niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 11

Wieść o rzekomej kradzieży pamiątki rodzinnej Amber, rozniosła się szybciej niż myślałam. Gdy przechodziłam obok większości osób, zaczynali szeptać. Miłe uczucie to nie było. Z szafki wyjęłam podręcznik do matematyki. Weszłam do klasy gdzie był straszny gwar, lecz umilkli gdy przekroczyłam próg pomieszczenia. Niektóre osoby patrzyły na mnie z obrzydzeniem, a niektóre po prostu milczały. Wszystkie wolne miejsca, nagle były zajęte. No oprócz Kastiela, który siedział w ostatniej ławce. Wolnym krokiem podeszłam do ławki. Położyłam plecak na podłodze, a sama opadłam na krzesło.
- Ze złodziejami się nie zadaję.- stwierdził dobitnie więc wstałam, z zamiarem pójścia gdzie kolwiek.
- Ej! Żartowałem!- złapał mnie za nadgarstek przez co zmusił mnie do powrotu  na swoje miejsce. -Słyszałem co ta wiedźma powiedziała. - czyli to ona rozpowiedziała. - Ale jej nie wierzę tak jak wszyscy. - spojrzał na mnie, gdy nic nie odpowiedziałam kontynuował. - Amber to niezła żmija, więc wątpię byś cokolwiek zrobiła, zwłaszcza, gdy twierdzi, że wolę ciebie niż ją. - zaśmiał się, a moje oczy były jak dwa spodki.
- Co ona powiedziała?- z trudem powstrzymywałam śmiech.
- To co mówię, skarbie.- wyszczerzył się, na co się roześmiałam.
- Nigdy nie mów do mnie skarbie. - po miedzy każdym wyrazem musiałam robić przerwę na oddech. Wszystkie oczy były skierowane na nas, ale jakoś mnie to nie interesowało.
- Dobra, Shadowuś. - natychmiast się uspokoiłam.
- Uważaj, bo moja rączka przywali w ten twój bezwartościowy łeb.- zagroziłam.
- Ta jasne...
- Nie uśmiechaj się tak, bo szczerzysz się jak głupi do sera.
- Gdyby ci mój uśmiech nie podobał to byś się nie zarumieniła - czułam jak moje policzki robią się czerwone.
- A idź do diabła!
- Może ja nim jestem?
- Phy! - chciałam mu coś więcej odpowiedzieć, lecz do sali wszedł nauczyciel, którego i tak całą lekcje miałam ochotę olewać.
- Panno Bley!- krzyknął nauczyciel, którego nie usłyszałabym gdyby Kastiel mnie nie szturchnął.
-Tak?
- Zapraszam do rozwiązania zadania. - podał mi kredę. Spojrzałam na działanie. Nigdy z matematyki orłem nie byłam, ale to było proste. Na prawdę poste. Szybko napisałam rozwiązanie i usiadłam na swoim miejscu. Nauczyciel miał nadzieje, że będzie miał okazje mi wpisać jedynkę z odpowiedzi, tak... chyba nawet on krzywo na mnie patrzy. 
- Dobrze Bley. - powiedział i wrócił do omawiania następnego rozdziału, który miałam w mojej starej szkole w pierwszej klasie liceum.
- Morgen to dla ciebie. - spojrzałam na niego. Miał ręce za głową a nogi wyciągnięte przed siebie, nie wyglądało na to, by chciał się gdziekolwiek ruszyć.
- Nigdzie się nie wybieram.
- Do tablicy!
- Nie.
- Uwaga!
- Cieszę się. - uśmiechnął się szyderczo.
- Do...- nie zdążył, gdyż zadzwonił dzwonek. Twarz matematyka była w kolorze dojrzałego pomidora. Wyszłam razem z Kastielem z klasy, który zresztą wyglądał na zadowolonego z siebie.
- Nie ma z czego się cieszyć...- zaczęłam- Dostałeś uwagę, pójdzie ci w papiery i będziesz pracował jako sprzątaczka lub pomoc domowa. -  na sam widok Kasa w fartuszku mnie rozbawiał do tego momentu, że zaczęłam się cicho śmiać.
- Widziałaś jego minę? Było warte zachodu.- podział odchodząc.
- Ejeje, gdzie idziesz?
- Odstresować się. - powiedział i wyszedł ze szkoły. U niego rozumienie tego zwrotu to " idę zapalić". - i tak nie poszłabym za nim z moją chorobą... Otworzyłam swoją szafkę, z której wyleciała karteczka. Podniosłam ją. Widniał na niej napis " złodziejka". Zgięłam ją i włożyłam do plecaka. Usłyszałam krząknięcie. Odwróciłam się a za mną stała Amber ze swoją świtą.
- Jak tam się trzymasz złodziejko?- zapytała kpiąco.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobiłam.- zamknęłam szafkę i zmrużyłam oczy.
- Samo nie weszło ci do plecaka.- uśmiechnęła się kpiąco. Wtedy mnie olśniło.
- Ty... to ty mi to podrzuciłaś!- krzyknęłam. Zrobiła minę niewiniątka.
- Jak śmiesz mnie obrażać? Okradłaś mnie a teraz oskarżasz mnie, że ja sama sobie ukradłam?- pisnęła.
- Tak właśnie tak!
- W ogóle was z w tym bidulu nie wychowali!- krzyknęła, tym razem cały korytarz ją usłyszał.
- Ty! - podeszłam do niej.
- Nie dość, że ukradłaś to jeszcze chcesz ją uderzyć?- usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się za mną stał Nat.
- Pilnuj swojej siostry, a nie ona obraża mnie i moich przyjaciół. Nie wie, jak jest nie mieć rodziców, więc niech trzyma język za wytapetowanymi ustami! - krzyczałam. - A i niech nie rozpowiada całej szkole, że coś zrobiłam, a nie ma to nawet rąbka prawdy!- zrobił się czerwony.
- Dowody są niepodważalne...
- Jakie kurwa nie podważalne? Równie dobrze twoja siostrunia mogła tam go położyć.
- Nie oczerniaj jej.
- Miejcie wszyscy klapki na oczach, ale nie obrażajcie osób z domów dziecka.- odpowiedziałam. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam ze szkoły. Byłam już kawałek za bramką kiedy do mnie podleciała Rozalia.
- Shadow, co się stało? Wyglądasz jakby twój wewnętrzny wulkan wybuchł.
- Bo tak jest.
- To przez te plotki co ta krowa rozpowiada?
- Czyli jej nie wierzysz?- zdziwiłam się
- Oczywiście, że nie. Rozpowiada wiele rzeczy, ale i tak zdziwiona jestem, że aż teraz jej wiele osób uwierzyło- stwierdziła.
- No widzisz...- westchnęłam.
- Z resztą to niemożliwe byś ukradła, gdyż Amber nosi torebkę przy sobie, a biżuterii nie ściąga.
- Nawet ten dowód nic nie znaczy.- dotarłyśmy do parku.
- Shadow, ja mam jeszcze język. Na razie!- przytuliła mnie i pobiegła w stronę szkoły. Zawsze mnie dziwiło jak ona biega na tych szpilkach...
Usiadłam na ławce. Byłam jak tajfun, który niszczy wszystko na swojej drodze. Zdziwiło mnie zachowanie Nataniela. Miał takie zdanie o osobach z sierocińca. Od początku roku był dla mnie miły i nie wskazywał żądnych niechęci... Była również sprawa co powiedziała Amber. Czyżby zrobiła z zazdrości? Nie, to śmieszne jest... Może po prostu chciała mnie zniszczyć... Wyciągnęłam swój zeszyt do nut i zaczęłam wypisywać melodię, a później do niego tekst.
 
 
 
 
Nobody sees, nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, that's how it goes
Far from the others, close to each other

In the daylight, in the daylight
When the sun is shining
On a late night, on a late night
When the moon is blinding
In plain sight, plain sight
Like stars in hiding.
You and I burn on, on

Put two and to-gether, for-ever will never change
Two and to-gether will never change

Nobody sees, nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, that's how it goes
Far from the others, close to each other
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover

My silen, my silen
Is in your arms
When the worn gives, happy bird - ees
I can bare a thousand times
On your shoulder, on your shoulder
I can reach an endless sky
Feels like paradise

Put two and to-gether, for-ever will never change
Two and to-gether will never change

Nobody sees, nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, that's how it goes
Far from the others, close to each other
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover

We could build a universe right here
All the world could disappear
Wouldn't notice, wouldn't care
We could build a universe right here
The world could disappear
I just need you near

Nobody sees, nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, that's how it goes
Far from the others, close to each other
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover
 
 
- Świetny tekst...- usłyszałam za sobą melodyjny głos.
- O hej Lys.- uśmiechnęłam się. - A tak sobie piszę, nieszczególnie jestem z tego zadowolona.
- Bardzo mi się podoba.
- Dziękuję.- poczułam, że się rumienie.
- A co tutaj robisz?- zapytałam się.
- Już jest 15- sta... - przykleił na twarz ten swój uroczy uśmiech.
-Zasiedziałam się!- zerwałam się na równe nogi.
-Odprowadzę cię.
-Ale..
- Pozwól.- nalegał
- No dobrze... - zgodziłam się. Z Lysandrem mi się super rozmawiało. Odprowadził mnie pod same drzwi a na sam koniec przytulił co mnie z lekka zdziwiło.
Szukałam klucza do drzwi gdy usłyszałam głos:
- Shadow musisz to zobaczyć!- odwróciłam się... 

***
Witam!
Pisałam rozdziała na szybko, ale cóż jest! Dzisiaj może uda mi się nastepny napisać:).
Pozdro :*
Zapraszam do komentowania! 
 



czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 10

Z powodu wczorajszego wypadku z kawą, nie mogłam ćwiczyć na lekcjach wychowania fizycznego. Nauczyciel nie był z tego faktu zadowolony i gdybym nie miała zwolnienia pewnie kazałby mi ćwiczyć. Obserwowałam ćwiczących z połową mojej uwagi. Nigdy nie ciągnęło mnie do sportu i  chyba tak zostanie. Aktualnie odbywała się rozgrzewka, jeżeli nazwać można bieganie 10 okrążeń na dużej sali. Osobiście kocham biegać. Tak, właściwie to mój jedyny ruch. Na samym początku był Kastiel i o dziwo Nataniel. Mówiłam już, że niektóre lekcje mamy razem? Za nimi była duża przerwa, aż biegli uczniowie, których nie znam imion oraz Kim. W środku był Lysander z bliźniakami, a na szarym końcu większość dziewczyn w tym Amber.
- Nogi mnie bolą. - po raz kolejny powtórzyłam towarzyszce, która próbowała mnie zabrać na zakupy.
- No, ale do Leosia nie jest daleko, proszęęę.- użyła swojego milutkiego głosiku.
- Nie dzisiaj. - odpowiedziałam stanowczo. Z robiła minę słodkiego szczeniaczka, który prosi o jedzenie. - No nie patrz tak. Na mnie to nie działa.
- Shadow, to parę kilometrów!
- Rozalia, zrozum...
- Okej, okej! Ale w przyszłym tygodniu idziemy na 5-cio godzinne zakupy!- powiedziała uradowana. No to się wpakowałam. - Właśnie, a co ci się stało w nogi? Lysander mi mówił, że wczoraj u niego byłaś.- poruszyła w dziwny sposób brwiami.
- Nie wiem o czym myślisz w tej swojej główce, ale on mi tylko opatrzył nogi, po tym jak kelner oblał mnie kawą.
- I mi o tym nie powiedziałaś, że cię Lysiek po kolankach macał!? [Olu, ten tekst mi tu idealnie pasował XD] - powiedziała nieco za głośno przez co uczniowie i sam nauczyciel się na nas patrzyli. Spłonęłam rumieńcem. - Evans i Bley, proszę się uspokoić, bo przeszkadzacie!- upomniał nas nauczyciel
- Dobrze! Będziemy rozmawiać głośniej!- podpowiedziała Rozalia na co została zgromiona wzrokiem przez nauczyciela. Klasa natomiast wybuchła śmiechem.
-Cisza!- krzyknął i wrócił do prowadzenia lekcji.
- Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć? - powiedziała udając obrażoną.
- Poszłam mu oddać koszulę...
- Jak to koszulę? Co wy...
- Roza! Słyszałaś, że jakaś dziewczyna się pocięła?- skinęła głową. - To ja ją znalazłam i musiałam zatamować krwawienie, a miałam do wyboru spodnie lub t-shirt
- On cię widział pół nagą?- wyglądała jakby jej oczy miały zaraz z orbit wylecieć. - Jesteście już tak daleko i nic o tym nie wiem?
- Nie rozmawiam z tobą. - walnęłam się w czoło na co ona się zaśmiała.
- Ale bynajmniej was do siebie ciągnie! - zaćwierkała.
- Roza...- spojrzałam na nią błagalnie. - To tak jakbym miała być z Kastielem, czyli zero wspólnego z rzeczywistością.
- Mówisz?- usłyszałyśmy obok siebie głos. Był to nikt inny niż Kastiel. Byłyśmy tak zajęte rozmową, że aż nie zauważyłyśmy, iż skończyła się ostatnia lekcja.
- Matka nie nauczyła, że się nie podsłuchuje?- warknęłam zła.
- Nie ma jej w domu. - mruknął niezadowolony.- Z resztą to ja powinienem być zły. Stwierdziłaś, że nie zadziała na ciebie mój urok osobisty.- zbliżył się na niebezpieczną odległość i szepnął mi do ucha:-Zapomniałaś, że parę lat temu się nie zdołałaś oprzeć?- nie patrzyłam na niego a i tak wiedziałam, że ma przyklejony na twarzy ten swój uśmiech. Odsunął się. - Więc nigdy koleżanko, nie mów nigdy. - spłonęłam tym razem krwistym rumieńcem.
- Co ci powiedział, że jesteś czerwona jak truskawka?
- Przypomniał przeszłość- odpowiedziałam sobie w myślach.
- Nieistotne. Chodźmy bo nas zamkną.- pociągnęłam ją w stronę wyjścia.
- Mi nie powiesz? - urażona szła parę kroków za mną. Westchnęłam.
- Po prostu przypomniał mi przeszłość. Kiedyś ci opowiem. - dopowiedziałam widząc, że otwiera usta.
- Jeju!- krzyknęłam gdy miałyśmy już wychodzić. - Spotkanie w klubie mam!
- To na co czekasz? Leć!- i tak też zrobiłam. Pomachałam jej jedynie na pożganie i już biegłam w stronę klasy, gdzie odbywały się spotkania. Weszłam do pomieszczenia. Zwykle panowała cisza i każdy się wzajemnie słuchał, ale dzisiaj tego nie mogłam powiedzieć. Każdy z kimś się kłócił a nigdzie nie widziałam Iris.
- Nie wierzę.- powiedział ktoś za moimi plecami. O wilku mowa. Próbowała wszystkich uspokoić na spokojnie, jednak nic nie działało. Stanęła na krześle i zagwizdała na palcach. Co wyglądało dość komicznie, gdyż od niektórych chłopaków była jedynie o pół głowy wyższa, gdy stała na krześle. Nim zdążyłam mrugnąć oczami a był porządek.
- Tak więc, za niedługo odbędzie się zbiórka pieniędzy dla sierocińca. Pani dyrektor chciała byśmy wybrali cztery osoby z naszego klubu, które pokażą swój talent publicznie.- temat był mi naprawdę bliski. Przez co zaczęło mi zależeć. - Dlatego też na kartkach piszecie kogo byście dali. Karteczki dawajcie tu. - wskazała na puszkę zapinaną na kłódkę. - Czas do jutra. A i żeby mi ktoś zaczął robić hałas a może nie wracać więcej na zajęcia.- powiedziała ze swoim uśmiechem. Był on naprawdę uroczy. Zagłosowałam na Alex, Jeremiego, Philipa i Mattew'a. Nigdy nie miałam w zwyczaju  głosować na siebie. Wrzuciłam karteczkę i podeszłam do stojącego pianina.  Z plecaka wyciągnęłam mój zeszyt i zaczęłam wygrywać melodię.


Wiele rzeczy musiałam poprawiać. Wiadomo, nie każdy jest Mozartem Ktoś dotknął mojego ramienia. Tym kimś okazał się Nataniel. Nie powiem, zdziwiło mnie to, gdyż od paru tygodni nie rozmawialiśmy. 
- O cześć. - powiedziałam uprzejmie.
- Zapraszam cię do gabinetu pani dyrektor. - powiedział dość oschle. Natychmiast wstałam, zostawiając plecak w kącie.
- To też weź. - rzucił przez ramie i wyszedł. Zdezorientowana wyszłam z sali i małymi kroczkami podążałam za Natem. Nie wiedziałam o co chodzi, ani dlaczego jest na mnie zły.Weszliśmy do klatki. Bo inaczej tego nazwać nie mogłam. Stała w nim rozpłakana Amber, dwaj mężczyźni i pani dyrektor. 
-Usiądź. - rozkazała pulchna kobieta. - Pewnie zastanawiasz się dlaczego zostałaś wezwana. Otóż panna Brown przyniosła do szkoły drogocenną pamiątkę rodzinną. Twierdzi, że to ty ją ukradłaś. 
- Nie rozumiem. Po co miałabym to robić?
- Nie dość, że złodziejka, to jeszcze pyskuje!- zbulwersował się jeden z mężczyzn.
- Spokojnie panie Brown- próbowała go uspokoić.
- Musimy przeszukać twój plecak. - odparł drugi. 
- Jakim prawem?- zirytowałam się. Kątem oka dostrzegłam jak dyrektorka kiwa głową do niego. 
- O to nakaz.
- Jaki nakaz?- zaczęłam się denerwować. Oskarżali mnie o kradzież. Nauczono mnie, że to okropna rzecz i nie zamierzałam porzucać tej reguły. Wzięłam pismo do ręki. W mieście, w którym obecnie mieszkam, potrzeba właśnie takich dokumentów.  "Zezwolenie na przeszukanie osobistych rzeczy Shadow... ". Tyle mi wystarczyło. Oddałam pismo i położyłam plecak na stole. Mężczyzna zaczął mi go dokładnie sprawdzać. Między książkami, w książkach, kieszeniach. Lecz nie patrzyłam na to, patrzyłam w pięknie zmieniający się krajobraz.
- Znalazła się zguba!- popatrzyłam zdziwiona. W ręce trzymał pierścień. I to nie byle jaki. Miał niebieski kamień. Nie znam się na nich, ale wydawał się jakby kosztował fortunę.
- Nie wiem jakim cudem znalazło się to w moich rzeczach, ale tego nie ukradłam!- broniłam się.
- Sieroty z domu dziecka zawsze kradną. A tu jest żywy dowód. Nie wiem co Mary widziała w adoptowaniu takiego czegoś.- wskazał na mnie. Auć bolało. Czułam jakby milion igieł się we mnie wbijały.
- Wszystkich pan wrzucił do jednego worka. Nie wie pan jak to jest, więc niech się pan zastanowi jak to jest! Niczego nie ukradłam, bo się tym brzydzę. Zarówno takimi, jakim jest pan!- wykrzyczałam. Podniósł rękę, jakby zamierzał mnie uderzyć.
- Spokój!- krzyknęła dyrektorka.- Shadow, zaraz po ciebie przyjedzie twoja opiekunka prawna. Wtedy pomyślimy nad rodzajem kary.
- Rodzajem kary? Ja tego tak nie zostawię! - wyszedł trzaskając drzwiami. Zaraz za nim podążyła Amber patrząca na mnie gardzącym wzrokiem. 
- Ale to naprawdę nie ja... -tłumaczyłam się dalej.
- Miałaś czas na swoją obronę. - skróciła moją wypowiedź. Siedziałyśmy w ciszy. Cały czas analizowałam zaistniałą sytuację. Nie mogłam sobie nic przypomnieć. Wtedy drzwi otworzyły się z hukiem.
- Dzień Dobry pani. Mary Smith.- podała kobiecie rękę.
- Jak już pani mówiłam, Shadow została osądzona o kradzież, było to trafne, gdyż w jej plecaku był pierścień. Chciałabym z panią omówić karę dla Shadow.- Mary jedynie dziwnie na mnie się popatrzyła.
- Dobrze.
- Postanowiłam, że będzie odbywać prace na rzecz szkoły. Oraz będzie korepetytorką panny Brown. Zgadza się pani na to?- byłam w środku załamana. Nikt mi nie wierzył. Nikt.
- Oczywiście.- odparła i pojechałyśmy do domu. Próbowałam ją przekonać, lecz żadne argumenty nie działały.
- Szlaban na komórkę, wychodzenia z domu, prócz szkoły!- powiedziała zdenerwowana. Oczywiście, wcześniej usłyszałam. Wiedziałam, że czuje się mną zawiedziona. Cóż mam zrobić, skoro jestem niewinna?.
- Dobrze.- z miną skazańca poszłam do pokoju.
Usiadłam na parapecie i spuściłam nogi. Byłam wykończona a moje myśli nie dawały mi odetchnąć. Wtedy mnie olśniło.
Poszłam pod prysznic. Wykonałam toaletę. Przykryłam się kołdrą po same uszy i poszłam spać z połową rozwiązanej zagadki.



***
Witam Was!
Jest po 01, a ja skończyłam dla Was pisać rozdział. Cieszmy się ^^.
Pewnie wchodząc tu, zauważyliście, że coś się zmieniło. Podpowiem Wam! Wygląd bloga.
Nie chciałam jakiegoś wyimaginowanego, więc stworzyłam taki.
Dajcie swoje opinie odnośnie wyglądu, jaki i rozdziału. 
Dzisiaj starałam się napisać dużo dialogów, lecz nie wiem czy to mi wychodziło.
Rozdziału Wam nie obiecuję, gdyż już w ten piątek zaczyna mi się katorga z testami. 
Ale, jak to ja pewnie coś dodam. 
Dziękuję za przeczytanie oraz zapraszam to komentowania.
Pozdrawiam :* 


sobota, 23 maja 2015

Rozdział 9

Zamarłam. W jednej z kabin leżała pół przytomna dziewczyna z żyletką w ręce. Podbiegłam do niej, popatrzyłam na cięcie. Rana, którą sobie zrobiła była głęboka. Dziewczyna dalej płakała. Cicho, ale to robiła. Na sto procent była to gimnazjalistka. Ściągnęłam swój t-shirt i próbowałam zatamować krwawienie.
- Hej, nie zasypiaj. - zwróciłam się do dziewczyny. Po chwili zaczęłam wzywać pomoc. Wokół było mnóstwo krwi a robiła się coraz bledsza. Zauważyłam, że spodnie zaczynają się na udzie robić czerwone. Byłam zła, bo nadal nikt nie przychodził, w końcu kto by chodził na korytarzu w środku lekcji.
- Pomocy!- krzyknęłam po raz kolejny. Do damskiej toalety wparował Lysander i Armin. No tak zapomniałam, że oni nie chodzą na w-f, ale teraz nie o tym.
- Co się stało?- zapytał Armin, lecz gdy zobaczył dziewczynę pobladł.
- Leć do pielęgniarki, powiedz co się stało.  Postaramy się ją tam zanieść.- odpowiedziałam szybko. Ten nic nie odpowiedział tylko wybiegł. Lysander zaś zaczął ściągać swój płaszcz a następnie koszulę, którą mi podał. Musiałam przyznać, że Lys nie wygląda by ćwiczył a tu proszę. Otwierałam usta by się zapytać, lecz mnie wyprzedził.
- Ubierz to, chyba nie będziesz chodziła po szkole pół naga.- powiedział lekko się rumieniąc.
- Dobrze, a ty weź ją. Szybko, bo nam ducha wyzionie.- stwierdziłam. Po chwili miał już na rękach nieprzytomną dziewczynę. Wyszedł z łazienki, natomiast ja zapięłam na oślep guziki i wybiegłam za nimi.
- Matko! Co jej się stało? - podbiegła do nas piguła, gdy byliśmy w połowie drogi.
- Podcięła żyły.- stwierdziłam krótko. Ta wyciągnęła z kieszeni komórkę i zadzwoniła na pogotowie, które w ekspresowym tempie przyjechało. Wzięli ją na nosze i podłączyli tlen.
- Sarah! - krzyknął jakiś uczeń, który wychodził z klasy. Zaraz znalazł się obok niej. Na jego twarzy był widoczny szok i smutek. Zatrzymał się przed drzwiami wozu, gdyż nie pozwolili mu wsiąść.
- Moja mała siostrzyczka.- powiedział zrozpaczony. Przyglądałam się temu całemu zajściu. Cholera, na współczucie. Spojrzałam na moje dłonie, gdyż czułam coś lepkiego. Były całe w krwi. Miałam zamiar je umyć, lecz pokrzyżowano moje plany.
- Panno Bley do mojego gabinetu! - usłyszałam za sobą podniesiony głos dyrektorki, na co natychmiast się odwróciłam. Zmierzyła mnie wzrokiem, a po chwili dodała: - I proszę się stosowniej ubrać.- po tym odeszła. Popatrzyłam na koszulę. Miała racje, była krzywo zapięta, przez co widać było mi znaczną część brzucha. Westchnęłam. Poszłam do łazienki. Był już tam kubeł z mopem. Patrząc na to jakoś dziwnie się poczułam. Zlekceważyłam je. Myłam ręce spokojnie do czasu.
-Aa!- usłyszałam pisk. Lecz w drzwiach już nikogo nie było. Zapięłam guziki i poszłam do dyrektorki. Siedziała na swoim fotelu wraz z przerośniętym szczurem, bo psem tego nazwać nie można. Zamknęłam po cichu drzwi. Dyrektorka wskazała gestem głowy, bym usiadła na krześle naprzeciwko jej.
- Więc? - spytałam po chwili.
- Nie jestem koleżanką, panno Bley. - zgromiła mnie wzrokiem dyrektorka. - Doszły mnie słuchy, że to ty znalazłaś Sarah. Chciałabym się dowiedzieć co się wydarzyło.
- Nic szczególnego, podcięła żyły. - stwierdziłam.
- Uważasz, za nic szczególnego, że jedna z twoich koleżanek leży w ciężkim stanie?- krzyczała. - Opowiedz coś więcej.- dodała po chwili. Przewróciłam oczami a starsza kobieta karciła mnie wzrokiem.
- Na przerwie poszłam do toalety. Okazało się, gdy doszłam zadzwonił dzwonek, lecz nie bardzo się tym przejęłam. W łazience zauważyłam ją, więc chciałam jej pomóc. Zaczęłam uciskać jej ranę moją bluzką i wołałam pomoc. Przyszli chłopaki- Lysander i Armin. Temu drugiemu kazałam lecieć po pigułę a Lysander wziął dziewczynę na ręce. Resztę pewnie wie od tej w kitlu.- mówiłam to dość szybko.
- Szacunku trochę! - ryknęła zła.
- Mam go przecież. - odpowiedziałam bez zastanowienia. - Mogę iść?- zapytałam.
- Tak to wszystko, dziękuję. - powróciła jej druga twarz- milutkiej siwej kobiety. Wyszłam pędem z gabinetu. Stwierdziłam, że nie ma sensu iść na kolejne lekcje, więc zrobiłam sobie małe wagary. Na szczęście plecak zostawiłam w szafce. Wzięłam go i popędziłam ku wyjściu ze szkoły. Przed szkołą nadal siedział ktoś bliski tej dziewczynie.
- Wszystko okej? - zapytałam kładąc mu dłoń na ramieniu, którą zaraz strącił.
- Oczywiście. - odmruknął.
- Wiem co się...
- Nic nie wiesz! Nikt nie wie!- zaczął krzyczeć, chciałam coś powiedzieć, lecz zaczął wykrzykiwać różne słowa.
- Cholera! To ja ją znalazłam, widziałam.- odpowiedziałam spokojnie. - Nie wiem kim dla niej jesteś, ale powinieneś być silny a na razie kleisz się jak dziecko, gdy zginie mu zabawka. Weź się w garść i pędem do niej!- na te słowa westchnął.
- Masz rację, dzięki. - poszedł w siną dal. Wyszłam za bramę szkoły. Skierowałam się ku pobliskiej kawiarni. Uwielbiam zapach kawy, pomieszanego z wypiekami.
- Wagary co?- usłyszałam za sobą.
- O cześć. - odpowiedziałam. - Tak wyszło.- wzruszyłam ramionami.
- Gdzie tak pędzisz? - Kastiel musiał zrobić parę kroków by mnie dogonić.
- Kawiarnia. - rozmarzyłam się.
- Naprawdę? Nie stać cię na nic lepszego?- zakpił.
- Jeżeli ciebie stać to sobie idź, ja pędzę do moich maleństw. - wyprzedziłam go zgrabnie.
- Fajna koszula, czyja?
- Moja. -zaśmiałam się. - Lysander mi ją pożyczył.
- Muszę przyznać, że leży na tobie lepiej niż na nim.- chycił za to zdanie w ramie. - Za co?
- Za to, że żyjesz. - zaśmiałam się i weszłam do malutkiego lokalu. W powietrzu unosił się piękny zapach kawy. Usiadłam przy stoliku i wdychałam cudowny aromat. Kelner wziął moje zamówienie na cappuccino, które wręcz kocham. Kawiarenka była przytulna. Beżowe ściany i ciemne panele współgrały z dodatkami. Nim się spostrzegłam kelner niósł moją kawusie. W myślach cieszyłam się jak małe dziecko. Do czasu. Gorąca ciecz znalazła się na moich kolanach. Aż odskoczyłam. Napój palił moją skórę.
- Nie mogłeś uważać? - Spojrzałam gniewne na bruneta, stojącego z wyraźnymi rumieńcami.  Z jednej strony cieszyłam się, że nie na koszulę Lysandra. Jeszcze tego byłoby mi mało!
- Przeprassszam panią. - powiedział.
- Dobra.- warknęłam wściekła i wyszłam z lokalu. Niestety, wyładowałam się na niewinnej osobie. Nie lubiłam tego robić i próbowałam z tym walczyć, lecz czasami natura wygrywała. Oparzenie bolało niemiłosiernie, przez co z trudem stawiałam kroki. Nie cieszył mnie wiatr, ani widok parku czy zamieniające się liście. Kolana nie pozwalały mi  niczym się cieszyć. Stanęłam pod drzwiami w celu wyciągnięcia kluczy, czułam jakby mi nogi miały odpaść. Rzuciłam plecak w kąt i zabrałam się za przebieranie. Koszulę Lysandra zastąpiłam czarną bluzką. Ściągnęłam delikatnie spodnie, które się przykleiły do bolącego miejsca. Kolana były wściekle czerwone, a skóra bolała. Wstałam i poszłam poszukać apteczki, która okazała się być na szafce w kuchni. Otworzyłam ją i zaczęłam w niej szperać, lecz na złość nie mogłam znaleźć preparatu na oparzenia. Przeklęłam w duchu. Podreptałam do łazienki, gdzie przemyłam je zimną wodą. Dało mi to minimalne ukojenie, ale cóż zawsze jakieś. Ubrałam spódniczkę w kratkę i ubrałam buty, między czasie napisałam do Lysandra, który kończył wcześniej lekcje niż ja. Wysłał mi sms'a z adresem. Mieszkał całkiem niedaleko, z czego się ucieszyłam. Z koszulą w ręku powoli szłam. Stałam pod domem w stylu w wiktoriańskim i jakoś mnie to nie zdziwiło. Zapukałam. W drzwiach stanął Leo.
- Hej Leo, jest Lysander? - zapytałam grzecznie.
- Witaj Shadow, zaraz...- w drzwiach jak na zawołanie się pojawił brat Leo.
- Witaj, może chodźmy do ogrodu?- powiedział z lekkim uśmiechem młodszy. Skinęłam głową. Za jego domem, była ławka i przepiękny ogród z przeróżnymi kwiatami.
- Przede wszystkim chciałabym Ci oddać koszulę. - wtedy mnie olśniło. Boże jaką jestem idiotką! Uderzyłam się mentalnie w czoło. - Przepraszam, że jej nie wyprałam. Byłam dość zakręcona. - powiedziałam nieco speszona.
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się ciepło. Usiedliśmy na ławce. Rozmawialiśmy na rozmaite tematy. Lysandra też napastowała dyrektorka, współczuję mu.  Zaczęło się ściemniać i robić chłodniej. Chciałam się podnieść, lecz ból powstrzymał.
- Co zrobiłaś w kolana?- zapytał z troską w oczach, a jego wzrok był utkwiony w czerwone zgięcia.
- Oblana gorącym cappuccinem zostałam.
- Smarowałaś to czymś? - dociekał.
- Nie...
- Chodź, nie można tego tak zostawić. - stwierdził i poszliśmy do środka. Kazał mi usiąść na krześle. Sam zaczął szperać w szafkach, aż w końcu znalazł się przy mnie. Zaczął delikatnie wsmarowywać preparat w kolana. Wyglądało to tak, jakby starszy brat dbał o małą siostrę.
- Gotowe. - powiedział, gdy skończył.
- Dziękuję. - lekko przy tuliłam o dziwo odwzajemnił.
- Dasz radę iść sama?
- Tak, przecież to nie jest oparzenie, bóg wie jakie. - zaśmiałam się. Na koniec pożegnaliśmy się i wróciłam powolnym krokiem, lecz szybszym do domu. Titi oczywiście zalała mnie lawiną pytań. Niektóre zignorowałam. Zadanie zrobiłam w ekspresowym tempie, wzięłam krótki prysznic. Gdy położyłam się od razu powędrowałam do mojej zmyślonej krainy.



***
Cześć Wam!
Jak leci weekend? Miałam wczoraj dodać rozdział, ale skończyłam. 
Postaram się dodać w niedzielę. 
Nowa ankieta o tam >> na samym początku.
A i rozdział dedykuję z podziękowaniem za cudownych 46 rozdziałów, dla Weroniki Jessici.
Chyba to tyle. Pozdr :* 
Zapraszam do komentowania, daje mi to wielkiego kopa do pisania.


wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 8

Uchyliłam moje powieki. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Chciałam wstać z łóżka, lecz coś mnie trzymało. Okazało się, że ktoś mnie obejmuje a dokładniej męskie ramiona. Dopiero, gdy zauważyłam pasmo czerwonych włosów do mnie dotarło- spałam z Kastielem, jak kolwiek to brzmi. Podniosłam głowę do góry a moje oczy napotkały brązowe tęczówki. Speszona opuściłam wzrok.
- Puść mnie.- w końcu się odezwałam.
- Jest ci tak źle? - wymruczał mi wprost do ucha.
- Owszem. - stwierdziłam szybko.
- Wedle życzenia, skarbie. - przez ostatnie słowo spadłam z łóżka. Sykłam z bólu, ponieważ  leżałam na porozrzucanych śmieciach. - Wszystko kiedyś upada* nawet ty - zaśmiał się, widząc że nie wyszło mi to na dobre.
- Co ty nie powiesz? - mruknęłam zła pod nosem. Podniosłam się i poprawiłam bluzkę. Ten nadal się śmiał. - Skoro jest ci tak do śmiechu to możesz już zostać sam. - moje oczy ciskały w niego piorunami. Miałam już wyjść z jego pokoju, lecz złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, przez co dzieliły mnie od jego klatki centymetry.
- Wczoraj mimo, że byłem pijany, pamiętam, że mi wybaczyłaś. - powiedział śmiertelnie poważnie. W mojej głowie krążyły pytania, jakim cudem pamięta- nie wiem. - Nigdy słów na wiatr nie mówiłaś.- i tu mnie miał. Nigdy nie mówiłam czegoś, czego nie jestem wstanie zrobić. Westchnęłam.
- Masz rację. - wymamrotałam. Czułam, że ma ten swój ironiczny uśmieszek. - Ale nie wyobrażaj sobie, że będzie tak jak dawniej. - nie odpowiedział mi, więc się odsunęłam na bezpieczną odległość. Dopiero po jakiejś godzinie zaczęliśmy normalnie rozmawiać na rozmaite tematy. Usłyszałam wtedy skomlenie na dworze.
- Czekaj, zaraz wracam- zwrócił się do mnie. Odpowiedziałam mu skinięciem głowy. Minęło może pięć minut, gdy do pokoju wleciał wielki pies. Przestraszyłam się nie na żarty. Zaczął na mnie szczekać co pobudziło mój lęk.
-Spokojnie.- powiedziałam cicho. Zwierze uroczo przekrzywiło głowę i podeszło do mnie. Delikatnie wyciągnęłam ku niemu rękę na co przybliżył swój pysk. Zaczęłam go delikatnie po nim gładzić a potem podrapałam za uszami. Zmrużył swoje oczka ukazując jaki jest zadowolony.
- Mój pies! - w progu stał Kastiel. - Czym go zaczarowałaś?
- Widocznie wie, że jestem aniołem i mnie już ubóstwia.- zaśmiałam się, natomiast pies spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. - No dobra, dobra. - Właściciel czworonoga usiadł koło mnie i przypatrywał się moim ruchom. -Jak się wabi?
- Demon.
- Hm... widać, że ty wymyśliłeś. Pasujecie do siebie.
- Mam to uznać za komplement?- uniósł do góry brew.
- No nie wiem... - udałam, że się zastanawiam, lecz ten postanowił mnie łaskotać, szkoda, że  nie mam łaskotek. Zaśmiałam się w duchu. - Skończyłeś już mnie obmacywać?- w mojej wypowiedzi było czuć wyraźny sarkazm. Zachowujemy się jak para dobrych znajomych, nie powinnaś tak się zachowywać. Zranił Lucy- karciła mnie podświadomość. Ale mu wybaczyłaś- odezwał się drugi głos. Zignorowałam je.
- Dziwne, każda ma...- powiedział cicho Kastiel.
- Ja jestem Shadow, taka jest jedyna w swoim rodzaju.- uśmiechnęłam się przebiegle. - Właśnie...- zaczęłam niepewnie. - Co robiłeś o piątej rano, schlany w trupa na ławce?
- Od baru, do baru. W domu była czysta, która poszła szybciej niż myślałem. Około trzeciej wpadł stary znajomy, który był w lepszym stanie niż ja. Miał ze sobą whisky, którą nad czwartą opróżniliśmy. Stwierdził, że mu gorąco i musi się przejść, ja chętnie poszedłem z nim. On wrócił do domu, bo miał po drodze. Ja się zmęczyłem,  więc usiadłem sobie na ławeczce. Znalazł mnie Lysander, a resztę znasz. - mówił to tak chaotycznie, że ledwo cokolwiek zrozumiałam.
- Mhm. -  spojrzałam na zegarek, który znajdował się na jego biurku. Wskazywał on 20:50... o nie... -Będę się zbierać, pewnie Titi się martwi.- wstałam.
- Podrzucę cię.- uśmiechnął się ironicznie.
- Przejdę się...
- To nie było pytanie. - ubrałam buty. Wyszliśmy na dwór.
- I niby czym...- nie dokończyłam, gdyż w garażu stał motor. - Nie sądzisz, że wejdę na to diabelską maszynę, to się grubo mylisz. - wycofałam się
- Masz nie gadaj. - rzucił w moją stronę kaskiem. Sam odpalił go i podjechał na ulicę.- Chodź. - wskazał za miejsce za sobą.
- Nie wejdę na to.
- Wchodzisz sama, czy mam ci pomóc? - niecierpliwił się. - Nie mów mi, że się boisz.- zakpił a równocześnie trafił w mój czuły punkt. Bałam się. Na chwiejących się nogach wsiadłam.
- Chwyć mnie w pasie.- rozkazał.
- Po co?
- Jesteś taka mądra czy tylko udajesz?- sarknął. - Chcesz nie spaść to się trzymaj. - wykonałam jego polecenie. Odjechał powoli, lecz po chwili się rozpędzał. Zamknęłam oczy. Wiatr powiewał moje włosy. Gdy poczułam, jak skręca mimowolnie go mocniej ścisnęłam.
-Wiem, że mnie uwielbiasz, ale mogłabyś mnie już puścić.- zaśmiał się z nutą ironii. Coś wtedy do mnie dotarło. On to specjalnie zrobił! Pacan  jeden!
- Idiota. - mruknęłam. Zeszłam z motoru i oddałam mu kask.
- A co w zamian za podwiezienie? - zapytał z cwanym wyrazem twarzy.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się uroczo i popędziłam do drzwi. Ściągnęłam swoje buty i poszłam do kuchni, gdzie siedziała Titi.
- Gdzie tak długo byłaś?- odezwała się.
- Mieliśmy problem z pewnym kolegą, ale już jest okej.
- Na drugi raz informuj mnie gdzie jesteś. Martwiłam się. - spojrzałam na nią. Na jej twarzy malowała się troska.
- Dobrze. - puściłam jej delikatny uśmiech. Poszłam do pokoju. Posiedziałam chwilę przy książkach oraz umyłam się. Gdy zanurzyłam się w pościeli, od razu zmorzył mnie sen.

****

Przechadzałam się szkolnymi korytarzami. Nie wiedziałam co mogę porobić o tak wczesnej porze. Skomponowałam kolejną melodię, którą muszę koniecznie przegrać. Nim się spostrzegłam dobiegł czas pierwszej lekcji. Usiadłam z jakąś dziewczyną. Tak bardzo lubię języki, tak dzisiaj nie miałam na nie siły. Minęła dość powoli, lecz jakoś przeżyłam. Na dziedzińcu stał Kastiel, co było dla mnie dość sporym szokiem, ponieważ zazwyczaj przychodzi na późniejsze lekcje. Nie podeszłam do niego. Szłam sobie dalej korytarzami, gdy dostrzegłam coś brązowego. Podniosłam ten przedmiot. Okazał się nim brązowy notatnik. Otworzyłam go. Na pierwszej stronie było napisane starannym pismem " Lysander". Muszę mu go przy następnej okazji zwrócić. Zabrzmiał dzwonek kończący przerwę. W podobny sposób jak język minęła mi matematyka. Na przerwie poszłam do toalety. Nienawidziłam mieć rąk w kredzie. Ugh! Gdy dochodziłam do niej, usłyszałam szloch. Pobiegłam i zostałam tam nędzny widok.



***
Witam! Udało mi się zmontować szybki rozdzialik :).
Dedyk dla Li Jula <jak obiecałam>
Mam nadzieję, że wam się spodoba. 
Piszcie nowe postacie, potrzebne są xD
Pozdrawiam :* 
Zapraszam także do komentowania, daje mi to wielkiego kopa do pisania- inaczej mówiąc większy przypływ weny.

*cytat z Darów Anioła "Miasto Szkła"




poniedziałek, 18 maja 2015

Przeprosiny

Aż głupio mi to pisać, ale cóż.
Jak wiecie 29 i 01 mam egzaminy na drugi stopień szkoły muzycznej, a przed tym mam egzamin i całą gamę koncertów. Tsa... Również podłapał mnie brak weny. Dlatego też posty będą ukazywane dość nieregularnie. Lecz obiecuję, że wam jakoś wynagrodzę, nie będziecie mieli mi tego za złe?

Wpadł mi również do głowy pewien pomysł na nową serię, kompletnie nie związaną ze Słodkim Flirtem. Po egzaminach zacznę nad nią pracować, lecz ten blog nadal będzie funkcjonował. Mogę Wam jedynie zdradzić, że to będzie fantastyką, bez której żyć bym nie mogła.

Mam prośbę. Jest zakładka nowe postacie, w której możecie umieszczać swoje pomysły na postacie (na razie są 2 osoby, z czego jedna została wykorzystana).

Jeszcze raz bardzo Was przepraszam.


Zawitam wkrótce ( postaram się w ciągu 3 dni coś zmontować.) 
Pozdrawiam :* 

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 7

Usłyszałam dźwięk budzika, który nie potrafi zaakceptować mojego związku z łóżkiem. Po paru sekundach melodia ustała, jednak nie na długo, gdyż zaraz wznowiła się melodyjka. Wydało mi się to dość dziwne. Podniosłam głowę. Dopiero wtedy rozpoznałam, że to nie jest budzik a dzwoniąca komórka (aut. Shadow nie miała w sierocińcu własnego telefonu, więc po dłuższej "rozmowie" z Titi dziewczyna musiała przyjąć telefon.). Spojrzałam na wyświetlacz. Wielkimi literami pisało: Rozalia.
-Słucham?
-Shadow przyjdź do parku. Szybko!- usłyszałam zdenerwowany głos Rozy.
-Jest piąta...
-Już!- jej ton głosu nie znosił sprzeciwu. Rozłączyłam się, wzięłam pierwsze lepsze ubrania z szafy i powędrowałam do łazienki. Widząc iż wzięłam dość obcisłe ubrania miałam zamiar je wymienić, ale nasunęła mi się myśl, że coś się stało. Włosy związałam w wysokiego kucyka a na nogi ubrałam czarne botki. Zleciałam szybko po schodach, lecz nie zauważyłam leżącej koszulki z papierami Titi na jednym ze stopni. Niestety z moim szczęściem, stanęłam na niej. Potłukłam sobie tyłek i zapewne nabiłam kilka sińców na nogach. 
-Jeju! Słońce nic ci nie jest?- zaalarmowana moim głośnym zejściu po schodach, pojawiła się moja opiekunka w drzwiach. 
-Tak.- powiedziałam wstając. Wykrzywiłam się z bólu, lecz po chwili wymusiłam uśmiech. 
-Gdzie tak wcześnie idziesz? 
-Koleżanka ma jakąś sprawę. Będę pod telefonem.- wyszłam z domu na tyle szybko ile mogłam. Szczerze mówiąc, przyzwyczaiłam się, że jest tutaj ktoś kto o mnie dba i się martwi. Mimo bólu po stłuczeniu biegłam, przez co zaoszczędziłam parę minut marszu. Na skraju parku zauważyłam zdenerwowałam Rozalię. Przeszłam przez ulicę i podeszłam do niej. 
-Co się stało?- zapytałam.
-Chodź, sama zobacz.- powiedziała i pociągnęła w jego głąb. Z daleka dostrzegłam białe włosy Lysandra. Gdy podeszłyśmy bliżej sama nie mogłam uwierzyć co widziałam. Na ławce siedział całkowicie pijany Kastiel  i coś bełkotał.
-Czemu go nie zanieśliście do domu?- zapytałam spokojnie. 
-Dobre pytanie.- powiedziała Rozalia.
-Uparł się, że nie pójdzie dopóki nie ściągniemy tu Biru i mu nie wybaczy to nie wstanie.- jak zwykle Lysander był opanowany. Natomiast moje oczy zrobiły się jak dwa wielkie spodki. 
-Skąd...
-Tylko z tobą się pokłócił, nie licząc Nataniela.
-Ech...- westchnęłam. Podeszłam do czerwonowłosego, który czkał i patrzył gdzieś w dal. -Kastiel- położyłam mu dłoń na ramieniu. Zdziwiony popatrzył na mnie. - Chodź, idziemy do domu. 
-Nigdzje nje jide, dy musjisz mji wybacyć.- Patrzył w moje oczy. 
-Chodź.- byłam nieugięta.
-Nje- musiałam przyznać, że Kastiel nawet po alkoholu był okropnie uparty. 
-Wybaczam chodź. - podałam mu moją dłoń. Przyjął ją, ale był na tyle wstawiony, że nie utrzymał się na własnych nogach. Lysander wziął go pod ramie, mimo tego Diabeł nie puścił mojej dłoni. 
-Kastiel, puściłbyś?- zapytałam. Ten coś burknął. Nadal trzymał dłoń. 
-Chyba musisz iść z nami.- odezwał się Lys.
-Niestety- mruknęłam. Mieszkał dość daleko od nas, więc musieliśmy przejść połowę miasta. Dużo ludzi nie było na chodniku, więc było nam łatwiej go tachać.Gdy weszliśmy na ulicę, gdzie znajdowały się domki jednorodzinne zamarłam. Było tam w prost przeciwnie. 
-Co na to jego rodzice?- zapytałam
-Pracują. Kas mieszka sam, a oni wpadają raz na jakiś czas.
-Czyli nic się nie zmieniło.- powiedziałam pod nosem
-Coś mówiłaś?
-Nie, nic.- Lysander wyciągnął klucze. Zaraz skąd on... Dobra nieważne. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Położyliśmy go w jego pokoju a po chwili już spał. My usiedliśmy na kanapie. Ani mi, ani jemu się nigdzie nie spieszyło, gdyż był weekend. 
-Będziesz tu na niego czekał?- zapytałam. 
-Tak, ale nie wiem jak długo. Muszę Leo pomóc, a nie mam telefonu przy sobie. 
-Zostanę z nim. O nic się nie martw- uśmiechnęłam się. Rozmawialiśmy jeszcze godzinę, ponieważ Lysander musiał iść. Zostałam sama. Zaczęłam się zastanawiać. Czy wybaczyłam Kastielowi na prawdę, czy byle by poszedł. Gdzieś w głębi czułam, iż już w dzień po sprzeczce pustkę, ale w końcu był to mój przyjaciel. Sama już nie wiedziałam. Moje rozmyślania przerwał jego krzyk. Pobiegłam szybko do jego pokoju. Zdziwiło mnie, że nie pomyliłam korytarzy. Dom był ogromny, co się za tym wiązało- wiele pokoi i korytarzy. Otworzyłam drzwi. Leżał tak jak go zostawiliśmy, lecz tym razem się kręcił a na jego czole były widoczne kropelki potu. 
-Nie!- krzyknął. Podeszłam do jego łóżka i odgarnęłam mu włosy z czoła do którego były przyklejone. 
-Spokojnie.- podziałało jak ręką odjął. Zabrałam rękę. Miałam już wychodzić z pokoju, ale usłyszałam jego zachrypnięty głos. 
-Zostań.- natychmiast się odwróciłam. Jego brązowe oczy były otwarte i intensywnie we mnie wpatrywały. Wróciłam. Przykucnęłam przy jego łóżku. Ten westchnął oraz pociągnął mnie na nie. Odwrócił się plecami do mnie. Zdążyłam jedynie usłyszeć ledwo słyszalne dziękuję.



(strój Shadow)

***

Udało mi się go napisać! I chwała. 
Ten rozdział dedykuję Aika' san  oraz nowej czytelniczce Kociara. Na moich ustach gości wielki uśmiech, kiedy widzę  nowe osoby. Uwaga! Rozdziału nie będzie ani we wtorek, ani poniedziałek, gdyż jadę na badania, więc mnie nie będzie. 
Jak oceniacie rozdział? Piszcie swoje opinie w komentarzach oraz zapraszam do zakładki nowe postacie! 

Czytasz?=Komentuj! Sprawiają mi one wielką radość, nawet jeżeli są to słowa krytyki, która oczywiście jest uzasadniona!

Pozdrawiam :* 

środa, 6 maja 2015

Dziękuję!

Dzisiaj, a dokładnie wczoraj wieczorem stuknęło na blogu 1000 wyświetleń. Jesteście naprawdę kochani. Z całego serca Wam dziękuję, bo to dzięki Wam mam powód do dumy. Nawet nie wiem co powiedzieć. 
Dziękuję ;*

(przepraszam za jakość).


wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 6

-Kristal?
-Shadow!-krzyknęła dziewczyna o różowych włosach. Szybko do mnie pobiegła. -Co tu robisz? Gdzie Lucy?
-Zostałam adoptowana, więc musiałam się przeprowadzić. Lu nadal tam tkwi, niestety- posmutniałam.-A Ty co tutaj robisz?
-Rodzice mają tutaj jakąś sprawę i zostajemy tylko na tydzień.
-Szkoda.- mruknęłam smutno. Jej tata jest politykiem, przez co wiele podróżują. -Chodź, pokażę ci miasto. Co ty na to?
-Jestem na tak- zaśmiała się. Pokazałam jej centrum handlowe, park i inne warte zwiedzenia miejsca. Na samym końcu zaprowadziłam ją do liceum, pod którym spotkałyśmy Armina.
-O hej Armin.- powiedziałam, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. -Armin? Ej ziemia do Arminusia!- postawiłam na prowokację. Oderwał wzrok od swojej konsoli i spojrzał na mnie.
-Cześć Shadow. Zaraz... Ty do mnie powiedziałaś Arminuś?- zapytał ze zdziwieniem.
-No co, nie kontaktowałeś tu a nie chciałam stosować metody Alexego,
-Eee...- zaczerwienił się, gdy jego oczy spotkały się z zielono-złotymi oczami Kristal.- A Ty to?
-Kristal, miło mi.- z jego miny wynikało, że nie bardzo wiedział co odpowiedziała. Zaśmiałyśmy się, gdyż jej było łatwiej mówić w ojczystym języku, z którym nie miałam problemu. 
-Przepraszam zapomniałam się, jestem Kristal- poprawiła swoją wypowiedź.
-Oh sory!- krzyknął.- Armin... Czekaj, czy ja cię gdzieś nie widziałem?
-Pewnie z  telewizji. Emitowali angielską uroczystość, na której mój tata był gościem, ponieważ jest ważną osobą we Włoszech.- przekręciła oczami. Mimo iż była adoptowana przez Państwo Wreens, traktowała ich jakby byli jej biologicznymi rodzicami. 
-Ale głupio, ja bym nie wytrzymał tyle na jakiejś sztywnej imprezie, wolałbym zostać w domu i przynajmniej w simsy pograć.- mruknął. Na naszych ustach zagościł szeroki uśmiech. Chwilę później zostawiłyśmy go a same poszłyśmy dalej zwiedzać, lecz gdy się ściemniło musiałyśmy się rozejść. Wracając do mieszkania ogarnęła mnie kolejna fala złości, którą starałam się ukryć przed starą znajomą. Byłam wściekła za zaistniałą sytuację a najbardziej zdenerwowało mnie to, że sama przed sobą ukrywałam ważny szczegół- żywiłam do niego uczucie, głębsze niż przyjaźń, ale było minęło nie chciałam do tego wracać. A tym bardziej przeżywać na nowo.


****

Obudziło mnie diabelskie urządzenie zwany budzikiem. Niechętnie wstałam z łóżka, jeżeli wstaniem można nazwać sturlanie się na podłogę. Pozbierałam się i poszłam do łazienki. Po paru minutach byłam gotowa. Zrobiłam sobie szybkie śniadanie, o którym mój brzuch nie dawał mi zapomnieć. W neutralnym humorze wyruszyłam do liceum. Wczorajsza złość nadal mi nie przeszła i pewnie prędko nie przejdzie. Wyciągnęłam sobie zeszyt i zaczęłam sobie w nim bazgrać. Nic szczególnego w głowie nie miałam, było to na zasadzie "rysowanie sposób na nudę" . Pochłonięta myślami nie zauważyłam jak ktoś koło mnie siada i pewnie bym nie zauważyła gdyby nie dotknął mojego ramienia.
-O hej Lysadner- wysiliłam się na uśmiech, jednak zamiast niego wyszedł mi grymas. 

-Witaj Shadow, coś się stało?- zapytał. 
-Nie, jest okej. Tylko mnie głowa boli.- skłamałam.
-Czy tylko to? - jego dwukolorowe tęczówki wpatrywały się we mnie, jakby miały w sobie rentgen i mogły zobaczyć nawet najskrytszą rzecz.  
-Tak.- odpowiedziałam szybko i spuściłam wzrok na co westchnął. Między nami panowała grobowa cisza, którą dopiero przerwał dzwonek. Poszliśmy na lekcje, lecz każde w inną stronę. Weszłam do klasy biologicznej, usiadłam obok jakiejś dziewczyny. Nie obchodziło mnie to, że jej nie znam. Musiałam omijać Kastiela za wszelką cenę. Lecz czułam jego wzrok na sobie całą lekcje. Po niej wyszłam wściekła. Nauczycielka zaatakowała mnie całą gamą przeróżnych pytań z działów, a moje odpowiedzi potem oceniła. Oczywiście nie byłam zadowolona z -3, choć mogło być gorzej. Na przerwę snułam się po korytarzu niczym duch. Rozalia z tego co mi wiadomo się rozchorowała. Trudno przejdę się do niej później, a zaraz! Nie znam adresu. Na moje szczęście w klubie siedziała Violetta. Miała szkicownik na kolanach i nad czymś myślała. 
-Hej Violetto- na moje słowa, aż podskoczyła.
-O... hej Shadow- wróciła do dawnej czynności.
-Wiesz może gdzie Rozalia mieszka? Chciałabym ją odwiedzić, ale nie znam adresu...- nim się spostrzegłam miałam karteczkę z adresem.- Dziękuję.- uśmiechnęłam się lekko.
-Nie ma sprawy.- odpowiedziała. Szybko się zmyłam na pozostałe lekcje. Wchodząc do szkoły pod dębem siedział Kastiel co mnie pospieszyło do wejścia, do budynku. Po lekcjach udałam się do klubu, gdybym została do końca może bym wiedziała, ale niestety Irys musiała za mną biegać przez co było mi trochę głupio. W klubie posłuchałam jak inni grają. Dowiedziałam się,  że grywają w różnych miejscach, jeżeli nie mają innych ważnych spraw takich jak nastawienie dźwięku w ważnych wydarzeniach, ale również dbanie o instrumenty i inne tego typu sprawy. Wiele osób próbowało ze mną nawiązać kontakt, jednak było to bezowocne, spowodowane moim humorem. Z zajęć wyszłam równo o 15- stej, z których prosto pognałam do Rozalii. Z kartką w ręce, stałam pod dość sporym szarym domem. Otworzyłam furtkę następnie zadzwoniłam dzwonkiem. W progu pojawiła się kobieta. 
-Dzień Dobry, nie wiem czy dobrze trafiłam. Jestem koleżanką Rozalii ze szkoły i chciałabym...
-Jest u niej jej chłopak Leo...- jej też nie udało się dokończyć, gdyż za nią pojawiła się Roza.
-Shadow!- zapiszczała, lecz zaraz dopadł ją kaszel. -Chodź- pociągnęła mnie szybko za rękę do swojego pokoju. Zastałam w nim jak się domyśliłam Leo i ku mojemu zaskoczeniu Lysandra. -Tak więc to jest Shadow, o której Ci opowiadałam. Shadow, to jest Leo, mój chłopak a zarazem brat Lysia.- przedstawiła mnie zanim zdążyłam odezwać się słowem. 
-Witaj.- ucałował moją dłoń.- Dużo o tobie słyszałem.- spojrzał na Rozalię i wydawało mi się, że zerknął na Lysandra. Lecz tego  nie byłam pewna. Patrząc na przyjaciela Kastiela, mogłam stwierdzić iż jest strasznie podobny do swojego brata. Posiedzieliśmy chwilę, pogadaliśmy aż zrobiło się ciemno. Chłopaki musieli jechać, pomimo iż był jutro weekend. Roza za to uparła się, że mam zostać na noc. Zadzwoniłam do Titi, która bez problemu się na to zgodziła. Siedziałyśmy prawie do północy aż nie odleciałyśmy do krainy snów. 


(włosy Kristal)

(strój Shadow. {Bez okularów})

(strój Kristal)






***

Tak troszkę, krótko.  Zastanawiałam się nad połączeniem kolejnego wydarzenia, jednak przystałam na tylko i wyłącznie tym. Od 10 rozdziału będą one dłuższe, teraz nie chcę rozkręcać akcji. Stwierdziliście, że będzie bez fantastyki to opowiadanie. (Mam pytanie, dodawać stroje bohaterki?)
Ten rozdział pisałam w różnych nastrojach. Miało to duży wpływ na zachowania Shadow. 
Dzisiaj wykorzystałam postać wymyśloną przez Li Jula. Zapraszam serdecznie do zakładki "nowe postacie", gdy macie jakieś pomysły :). 
Następny rozdział nie zapowiadam, nie wiem co będzie a nie chcę nie dotrzymywać terminu także wybaczcie mi.
Dziękuję za liczne komentarze oraz wyświetlenia. Jesteście cudowni <3 *rozdział z dedykacją dla komentatorów*. Zapraszam nadal do komentowania. Dają one wielką motywacje i chęć do działania a przede wszystkim takie ciepło w sercu.
Pozdrawiam :*
PS. Wypowiedzi Kristal są w innym języku do czasu, aż spotykają Armina.