego sklepu.- oznajmił to jakby była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Dobra.- usiadł na pobliskiej ławce. Alexy, wiedział gdzie iść. Nawet nie zauważyłam kiedy byłam ponownie w miejscu zwanego przymierzalnią... 



Cały dzień był pełen wrażeń. Męczące zakupy z Rozalią. Spotkanie Enza i kolejne trzygodzinne włóczenie się po sklepach.  Nogi bolały mnie bardziej, niż po kilkukilometrowej trasie. Opadłam luźno na łóżko. Cieszyłam się niesamowicie, że po latach spotkałam Lorenza. Dokładnie pięć go lat nie widziałam. Mimowolnie się uśmiechnęłam. 
- Shadow!- usłyszałam głos Titi dobiegający z kuchni. Zbiegłam po schodach i nie zauważyłam zakupów spożywczych potknęłam się a chcą cię uratować przed upadkiem złapałam się blatu, lecz i tak nie poskutkowało i upadłam na podłogę a zaraz po tym coś na moją głowę. 
- No to po kolacji.- Mary z trudem powstrzymywała śmiech. Nie dziwiłam się wcale. We włosach miałam sałatkę.
- To nie śmieszne!- zmarszczyłam brwi...

***

Heeyo!
Przepraszam, że nie dodałam go w termine, ale 13 jest pechowa i zabrano mi wenę.
Rozdział istnieje, przez Olkę [bossa], której nie wiecie nawet jak bardzo zawdzięczam, a gdyby nie ona to by pojawił się przez połowę krótszy. Dlatego Olu dedykuję Ci ten rozdział oraz.... Weronice! Taki malutki prezent na twe urodziny ;).
Z góry przepraszam za czcionkę, ale coś się popsuło [tak samo ;-;].
No to co, do następnego ;). 
Pozdrawiam ;** 

CZYTASZ?- KOMENTUJ!