Równo o 13 usłyszałam dzwonek do drzwi. Leniwym krokiem poszłam je otworzyć. Za nimi stał, nie kto inny jak Rozalia, a uśmiech, jak zwykle miała od ucha do ucha. Przepuściłam ją w drzwiach.
- Jak humorek i nastawienie? - Zapytała zaciekawiona.
- Cudownie. Jestem bardzo podekscytowana...
- To dobrze. Ej, zaraz - chwyciła moją twarz miażdżąc policzki - oczyszczałaś ją.
- O czym ty mówisz? - powiedziałam sepleniąc z zmarszczonymi brwiami.
- Jak to co! Tą śliczną buzie! Teraz jeszcze śliczniejsza - puściła mnie a ja rozmasowywałam obolałą twarz.
- Dzięki Roza... - Mruknęłam jedynie.
- Ojeju! Mamy tak mało czasu! Chodźmy! - Pociągnęła mnie na górę do pokoju i zaczęło się.
Zajęło jej ' robienie mnie na bóstwo' dwie godziny. O dwie za dużo. Ciągle latały ubrania, buty, szminki, cienie. Sama nawet nie mogłam stwierdzić co za którymś razem leciało. Po skończonej robocie kazała mi się okręcić dookoła.
- Gdybym była facetem, już byś była naga - zaśmiała się unosząc śmiesznie brwi.
- A idź ty zboczeńcu! Nie mam dla kogo.
- Właśnie! Dlatego trzeba cię wystroić, by było dla kogo - wyszczerzyła się.
- Nie mam już do Ciebie siły - westchnęłam siadając na łóżku, lecz zaraz usłyszałam krzyk:
- Nie siadaj! Głupia jesteś? Pomnie sie! - Rozalia pociągnęła mnie do siebie .
- To co mam stać? Jak buty ubiorę? - Prychnęłam pod nosem. Kucnęła z moimi butami przede mną.
- Podnoś nogę.
- Co?
- To co słyszałaś. Podnoś...
- Jesteś moją przyjaciółką, nie...
- Wkurzasz mnie - sama zaczęła dosłownie wciskać moją nogę w but. Wywracając oczami, pomogłam jej. Wiedziałam, że to uparte, ale nie że aż tak. Po chwili byłam na szczudłach, potocznie zwanymi obcasami.
- Zabiję się... - jęknęłam.
- Dlatego przyszłam wcześniej. Uczymy się od nowa chodzić - zaśmiała się. I miała całkowicie racje. Trzymając mnie za rękę uczyła jak stawiać kroki, by były lekkie i z gracją. Było to czasochłonne, lecz po 30 minutach chodziłam bez problemów, lecz nadal niepewnym krokiem. Jak to Rozalia powiedziała " Nie wypuszczę Cię z domu, dopóki się nie nauczysz perfekcyjnie chodzić". Bardziej męczącej rzeczy ostatnimi czasy, chyba nie było. Gdy tylko pozwoliła mi przebrać, normalnie skakałam ze szczęścia.
- No rusz tą tłustą dupę! Zaraz zaczynacie próbę, a ciebie tam nawet na miejscu nie ma! - Mówiła Rozalia biegnąc w stronę wyznaczonego miejsca.
- Jeju... Narzekasz. Jesteśmy już na miejscu - powiedziałam idąc.
- Tak, tak. Chodź - pociągnęła mnie zmuszając do biegu. Po paru minut byłyśmy na miejscu. Oczywiście przez białowłosą zwróciłyśmy na siebie uwagę. Pierwsze co mnie przywitało to gwizd Kastiela.
- Bogini nam tu przybyła! - powiedział Rick śmiejąc się.
- Tak, tak. Gramy - powiedziałam wchodząc na scenę przeglądając nuty na stelażu - Ej... Ja oddałam te nuty - pomachałam tekstem od piosenki, do której mnie zmuszono.
- Postanowiliśmy, że śpiewasz
- A moje zdanie?
- To dla ciebie szansa, Shadow - powiedział Lys swoim spokojnym głosem - Jak chcesz to chętnie możesz ze mną pośpiew...
- Nie czy chce, tylko że śpiewa - wtrącili się pozostali
- Dobra, dobra. Więc zaczynajmy - mruknęłam. Chłopcy zajęli miejsce i ostatnie rozśpiewanie uznaję za rozpoczęte.
Jazgot reflektorów, oszalały tłum śpiewający razem z nami. Nigdy nie sądziłabym, że chłopaki są tak rozpoznawalni w tym mieście. Potrafili idealnie się porozumieć z odbiorcami ich tekstu. Śpiewanie z Lysandrem było niezapomnianym przeżyciem, aż pora przyszła na moją piosenkę. Co tu dużo mówić, zjadł mnie stres i zaczęłam śpiewać w innej tonacji. Chłopaki widząc to uratowali mi tyłek i sami zaczęli grać pod moje śpiewanie. Byłam za to im dozgonnie wdzięczna.
Wyśpiewywaliśmy, wygrywaliśmy ostatnie dźwięki. Czułam jak hormon szczęścia buzuje w moich żyłach. Stanęliśmy w jednym rzędzie i się skłoniliśmy. Zeszliśmy ze sceny po kolei a już ktoś po nas wszedł.
- To było...
- Niesamowite? Owszem - zaśmiał się Rick dokańczając moje zdanie. - Każdy z nasz to przeżył.
- Ech - westchnęłam z szerokim uśmiechem.
- To chodź stary, idziemy opić - z szerokim uśmiechem objął Kasa - a ty rudy stawiasz.
- Śmierdzisz - odepchnął go i ubrał swoją kurtkę. A następnie z śmiejącym się pod nosem Rickiem wyszli. Skierowałam swoje kroki do schodów na dół, prowadzące do garderoby, gdzie mogliśmy pozostawić swoje rzeczy. Skończyło się na tym, że tylko ja je tam zostawiłam i Lysander, który nawiasem gdzieś zniknął. Schodziłam schód po schodzie, lecz niefortunnie postawiłam nogę. Poleciałam na "szczupaka, pieska, na twarz ect. " Przygotowywałam się na bliskie spotkanie z matką naturą, lecz nie poczułam zimnej powierzchni, ale zamiast tego czyjeś ramiona, które miały refleks. Spojrzałam w górę na mojego wybawce.
- Dziękuję - szepnęłam cicho. Nawet nie wiedząc kiedy nasze usta się zetknęły. Z początku było to niewielkie, nic nieznaczące cmoknięcie, lecz w ponownym połączeniu wyszedł pocałunek. Czując jego chłodne wargi na swoich doznałam gdzieś te motylki. Położyłam swoje ręce na szyi, jedną ręką wplątując w jego gęste i puszyste włosy. Sama czułam jego dokładnie przylegające dłonie na mojej talii, które dociskały do drugiego ciała, jakby bały się, że zaraz ucieknę. Mój umysł był oczyszczony z całkowitych myśli - tych złych i dobrych, a liczyła się teraz ta chwila. Niewidocznie pogłębił pocałunek lekko mnie przechylając do tyłu, ale mimo to czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Jednak nie można rzec iż byłam obojętna. Moje ciało oddało się swojemu rytmowi, który był nieosiągalny i niekontrolowany przez innych. Serce biło mi w oszalałym tempie, a chwila zdawała się nie mieć końca. Oderwały się niepewnie biorąc łapczywie powietrze. Nawet nie wiedząc dlaczego odczułam niedosyt. Sama złączyłam je ponownie mocno na nie napierając. Chłopak czując emocje zaczął podobnie oddawać pocałunek, aż się całkowicie odsunęliśmy. Spojrzałam w jego ciemne oczy, który patrzyły na mnie z pewną iskierką. To był mój pierwszy w życiu pocałunek i nigdy bym nie sądziła, że nastąpi on dzisiaj, z tą właśnie osobą. Dotknęłam jego policzka najdelikatniej jak potrafiłam, jakby był on z bardzo kruchego szkła. Dopiero wtedy zaczęły mnie nachodzić różne myśli. Nie odzywaliśmy się do siebie jakiś czas, dokładnie nikt nie wie. Patrzyliśmy sobie w oczy do czasu aż trącnął mnie swoim nosem.
- Lorenzo... - Szepnęłam, tak jakby ktoś jeszcze nas był, a chciałabym by te słowa dotarły tylko do niego.
- Tak wiem... Nie powinienem... - Usłyszałam od niego w odpowiedzi. Moje serce biło tak szybko, że miałam wrażenie, iż zaraz wyskoczy.
- Ja chciałam, lecz co teraz? - Właśnie, i to było dobre pytanie - dopowiedziałam sobie w myślach patrząc na jego oczy.
- A co chcesz, żeby było? Z mojej strony, wcale tego nie żałuję i bez wahania zrobiłbym to ponownie - nie odrywając ode mnie wzroku delikatnie pogładził mój policzek - Ale jeśli będzie trzeba, to zaczekam tak długo, jak trzeba - nie wiedziałam co zrobić. Przymknęłam oczy wtulając się w jego dużą dłoń, lecz otworzyłam je biorąc w między czasie głęboki wdech.
- Jesteśmy przyjaciółmi, to znaczy nie wiem czy nadal tak jest...
- Zawsze nimi będziemy. Pamiętasz? - Jego uśmiech się minimalnie poszerzył.
- Muszę przemyśleć... - Jedynie to potrafiłam wykrztusić.
- Tyle czasu czekałem, więc mogę jeszcze. Nie śpiesz sie - trącił mnie swoim nosem. Wtedy usłyszałam kroki, więc się odsunęłam. Po paru sekundach był przede mną Lysander, z pewnym pytaniem. Gdy już sobie wymyśliliśmy, pożegnał się i wyszedł a ja zabrałam swoją kurtkę. Ubrałam ją z zamiarem wyjścia.
- Shadow - Mogłam usłyszeć, po wyjściu z budynku. Odruchowo spojrzałam za siebie. Był to Enzo, który do mnie podszedł
- Nie wystraszyłem cię? - Pokiwałam przecząco głową na to.
- To dobrze - Uśmiechnął się - Mógłbym Cię odprowadzić?
- Tak - powiedziałam cicho kopiąc kamyk nawet nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Kiedy ukradkiem na niego zerknęłam, patrzył przed siebie. Szliśmy obok siebie w bezpiecznej odległości. Zawiał mocniejszy wiatr, a żę sukienka wiele nie daje zakryłam się szczelniej kurtką. Spojrzał na mnie. Zdjął kurtke i zarzucił na moje ramiona przygniatając ranieniem.
- Chodź, zmarzlaku.
- Dziękuję - powiedziałam cicho okrywając się jego okryciem - Ale co z tobą? - Odezwało się moje sumienie.
- Ale co? - Spojrzał na mnie zdziwiony
- Czy ci nie będzie zimno.
- Przecież gorący chłopak jestem -zaśmiał się, kolejny raz niszcząc mi fryzurę.
- Ej! Zostaw - pacnęłam jego rękę od mojej głowy.
- Ej no! - Jęknął
- Hm?
- No.... Ten...No!
Po kilkunastu minutach staliśmy już pod domem - Dziękuję za kurtkę - powiedziałam wciskając ją mu w ręce by jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Dobranoc - Posłał mi lekki uśmiech
- Pa.. - powiedziałam naciskając klamkę z nikłym uśmiechem. Weszłam do domu, a on jednak był tam jeszcze do momentu zamknięcia drzwi, a dalsze jego poczynania były mi nieznane. Ściągnęłam buty a obok nich położyłam swoje trampki. Po chwili dołączyła do mnie w korytarzu Titi.
- Jak było? - Zapytała.- Daliście czadu - dodała z uśmiechem.
- Byłaś? - uniosłam zdziwiona brew.
- Jak mogłabym nie być na twoim koncercie? Od momentu zobaczenia cię, wiedziałam, że jesteś taką zdolniachą - zaśmiała się.
- Zaraz tam zdolniachą...- odpowiedziałam jej - Super było. Niezapomniane przeżycie.
- Zakładam, że zostanie do końca dni?
- Dokładnie.
- Jesteś głodna? Jest kolacja... - Gdy ona mówiła byłam w trakcie iścia na górę, więc podeszłam do niej.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna - ona raczej skupiła uwagę na czymś innym.
- Masz rozmazaną... - powiedziała i dopiero zrozumiałam, gdzie jej wzrok pada.
- Przecierałam się. Jestem zmęczona, mogę się iść położyć? - Prawda była zupełnie inna, lecz nie miałam jej ochoty mówić o pocałunku z Lorenzem.
- Jasne - nieufnie na mnie spojrzała - Dobranoc, słońce - powiedziała i wróciła do swoich zajęć a ja do siebie, zamykając drzwi.
Stałam przed lustrem zmywając makijaż. Nie wiedziałam co myśleć. Moją głowę zaprzątała sprawa z Enzem. Może i nie widzieliśmy się kawał czasu, ale się bardzo długo przyjaźniliśmy. Do dziś pamiętam, jak wszystkim mówiłam, że nic mnie i jego nie łączy, a teraz? Przez ten pocałunek nie jestem wstanie realnie myśleć o nas. Nie wiem czy to przyjaźń, czy friendzone? Z bruneta słów mogłam wywnioskować, że nie chce być " tylko moim przyjacielem'' Lecz co mam zrobić, skoro sama nie jestem pewna swoich.
Wskoczyłam pod prysznic, w którym spędziłam około godziny czasu, próbując zszorować całe te dziwne uczucie i swoje problemy. Zawinięta i pachnąca położyłam się w cieplusim łóżeczku pod kochaną moją koleżankę - tak zwaną 'pierzynkę' Opatuliłam się szczelnie i wtuliłam w nią twarz, starając się zasnąć, lecz nadal myśli mi chodzą po głowie. ' Co teraz?' Pomyślałam jeszcze i mocno starałam się oddać w ręce Morfeusza
- To dobrze. Ej, zaraz - chwyciła moją twarz miażdżąc policzki - oczyszczałaś ją.
- O czym ty mówisz? - powiedziałam sepleniąc z zmarszczonymi brwiami.
- Jak to co! Tą śliczną buzie! Teraz jeszcze śliczniejsza - puściła mnie a ja rozmasowywałam obolałą twarz.
- Dzięki Roza... - Mruknęłam jedynie.
- Ojeju! Mamy tak mało czasu! Chodźmy! - Pociągnęła mnie na górę do pokoju i zaczęło się.
Zajęło jej ' robienie mnie na bóstwo' dwie godziny. O dwie za dużo. Ciągle latały ubrania, buty, szminki, cienie. Sama nawet nie mogłam stwierdzić co za którymś razem leciało. Po skończonej robocie kazała mi się okręcić dookoła.
- Gdybym była facetem, już byś była naga - zaśmiała się unosząc śmiesznie brwi.
- A idź ty zboczeńcu! Nie mam dla kogo.
- Właśnie! Dlatego trzeba cię wystroić, by było dla kogo - wyszczerzyła się.
- Nie mam już do Ciebie siły - westchnęłam siadając na łóżku, lecz zaraz usłyszałam krzyk:
- Nie siadaj! Głupia jesteś? Pomnie sie! - Rozalia pociągnęła mnie do siebie .
- To co mam stać? Jak buty ubiorę? - Prychnęłam pod nosem. Kucnęła z moimi butami przede mną.
- Podnoś nogę.
- Co?
- To co słyszałaś. Podnoś...
- Jesteś moją przyjaciółką, nie...
- Wkurzasz mnie - sama zaczęła dosłownie wciskać moją nogę w but. Wywracając oczami, pomogłam jej. Wiedziałam, że to uparte, ale nie że aż tak. Po chwili byłam na szczudłach, potocznie zwanymi obcasami.
- Zabiję się... - jęknęłam.
- Dlatego przyszłam wcześniej. Uczymy się od nowa chodzić - zaśmiała się. I miała całkowicie racje. Trzymając mnie za rękę uczyła jak stawiać kroki, by były lekkie i z gracją. Było to czasochłonne, lecz po 30 minutach chodziłam bez problemów, lecz nadal niepewnym krokiem. Jak to Rozalia powiedziała " Nie wypuszczę Cię z domu, dopóki się nie nauczysz perfekcyjnie chodzić". Bardziej męczącej rzeczy ostatnimi czasy, chyba nie było. Gdy tylko pozwoliła mi przebrać, normalnie skakałam ze szczęścia.
- No rusz tą tłustą dupę! Zaraz zaczynacie próbę, a ciebie tam nawet na miejscu nie ma! - Mówiła Rozalia biegnąc w stronę wyznaczonego miejsca.
- Jeju... Narzekasz. Jesteśmy już na miejscu - powiedziałam idąc.
- Tak, tak. Chodź - pociągnęła mnie zmuszając do biegu. Po paru minut byłyśmy na miejscu. Oczywiście przez białowłosą zwróciłyśmy na siebie uwagę. Pierwsze co mnie przywitało to gwizd Kastiela.
- Bogini nam tu przybyła! - powiedział Rick śmiejąc się.
- Tak, tak. Gramy - powiedziałam wchodząc na scenę przeglądając nuty na stelażu - Ej... Ja oddałam te nuty - pomachałam tekstem od piosenki, do której mnie zmuszono.
- Postanowiliśmy, że śpiewasz
- A moje zdanie?
- To dla ciebie szansa, Shadow - powiedział Lys swoim spokojnym głosem - Jak chcesz to chętnie możesz ze mną pośpiew...
- Nie czy chce, tylko że śpiewa - wtrącili się pozostali
- Dobra, dobra. Więc zaczynajmy - mruknęłam. Chłopcy zajęli miejsce i ostatnie rozśpiewanie uznaję za rozpoczęte.
Jazgot reflektorów, oszalały tłum śpiewający razem z nami. Nigdy nie sądziłabym, że chłopaki są tak rozpoznawalni w tym mieście. Potrafili idealnie się porozumieć z odbiorcami ich tekstu. Śpiewanie z Lysandrem było niezapomnianym przeżyciem, aż pora przyszła na moją piosenkę. Co tu dużo mówić, zjadł mnie stres i zaczęłam śpiewać w innej tonacji. Chłopaki widząc to uratowali mi tyłek i sami zaczęli grać pod moje śpiewanie. Byłam za to im dozgonnie wdzięczna.
Wyśpiewywaliśmy, wygrywaliśmy ostatnie dźwięki. Czułam jak hormon szczęścia buzuje w moich żyłach. Stanęliśmy w jednym rzędzie i się skłoniliśmy. Zeszliśmy ze sceny po kolei a już ktoś po nas wszedł.
- To było...
- Niesamowite? Owszem - zaśmiał się Rick dokańczając moje zdanie. - Każdy z nasz to przeżył.
- Ech - westchnęłam z szerokim uśmiechem.
- To chodź stary, idziemy opić - z szerokim uśmiechem objął Kasa - a ty rudy stawiasz.
- Śmierdzisz - odepchnął go i ubrał swoją kurtkę. A następnie z śmiejącym się pod nosem Rickiem wyszli. Skierowałam swoje kroki do schodów na dół, prowadzące do garderoby, gdzie mogliśmy pozostawić swoje rzeczy. Skończyło się na tym, że tylko ja je tam zostawiłam i Lysander, który nawiasem gdzieś zniknął. Schodziłam schód po schodzie, lecz niefortunnie postawiłam nogę. Poleciałam na "szczupaka, pieska, na twarz ect. " Przygotowywałam się na bliskie spotkanie z matką naturą, lecz nie poczułam zimnej powierzchni, ale zamiast tego czyjeś ramiona, które miały refleks. Spojrzałam w górę na mojego wybawce.
- Dziękuję - szepnęłam cicho. Nawet nie wiedząc kiedy nasze usta się zetknęły. Z początku było to niewielkie, nic nieznaczące cmoknięcie, lecz w ponownym połączeniu wyszedł pocałunek. Czując jego chłodne wargi na swoich doznałam gdzieś te motylki. Położyłam swoje ręce na szyi, jedną ręką wplątując w jego gęste i puszyste włosy. Sama czułam jego dokładnie przylegające dłonie na mojej talii, które dociskały do drugiego ciała, jakby bały się, że zaraz ucieknę. Mój umysł był oczyszczony z całkowitych myśli - tych złych i dobrych, a liczyła się teraz ta chwila. Niewidocznie pogłębił pocałunek lekko mnie przechylając do tyłu, ale mimo to czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Jednak nie można rzec iż byłam obojętna. Moje ciało oddało się swojemu rytmowi, który był nieosiągalny i niekontrolowany przez innych. Serce biło mi w oszalałym tempie, a chwila zdawała się nie mieć końca. Oderwały się niepewnie biorąc łapczywie powietrze. Nawet nie wiedząc dlaczego odczułam niedosyt. Sama złączyłam je ponownie mocno na nie napierając. Chłopak czując emocje zaczął podobnie oddawać pocałunek, aż się całkowicie odsunęliśmy. Spojrzałam w jego ciemne oczy, który patrzyły na mnie z pewną iskierką. To był mój pierwszy w życiu pocałunek i nigdy bym nie sądziła, że nastąpi on dzisiaj, z tą właśnie osobą. Dotknęłam jego policzka najdelikatniej jak potrafiłam, jakby był on z bardzo kruchego szkła. Dopiero wtedy zaczęły mnie nachodzić różne myśli. Nie odzywaliśmy się do siebie jakiś czas, dokładnie nikt nie wie. Patrzyliśmy sobie w oczy do czasu aż trącnął mnie swoim nosem.
- Lorenzo... - Szepnęłam, tak jakby ktoś jeszcze nas był, a chciałabym by te słowa dotarły tylko do niego.
- Tak wiem... Nie powinienem... - Usłyszałam od niego w odpowiedzi. Moje serce biło tak szybko, że miałam wrażenie, iż zaraz wyskoczy.
- Ja chciałam, lecz co teraz? - Właśnie, i to było dobre pytanie - dopowiedziałam sobie w myślach patrząc na jego oczy.
- A co chcesz, żeby było? Z mojej strony, wcale tego nie żałuję i bez wahania zrobiłbym to ponownie - nie odrywając ode mnie wzroku delikatnie pogładził mój policzek - Ale jeśli będzie trzeba, to zaczekam tak długo, jak trzeba - nie wiedziałam co zrobić. Przymknęłam oczy wtulając się w jego dużą dłoń, lecz otworzyłam je biorąc w między czasie głęboki wdech.
- Jesteśmy przyjaciółmi, to znaczy nie wiem czy nadal tak jest...
- Zawsze nimi będziemy. Pamiętasz? - Jego uśmiech się minimalnie poszerzył.
- Muszę przemyśleć... - Jedynie to potrafiłam wykrztusić.
- Tyle czasu czekałem, więc mogę jeszcze. Nie śpiesz sie - trącił mnie swoim nosem. Wtedy usłyszałam kroki, więc się odsunęłam. Po paru sekundach był przede mną Lysander, z pewnym pytaniem. Gdy już sobie wymyśliliśmy, pożegnał się i wyszedł a ja zabrałam swoją kurtkę. Ubrałam ją z zamiarem wyjścia.
- Shadow - Mogłam usłyszeć, po wyjściu z budynku. Odruchowo spojrzałam za siebie. Był to Enzo, który do mnie podszedł
- Nie wystraszyłem cię? - Pokiwałam przecząco głową na to.
- To dobrze - Uśmiechnął się - Mógłbym Cię odprowadzić?
- Tak - powiedziałam cicho kopiąc kamyk nawet nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Kiedy ukradkiem na niego zerknęłam, patrzył przed siebie. Szliśmy obok siebie w bezpiecznej odległości. Zawiał mocniejszy wiatr, a żę sukienka wiele nie daje zakryłam się szczelniej kurtką. Spojrzał na mnie. Zdjął kurtke i zarzucił na moje ramiona przygniatając ranieniem.
- Chodź, zmarzlaku.
- Dziękuję - powiedziałam cicho okrywając się jego okryciem - Ale co z tobą? - Odezwało się moje sumienie.
- Ale co? - Spojrzał na mnie zdziwiony
- Czy ci nie będzie zimno.
- Przecież gorący chłopak jestem -zaśmiał się, kolejny raz niszcząc mi fryzurę.
- Ej! Zostaw - pacnęłam jego rękę od mojej głowy.
- Ej no! - Jęknął
- Hm?
- No.... Ten...No!
Po kilkunastu minutach staliśmy już pod domem - Dziękuję za kurtkę - powiedziałam wciskając ją mu w ręce by jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Dobranoc - Posłał mi lekki uśmiech
- Pa.. - powiedziałam naciskając klamkę z nikłym uśmiechem. Weszłam do domu, a on jednak był tam jeszcze do momentu zamknięcia drzwi, a dalsze jego poczynania były mi nieznane. Ściągnęłam buty a obok nich położyłam swoje trampki. Po chwili dołączyła do mnie w korytarzu Titi.
- Jak było? - Zapytała.- Daliście czadu - dodała z uśmiechem.
- Byłaś? - uniosłam zdziwiona brew.
- Jak mogłabym nie być na twoim koncercie? Od momentu zobaczenia cię, wiedziałam, że jesteś taką zdolniachą - zaśmiała się.
- Zaraz tam zdolniachą...- odpowiedziałam jej - Super było. Niezapomniane przeżycie.
- Zakładam, że zostanie do końca dni?
- Dokładnie.
- Jesteś głodna? Jest kolacja... - Gdy ona mówiła byłam w trakcie iścia na górę, więc podeszłam do niej.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna - ona raczej skupiła uwagę na czymś innym.
- Masz rozmazaną... - powiedziała i dopiero zrozumiałam, gdzie jej wzrok pada.
- Przecierałam się. Jestem zmęczona, mogę się iść położyć? - Prawda była zupełnie inna, lecz nie miałam jej ochoty mówić o pocałunku z Lorenzem.
- Jasne - nieufnie na mnie spojrzała - Dobranoc, słońce - powiedziała i wróciła do swoich zajęć a ja do siebie, zamykając drzwi.
Stałam przed lustrem zmywając makijaż. Nie wiedziałam co myśleć. Moją głowę zaprzątała sprawa z Enzem. Może i nie widzieliśmy się kawał czasu, ale się bardzo długo przyjaźniliśmy. Do dziś pamiętam, jak wszystkim mówiłam, że nic mnie i jego nie łączy, a teraz? Przez ten pocałunek nie jestem wstanie realnie myśleć o nas. Nie wiem czy to przyjaźń, czy friendzone? Z bruneta słów mogłam wywnioskować, że nie chce być " tylko moim przyjacielem'' Lecz co mam zrobić, skoro sama nie jestem pewna swoich.
Wskoczyłam pod prysznic, w którym spędziłam około godziny czasu, próbując zszorować całe te dziwne uczucie i swoje problemy. Zawinięta i pachnąca położyłam się w cieplusim łóżeczku pod kochaną moją koleżankę - tak zwaną 'pierzynkę' Opatuliłam się szczelnie i wtuliłam w nią twarz, starając się zasnąć, lecz nadal myśli mi chodzą po głowie. ' Co teraz?' Pomyślałam jeszcze i mocno starałam się oddać w ręce Morfeusza
****
Dzień Doberek!
Emi was wita na tym zacnym rozdziale. Dzisiaj dużo tekstu, bno dzisiaj dużo się działo,
więc mam nadzieję, że Wam się spodoba,
i w jakiś sposób Was zaskoczyłam :D!
~Emily; Daughter Shadow (E.Y. B)
Pozdrowionka!
Czytasz? = Komentuj!
Rozdział wyszedł naprawdę cudownie ^^
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że był trochę dłuższy niż zwykle, a jednocześnie cały czas coś się działo. Powiem jednak, że domyślałam się, iż pocałunek będzie z Enzem <3 A Roza też jak zwykle pomocna i uśmiechnięta xD
Podsumowując: niczego nie brakowało (chociaż mało tekstów Rick'a i Kastiela), rozdział czytało się bardzo lekko i przyjemnie, a wszystko wyszło idealnie *~*
Tęsknię, Mikuś ;*
Aaa aaa! Cudo! Cudo! I jeszcze raz: CUUUDOOO!!! Jezu takich emocji tylko u Emi szukać! Kobieto ma droga ja czekam tylko na więcej! Weny i pozderki :*
OdpowiedzUsuńNajlepszy rozdział świata! Enzo <3 Siedzę i ryczę XD Rozalia i te jej teksty jak zawsze na czas :D Szczerze mimo iż bardzo, bardzo lubię Enza, to nie domyślałam się, że to z nim się pocałuje... Czekam niecierpliwie na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się spodobał! ^^
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że ten pocałunek o którym mi mówiłaś będzie z Enzem! Byłam w niezłym szoku, gdy przeczytałam, że to on... Sytuacje, dialogi z Rozą były naprawdę zabawne - jak zwykle.
Cieszę się, że tak mało Kastiela w tym rozdziale *^*
Rozdział wyszedł super i tyle mam do powiedzenia.
Pozdrawiam i życzę weny ;**
Czekam na następny! ^~~^
W końcu odpowiednia ilość Enza!♥Jak zwykle bosko :* W kulminacyjnym momencie rozdziału lepiej nie będę nic pisać, bo nie chce po części sama siebie chwalić ;*
OdpowiedzUsuńTak więc wiesz ;) ja tu na więcej czekam i ten no.. Buziaczki i wstawaj bo od dwóch godzin czekam xd
Moja reakcja:
OdpowiedzUsuń"YEAAAAAAHAHAHAAAYAH"*dzikie tańce w rytmie umc umc umc*
Serio, kocham Cię jeszcze bardziej za to.
No to ten.. Teraz będę fajna?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam.Ba. Nawet komentarz Ci zostawiam xd
Ten, jak i wszystkie inne rozdziały cudny.
Moje umiejętności pisania komentarzy są marne, a doświadczenie jeszcze mniejsze [xd] więc tak w skrócie.
Cudny *-*
Czekam na następny ^^
Pisz,pisz kochanie ;*
Ps. Uśmieszek sam mi się pojawił w momencie, w którym pewnie wiesz że mógł się pojawić XD
Tobie to sie pewnie pojawił, kiedy rozmazaną szminkę zauważyła XDDD ;*
UsuńNiestety się mylisz kochanie ;*
UsuńPocałunek mnie zaskoczył! Tego to się niespodziewałam. Ciekawe co będzie dalej… :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
Emi, z przyjemnością informuje Cię, że zostałaś nominowana do Lba!
OdpowiedzUsuńWięcej szczegółów znajdziesz tutaj:
http://opowiadania3452.blogspot.com/2015/12/lba-1-i-2.html