piątek, 25 marca 2016

ZAWIESZENIE

No kochani...
I tak coraz mniej tego bloga czyta, więc nikomu różnicy nie zrobi...
Muszę zawiesić go na jakis czas, ponieważ probne testy moja szkoła robi, ilość sprawdzianów po świętach dobija. Dodatkowo komputer odmówił posłuszeństwa. Uwierzcie nie fajnie jest zaiweszac bloga w urodziny, ale coz...
Do kiedy? Może w maju powrócę jak nie to od czerwca wracam pełną parą by od noqa szukać czytelnikow...

Konkurs przypadł bo nie było żadnych zgłoszeń co mnie zasmucilo... No nic.

Do zobaczenia!

piątek, 11 marca 2016

Rozdział 30

       Obudziłam się wczesną porą. Budzik nie dzwonił, nic nie mogło psuć tamtej chwili. Tylko ja, kołderka i ciepełko. Nic nie mogło być w tamtej chwili lepszego. Chociaż nie... Kakałko by się przydało. No, ale Shadow nie ma tak łatwo i sama musisz ruszyć tyłek. Wystawiłam głowę zza kołdry łapiąc oddech nowego powietrza. Leniwym ruchem przetarłam oczka ziewając. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał nie tak wcale wczesną porę jak mi się wydawało, otóż było po 9. Słońce już zaczęło później wstawać i mnie mylić. Wychyliłam jedną nogę spod pierzyny, a następnie drugą. Obydwie były tak okropnie ciężkie... żart, lecz na tamtejszą chwilę nie. Niechętnie wstałam i poczłapałam do łazienki. Co zobaczyłam? Istną Hermione Granger. Dosłownie. Włosy sterczały na wszystkie strony jak przy jej burzy loków, a moje miały daleko do takich, ale dzisiaj stały na baczność. Zaczęłam długą walkę z nimi, by później móc dalej poprawiać wygląd po nocy. Gdy wskoczyłam w swój dresik, usiadłam na łóżku i patrzyłam w kreacje na dzisiejszą noc. Poszukałam w szafce butów i położyłam niedaleko. Położyłam się ponownie. Wbijałam w materiał swój wzrok zastanawiając się czy cokolwiek wypali.
- Shadow, ty dziś wychodzisz, dobrze zrozumiałam - do pokoju weszła Mary z lekkim uśmiechem na ustach.
- Tak... Podawałam ci listę osób i adres...
- No wiem, wiem. Droczę się - uśmiechnęła się - Zaraz wychodzę. Nie będzie mnie cały weekend.
- Dlaczego? - uniosłam brew nie wiedząc o czym mówi, bo nie wspominała.
- Wyjazd służbowy, nic co by musiało zaprzątać twoją śliczną buźkę. Wszystko potrzebne do przetrwania w kuchni.
- Schron tam jest? - Zażartowałam.
- Ogromny w postaci lodówki - zaśmiała się - nie puść mi domu z dymem Shadow. Posiłki masz gotowe. Tylko odgrzać....
- Luz,  Titi. Roza wpadnie i pokaże jak działa pomieszczenie nazwane kuchnią.
- To dobrze. Uspokoiłaś mnie trochę. Wszystko masz na kartce na stole. Pa, Misiaku - podeszła i cmoknęła mnie w czoło. Jak troskliwa ciocia, a śmiałabym powiedzieć mama. Poczułam jak oczy zaczynają mnie szczypać. Shadow Bley, nie rozklejasz się- powiedziałam sobie w myślach. Zakryłam łzy uśmiechem, który kobieta odwzajemniła.
- Pa, wielka mamo niedźwiedzico - przytuliłam się. Wyszło to naturalnie. Chciałam się poczuć pierwszy raz kochana i chciana, a w tamtej chwili właśnie tak się czułam. Kobieta niestety musiała wyjechać i tylko pomachałam jej przez okno i zaczęłam wcinać swoje śniadanko.
- Nawet zjadliwe - powiedziałam na głos drapiąc się po głowie. Sprawdziłam czas i stwierdziłam, że pora się szykować.
       Zrobiłam zgodnie z zaleceniami Rozalii, które napisała esemesem by jak to określiła ' wydobyć ze mnie naturalne piękno jak podczas koncertu'. Mieszałam papkę, gdy usiadłam i spojrzałam na mazidło. Coś mi nie grało, więc wykręciłam telefon do mojej przyjaciółki.
- Już gotowa jesteś?! Niemożliwe! - krzyknęła wprost do słuchawki przez co upuściłam telefon lekko go brudząc mazią.
- Ty pewna jesteś, że to się na twarz nakłada? - krzyczałam do telefonu na podłodze. Moje lenistwo sięgało w tamtej chwili granic zenitu, więc csii...
- To drożdże, mają funkcje... - i tu się rozgadała. Po pierwszej części przestałam jej słuchać nie wiedząc  o czym ona mówi.
- A tak w skrócie? Dla takich niedorozwojów jak Shadow Bley proszę. Jest taka instrukcja?
- Tak. Normalnie. Na całą skórę. Weź mnie dziewczyno nie załamuj i zrób jak chcesz.
- Mogę nie nakładać? - zapytałam z nutką nadziei w głosie.
- Oczywiście, że nie. Nakładaj, nakładaj. Przyjdziesz do mnie zaraz jak zrobisz to co kazałam i ci zrobię do stroju makijaż.
- Jesteś szatanem rozumiesz?
- Zgadłaś mój strój - zaśmiała się.
- Nie miałaś innego?
- Miałam, ale ten mi się tak spodobał i Leo go uszył! Muszę go założyć, a jako że nie mam czasu kończę! - nie czekając oraz nie dając mi dojść do słowa, rozłączyła się a ja poszłam się z tym katować.
- Uduszę ją przy najbliższej okazji - jęczałam.
       W finale i tak trafiła na moją twarz maź i inne te jej wymyślne substancje co dały jak dla mnie efekt widoczny. Ubrałam swoją suknię i wianek. Postanowiłam być czymś oryginalnym. Nie
wampirzycą, kostuchą czy wiedźmą, za którą nawet przebierać bym się nie musiała. Jednego nie przemyślałam - jak dojdę nie brudząc jej? To chyba będzie moje największe zmartwienie. No nic. Założyłam kurtkę, która miała tylko posłużyć za dostarczenie mi wystarczająco dużo ciepła podczas przejścia z miejsc. Kluczyki i komórkę wpakowałam do kieszeni i zabierając kwiatka na rękę ruszyłam w stronę domu białego łebka. Szłam bardzo ostrożnie, by nie narobić plam. O dziwo. Udało się. Nawet dzwonić nie musiałam a drzwi się otworzyły. Przede mną był faktyczny szatan. Była ubrana w czarno-czerwony strój i miała świetną charakteryzacje twarzy.
- Rozalia. W mordeczkę... Ale świetnie to wygląda - dotknęłam jej twarzy i zostało mi na palcu troszkę farby do twarzy.
- Siedziałam nad nią dwie godziny, a strój jest dostosowany do kuli i  do łatwiejszego tańca z Leo - uśmiechnęła się promiennie i weszłyśmy do środka.
- My mamy niecałe kilka godzin, wyrobisz się?
- Wybrałaś nimfe, delikatny makijaż i włosy. Nic trudnego. Zapraszam do salonu piękności.
- Nie zachęcasz tym dziewczyny, która tego nie cierpi.
- Wiem, kochanie, wiem. Dlatego to mówię - poklepała mnie po policzku z niecnym uśmiechem. Zaczęłam się jej coraz bardziej obawiać.
- Jeju, nic ci nie zrobię a wyglądasz jak mała przestraszona kicia!
- Bo się czuje jak mała przestraszona kicia - usiadłam na pufie.
- Nie martw się. Będzie dobrze - stanęła  pod światło z pędzlem i szczotką do włosów w łapie  z diabolicznym uśmiechem. Ogłaszam, że znalazłam scenę z nieudanego horroru. Po ataku mojej wielkiej paniki i jej sprzeciwom na moje słowa wzięłyśmy się do pracy i było warto, bo efekt był nieziemski.
       Po 4 godzinach pracy i siedzenia usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałam na nią z głupią miną a ta się uśmiechnęła jak gdyby nigdy nic i ciągnąc mnie ze sobą. Za nimi stał Leo ubrany w strój... Boga? Kompletne przeciwieństwo stroju Rozalii, ale zaraz... Tuż to cwane bestie, a przeciwieństwa się przyciągają. Pocałowała go na wejściu a ten wziął ją na ręce by się nie męczyła.
- Hej, Leo - przywitałam się zamykając drzwi za sobą.
- Witaj... Ładnie wyglądasz - uśmiechnął się.
- Leonard ma auto to nas zawiezie i sukienki nie pobrudzisz - uśmiechnęła się do niego tuląc.
- To miłe z twojej strony - skomentowałam. Odpowiedział mi lekkim uśmiechem i otworzył mi drzwi, niczym księżniczce a do przedniego siedzenia położył Rozalię.
- Witaj, nimfo - usłyszałam znajomy melodyjny i spokojny głos a następnie miałam złożony pocałunek na dłoni.
- Hej, Lysandrze... -posłałam mu uśmiech. Był przebrany w stój kościotrupa, który potrafił zahipnotyzować samym wzrokiem. Mogłam śmiało powiedzieć, że wyglądał bardzo realnie a jego białe włosy tylko pomagały w charakteryzacji.
       Weszliśmy całą czwórką na imprezę. Było ciemno a wszystko rozświetlały świeczki w dyniach i innych hallowinowych ozdobach. Był mroczny i ciekawy klimat. Zauważyłam Amber, która stała tam gdzie miała według naszego planu stać. Nie powinno was chyba zdziwić, że była ubrana w stój księżniczki, podobnie jak jej elita. Czym się różniły? Tym że każda była z innej kultury księżniczką. Nie śmiałabym się, gdyby nie była ona taka przesadna jaką ona jest. Przez ten tiul wokół siebie miała niewiele miejsca, ale i tak uważała iż przesadnie wygląda ładnie. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu ostatniego elementu - Kastielem. Nigdzie nie mogłam go znaleźć, więc stanęłam przy przekąskach i sobie zjadłam ciasteczko w kształcie nietoperka.
- Podobno kogoś szukałaś, diablico - usłyszałam szept za uchem i owijającą się rękę wokół mojej talii. Natychmiast podskoczyłam a jako, że miałam pełne usta zaczęłam się krztusić. Głos się zaśmiał i w delikatny sposób uderzył w plecy bym przestała i podał mi wodę. - Jak zwykle sierotka.
- Dziękuję Kastiel za próbę zabicia. - Mruknęłam pijąc.
- Ślicznie wyglądasz - pogładził mój policzek a ja spojrzałam na niego.
- To nie to miejsce. Tu nas nie widzi... - pociągnęłam go w właściwe. Przeciskając się pomiędzy ludzi ustawiłam się w dość widocznym miejscu. Ten na mnie spojrzał i położył mi rękę na policzku. Amber zainteresowała się sprawą. Ba nawet chciała do nas podejść, ale zatrzymano ją.
- Powtórzę jeszcze raz wyglądasz bosko i nigdy ci tego nie mówiłem... - coś mi przestało tutaj grać.
- Nie musisz mówić. Nie słyszy nas...
- Ale ja chcę i to nie jest część planu, Shadow. - zdecydowanie  mi coś nie grało dlatego milczałam. Patrzył mi głęboko w oczy a ja zaczęłam uciekać wzrokiem. - Nie uciekaj... - dotknął palcem mojej wargi a następnie poczułam jego usta na swoich. Moje oczy rozwarły się w wielkim szoku. Za jego plecami, kątem oka zobaczyłam jak wybiega Amber ze świtą, ale zaraz po tym bardzo znajome choć nieznane blond włosy i męska postura... Nie... W tamtej chwili poczułam jak moje serce rozlatuje się na milion kawałeczków.
 
 
 
 
 
****
Wytęskniony przeze mnie 30 rozdzialik :3
Zapraszam do komentowania! 

czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 29

       Długo zastanawiałam się, dlaczego Debra chciała za wszelką cenę pogadać z Kasem. Coś mi w niej nie pasowało a Lysander swoimi słowami mi nie pomógł. Po raz kolejny przyłapałam siebie, że zamiast uważać na lekcjach, to odpływam myślami daleko i jeszcze dalej. Później będę płakać i ślęczeć po nocach by wyjść z klasą z tej sytuacji. Po skończonych lekcjach udałam się na moją cudowną karę. Weszłam do pokoju gospodarzy. Zatrzymałam się w pół kroku, gdy widziałam Debrę, która otrzymała swój kluczyk do szafki wraz z planem lekcji, od Nataniela, który był czerwony na twarzy.
- Dziękuję - zaćwierkotała z uśmiechem i się odwróciła - o moja najukochańsza przyjaciółka Shadow! - powiedziała. Spojrzałam z miną ' co proszę? '. Nie przejęła się tym i po prostu rzuciła mi się w ramiona - Będziemy razem w klasie! Czyż to nie cudowne!
- Shadow ma odbywać swoją karę a czas ucieka - powiedział Nataniel wyraźnie ją wyganiając.
- Nie zawsze taki Natusiu byłeś - zwróciła się do niego a ja byłam w coraz większym szoku. Rzucił jej gardzące spojrzenie - Pogadamy później, przyjaciółeczko - wyszeptała mi z cwanym uśmieszkiem wprost do ucha następnie wyszła.
- Nie wiedziałam, że kumplujesz się z Debrą - powiedziała kopiująca papiery Melania.
- No popatrz. Ja też - mruknęłam i wzięłam się za swoją pracę.
       Mało tego nie było, ale to żadna nowość. Po głowie kłębiły mi się wszelakiego rodzaju pytania, że dzięki nim czas zaczął mi szybciej płynąć. Dobrze to, czy źle, nie jestem w stanie określić, gdyż popełniłam jedną pomyłkę, która kosztowała mnie kolejnym stosem.
- To się robi coraz mniej humanitarne - mruknęłam zła. Późną godziną, ale jednakże skończyłam. Dlatego nic innego nie marzyło, prócz spanka, ale łatwo w życiu nie ma. Usłyszałam dźwięk mojej komórki, która gdzieś sobie była na dnie mojego  plecaka. Zatrzymałam się przy jakiejś ławce i zaczęłam szperać. W ostatniej chwili zdążyłam odebrać połączenie.
- Co jest Roza?
- Jestem zła! Nawet nie wiesz jak!
- Odczuwamy widzę to samo - mruknęłam - Co się stało?
- Taka jedna cizia...
- Debra?
- Zapisała się do... Skąd wiesz, że o niej mówię?
- Miałyśmy cudowne powitanie i jak to powiedziała ' jestem jej przyjaciółką'.
- Wstrętna szumowina! Nie znoszę jej! Wróciła i co? Wszyscy się mają kłaniać jej w pas?
- Roza... Zaczekaj. Co ona właściwie zrobiła, że jesteś taka zła?
- Zapomniałam... - usłyszałam dźwięk jak uderza sobie w twarz.
- Ejeje! Spokojnie.
- Możesz przyjść do mnie? Opowiem ci co nawyprawiała...
- Dwadzieścia minut mi daj.
- Czekam...
       Przyspieszyłam wtedy kroku dzwoniąc do Titi, iż idę do białowłosej. Było już ciemno i o mały włos i bym zawału dostała przez małego kociaka, który wyskoczył mi nagle na drogę.
- Kicia, uważaj - powiedziałam łapiąc się za serce. Spojrzał na mnie zielonymi oczami, które błysły w ciemnościach. Uciekł tak szybko jak się pojawił, może nie powinnam być wierząca, ale ten czarny kocur pokazywał, że czarne moje chwile chyba nadchodzą.
- Jesteś, chodź - gdy tylko mnie zobaczyła pociągnęła mnie na górę.
- Długa historia?
- I to jeszcze jak - na jej słowa ściągłam kurtkę i usiadłam na podłodze kładąc obok plecak.
- Więc?
- Jesteś sobie w stanie wyobrazić, że Kastiel i Nataniel byli przyjaciółmi? - teraz mój poziom zdziwienia wzrósł, chociaż wyobraziłam sobie jaki kiedyś był Diabeł i by się zgadzało.
- Był inny niż teraz, fakt, ale że przyjaciółmi?
- Dokładnie tak. Bardzo dobrze się dogadywali, taka ekipa nie do rozdzielenia. Do czasu aż Debra nie zaczęła mieszać.
- Teraz czekam na akcję... - mruknęła.
- Była dziewczyną Kasa, i przez nią zaczął się zmieniać, ale prawda była jedna- był na prawdę w niej mocno zakochany. Ale nadal nie było nic w nim tak dziwnego i obcego jak teraz. Do czasu aż ta nie zaczęła się krecic wokół Nataniela i podobno o nią poszło, że go z nią przyłapał... Dalej nie wiem, ale wyjechała zostawiając ich  skłóconych a Kas zmienił się nie do poznania..
- Czyli jej mam dziękować za rozpad tego fajnego przyjaciela z mojej młodości?
- Chyba tak... Na domiar złego zaczęła działać i się Kas z Lysem po kłócili. Nie była to wielka kłótnia ale jednak...
- No to ciekawie, nie ma co. Mam nadzieję, że jej powrót nie zniszczy nam naszego planu i układu.
- Nie. Na pewno nie. Akurat ona się na nią nie wbije.
- Mam taką skromną nadzieję, że masz racje.
- Na pewno mam, dlatego idź już odpoczywać. Jutro jest impreza a ty z worami na co dzień brzydko wyglądasz a co dopiero jutro, gdzie masz błyszczeć!
- Dziękuję Rozalio. Teraz wiem, że uważasz mnie za brzydką!
- Skądże- zaśmiała się łapiąc moje policzki - jesteś śliczna, dzióbdziusiu!
- Puuuść - wyrwałam jej się wstając - Idę od ciebie
- Przydź jeszcze kiedyś! - śmiała się. Wzięłam poduszkę i uderzyłam ją prosto w łeb
- Nie licz na to - i ja wpadłam w śmiech. W taki oto sposób wybuchła poduchowa wojna.
      Zaspokojona choć trochę opowieścią Rozalii położyłam się spać, bojąc się tej imprezy. Nie byłam pewna czy pomysł doszczętnie wypali, by oczyścić mnie z oszczerstwa Amber...


****
 
W sobotę postaram się by wyszedł 30!
Pozdrowionka! :)

wtorek, 8 marca 2016

~~!!KONKURS!!~~

Moje misie~!
Z wielką radością ogłaszam konkurs!
Na czym będzie polegał?
Już tłumaczę!
Czytałaś 27 rozdział? To już masz pół zadania za sobą.
Waszym zadaniem jest odpowiedzieć na pytanie
''Z czyjej perspektywy było to opowiadane+uzasadnienie?''
 
Np. Irys, ponieważ sytuacja z łaskotkami i misiami bardzo mi do niej pasuje.
 
Napisać odpowiedź mi na e-mailu [helpmeretrievelove@wp.pl] bądź na Hangouts odpowiedź i to wszystko!
Osoba, która odpowie prawidłowo:
Jako pierwsza - Będzie miała prawo do wybrania jaki będzie one shot ( jakie postacie będą, o czym ma być, smutny czy wesoły itp. [Po prostu będzie mieć największy wpływ])
Druga i trzecia - wybrania detalów ( do uzgodnienia)
 
Czas macie do 26.03.2016
Musi być co najmniej 5 odpowiedzi by konkurs był!
 
 
Zapraszam do udziału w konkursie!


Rozdział 28

       Kwiatuszek, kwiatuszki. Coś zielonego mające inne cosie w różnych kolorach. Z rozmyślania wyrwał mnie głos Rozalii:
- O czym tak myślisz? Który chłoptaś zawrócił Ci w główce? - Zaśmiała się a ja spojrzałam na nią a później powaliłam poduszką.
- Jesteś głupia, skończ - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Roza wstała uderzając głową o szafkę.
- Auć... - Pomasowała sobie głowę i spojrzała na przedmiot, który spadł gdy uderzyła głową - Mogę?- kiwnęłam niepewnie głową a dziewczyna podniosła. Delikatnie wyciągnęła zawartość. Jej usta rozwarły się z dziwieniu, spojrzałam na nią, by następnie spuścić głowę. 
- Dostałam to niedawno...
- On....
- Wygląda jak ja? Wiem...
- Mówiłaś, że jesteś sierotą - wyszeptała białowłosa.
- Bo jestem. Może to dobry fotomontaż... Technologia idzie do przodu.
- Shadow, to nie wygląda na montaż. Ten chłopak ma delikatne różnice niż ty, po drugie poznaję okolice. To centrum miasta położonego stąd o 50 km. Powinnyśmy tam pojechać.
- Nie chcę Rozalia.... - jęknęłam - Nie znam go, ani miasta. Z resztą niedługo jest ta impreza hallowin'owa. Powinnyśmy się na tym skupić. Nie mam dopracowanego stroju do końca.
- Nie rozumiesz Shadow, że to szansa na spotkanie swojej rodziny. Wiesz cokolwiek o niej?
- Nie... Oddali mnie jak byłam mała, chociaż... Może ośrodek ma. Nie wiem. NIe chcę teraz o tym myśleć.
- Ale.
-Rozalia skończ - powiedziałam stanowczo a dziewczyna zamilkła. Definitywnie nie chcę słyszeć o zaginionym bracie bliźniaku. Nie chcę na nowo czuć tego bólu...
       Tego dnia nic się nie działo. Pogadałam z moimi znajomymi, posłuchałam jak Kastiel narzeka na cały świat. Podobno ma mieć sąsiadkę, która zajmie połowę jego domu, gdyż jego rodzice zdecydowali się na wynajęcie kilku pokoi tego wielkiego domu, bo i tak ich syn z całego nie korzysta. Na moje nieszczęście, to ja musiałam być jego pocieszycielką, ech. Z Enzem straciłam ten wspaniały i codzienny kontakt, nie piszemy, nie rozmawiamy. To trudne i bardzo rani moje serce, gdyż jest moim przyszywanym bratem, który mnie kocha a ja jego... co? Nie! Shadow masz omamy. Kochasz go braterską miłością, a ten pocałunek to nic! To tylko i wyłącznie wytwór twojej wyobraźni! Ojeju.... Zaczyna być ze mną coraz gorzej...- toczyłam w głowie zawziętą kłótnie aż opadłam na łóżko z ręką na czole. Westchnęłam głośno.
- Shadow, pakuj tyłek do wody i idziemy spać - powiedziałam wstając i tak też zrobiłam....
       Następnego dnia czekał mnie dzień w szkole. Kolejny pracowity dzień.... Pf. Kogo oszukuję. Byle przetrwać. Idąc powoli nuciłam sobie piosenkę mojego ulubionego zespołu. Zamyśliłam się i od razu były tego skutki. Wpadłam z impetem na kogoś. Oczywiście, źle by było gdyby nie zadziałała siła grawitacji naszej kochanej ziemi. Spadłam na ziemie uderzając ręką o kamień. Bolała, lecz dzięki losie za łaskę! Nie złamała się. Spojrzałam na osobnika, a raczej osobniczkę, która patrzyła na mnie z góry. Była ubrana dość wyzywająco, nie wspominając o tonie odważnego makijażu. Na jej ustach gościł cwany uśmieszek a w oczach miała dziwny błysk. Podała mi rękę, którą przyjęłam a następnie otrzepałam się z piachu, proszków oraz ziemi czy czegokolwiek, co znajdywało się na chodniku.
- Hejka. Ty musisz być Shadow - powiedziała sztucznie radosnym głosikiem.
- Może ja, może nie - odmruknęłam nie chcąc wdawać się w zbędną dyskusję.
- To musisz być ty! - zaśmiała się - To ty śpiewałaś moją piosenkę! - zaczęło do mnie docierać, że przede mną stoi była Kasa. Stoczył się skoro z taką osobą był.
- Masz rację.
- Świetnie! - zaklaskała w dłonie - Szukam Kassiego, wiesz gdzie go znajdę.
- Nie wiem... - Skoro była to chyba z jakiegoś powodu, dlatego postanowiłam milczeć.
- Musisz! Cała szkoła mówi, że jesteście bardzo blisko ze sobą- na swój palec okręciła kosmyk moich włosów .
- Masz błędne informacje - odsunęłam się szukając drogi ucieczki.
- Wątpię. Powtórzę jeszcze raz. Gdzie Kastiel? - W jej oczach można było dostrzec dziwną iskierę. Nawet bardzo. Pomieszana z gniewem a tą sztuczną słodyczą.
- Nie wiem - powiedziałam bardzo dokładnie. Ta otwierała usta by coś powiedzieć, ale ktoś ją wyprzedził.
- Debra, zostaw Shadow - spokojny głos Lysandra zabrzmiał tuż za moim uchem.
- Lysiu! Taki obrońca zwierzątek jak zwykle! Nie zbrzydłeś odkąd wyjechałam, nadal taki młody, słodki i przystojny - powiedziała szczerząc się do niego.
- Radziłbym ci byś zostawiła nas w spokoju.
- Gdzie twoje maniery w stosunku do kobiet? - zaśmiała się kręcąc palcami kosmyk swoich włosów.
- Kobiety to damy, a nie każda jest damą tak jak ty. Przepraszamy cię, ale się spieszymy - wystawił w moim kierunku ramię, które przyjęłam i zgrabnie wyminął zdenerwowaną dziewczynę. Weszliśmy przez bramę szkoły a później byliśmy przy mojej szafce gdzie chłopak westchnął.
- Co jest? - Zapytałam wyciągając książki, które były potrzebne na pierwszą lekcje.
- Nie mogę powiedzieć całości, ale wiem że jeśli ta żmijowata panienka wraca do tej szkoły szukając Kastiela, to nie wróży niczemu dobremu...
- Dlaczego? - zapytałam, ale zabrzmiał dzwonek.
- Wybacz mi damo - pocałował moją rękę i znikał. Coś czuję, że to będzie bardzo zagmatwana sprawa, nie wliczając innych moich problemów. Dziękuję losie za dostarczenie rozrywki...

 
 
Helou!
Taki krótki rozdział, gdyż jestem chora a gorączka daje o sobie znać,
ale nie mogłam stacić okazji by czegoś Wam nie napisać!
Mam nadzieję, że wam się spodobało. Postaram się dodać 29 jutro lub pojutrze.
 W każdym razie do końca tego tygodnia będę chciała wstawić 29 i 30.
A jak w praktyce będzie to się przekonamy.
 
 
Pozdrawia Was chora Emilka :*