środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 24

       To była chyba moja najgorsza noc w życiu. Dlaczego to się mi zdarza? Przez te kilka godzin snu, przed moimi oczami pojawiło się mnóstwo wizualizacji ze mną i Lorenzem w roli głównej. I większość była nieszczególnie wesoła. Przykładem jest myśl o kłótni. Pierwszej naszej solidnej sprzeczki, po takiej że by wyjechał i już nigdy nie powrócił, gdyż nie chciałby mnie znać. Myśl o tym, że więcej bym go nie spotkała była dobijająca, zwłaszcza po tym, jak długo się nie widzieliśmy. A może ten miesiąc miałam uznać, jako prezent od losu? Spotkanie najlepszego przyjaciela po latach. Jeśli tak miało to wyglądać, również była to dobijająca myśl. Kolejne przywiązanie się do niego i kolejna rozłąka. Leżąc na łóżku zajadając się ciastkami, myślałam jak bardzo będę gruba oraz o pocałunku. Może to był impuls? Może zakład? A może te czekoladowe 'cosie' mi pomogą, i jak się roztyje, to mu przejdzie? Jest trzecia w nocy. Wtedy człowiek najlepiej myśli. Chwyciłam za telefon, i wykręciłam numer do Lorenza.
- Shadow? - Zdziwił się. Słyszałam jak na chwile odrywa telefon od głowy - Stało się coś?
- Nie.. to znaczy tak, ugh!- W moim głosie nie potrafiłam ukryć zakłopotania.
- Boska. Powoli. O co chodzi? - Zaczęłam myśleć jak ująć wszystko w słowa. Odgarnęłam włosy z twarzy wypuszczając głośno powietrze z płuc. - Przyjść?
- Dobra.. Zapomnij..- zaczęłam się wycofywać. Dlaczego w ogóle wpadłam na pomysł dzwonienia, to aż sama się zastanawiam do dziś.
- Teraz Ci tak po prostu nie odpuszczę. Nie dzwoniłabyś tak o o trzeciej w nocy. O trzeciej to ty od dawna śpisz zazwyczaj, bo leniwa klucha jesteś. Więc? Co się stało?
- O to wczoraj... -mruknęłam po długiej ciszy.
- Wspominałem kiedyś, że nie zaliczasz się do schematu normalnej dziewczyny?
- Nie...
- Nie? - Zdziwił się - To teraz Ci to mówię. Z tego co czytałem, a dużo tego było, to dziewczyny o podobne porady dzwonią do najlepszych przyjaciółek, więc miło mi zaliczając się do tej kategorii. Shadow, mówiłem Ci, nie śpiesz się.
- Założyłeś się z kimś? - Wypaliłam. Trapiło mnie to, a w dzisiejszych czasach to różnie bywa.
- Co...? Czekaj.. Co?! Zwariowałaś?!
- Albo to był impuls...
- To znaczy, że bez zastanowienia zrobiłem coś, co zrobić chciałem już jakiś czas..?
- Wybacz, że dzwoniłam - na mojej twarzy zakwitły rumieńce. Po prostu się zmieszałam. Nawet nie wiem po co dzwoniłam...
- Rozmowa z tobą to sama przyjemność.
- Zapomnij o tym telefonie. Śpij dobrze.
- Jak sobie życzysz. Ty też idź spać. Dobranoc Boska.
- Gdybym mogła - mruknęłam.
- To ja ciebie proszę, spróbuj.
- Nie dzwoniłabym do ciebie w środku nocy, by powiedzieć, że to tylko koszmar!
- Shadow spokojnie. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Gdyby, miał to wszystko gdzieś, dawno bym się rozłączył.
- Zapomniałam, że to dla ciebie norma. Przecież nie pierwszą mnie całowałeś, chyba faktycznie powinnam zadzwonić do przyjaciółki- powiedziałam z wyrzutem. Byłam okropne rozżalona.
-  Nie Shadow. Nie jest dla mnie normą, całować najlepsze przyjaciółki, które kocham. To wcale nie jest dla mnie normą, ani nie mam w tym wprawy.
- Ale wiesz, jest mały szczegół. Równie ważna była dla mnie wczorajsza noc,bo był on moim pierwszym, ale co to cię mogło obchodzić? Chyba tyle co Kasa, jak był pijany i mnie cmoknął będąc z moją przyjaciółką.
- Tak się składa, że dużo mnie to obchodzi.
- Widzę - mruknęłam do słuchawki podkurczając nogi. Nadciągała tak okropna kłótnia, której się tak bałam.
- Serio chcesz się o to kłócić - tutaj zatrzymałam się i najzwyczajniej przemilczałam. - To w tej właśnie chwili robimy to i o coś co nie miało miejsce, bo tak sie składa, że bardzo mnie obchodzi to co sądzisz, czujesz i co się z tobą dzieje, a to że ty sądzisz inaczej, nic na to nie poradzę.
- Masz rację, nie poradzisz. Choć myślałam, że mnie zrozumiesz. Myliłam się. Zapomnij o wszystkim. - rozłączyłam się. Poczułam pod powiekami słone łzy. Masz Shadow na własne życzenie nawiasem przez swoje słowa. Nie pozwoliłam im wypłynąć. Wiedziałam, że zawaliłam, zawaliłam całość. Jestem pokręcona w złym sensie. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie wpatrując się w pełnie księżyca.  Wszystko widzisz. Już pewnie nie jedne podobne sytuacje widziałeś, co? Doradź jakoś. Cokolwiek. Bo coś czuję, że to wszystko mnie przerośnie..
       Około 6, nie zmrużając ani trochę oka zadzwoniłam do Rozalii. Musiałam z kimś pogadać, z kimś kto w jakiś sposób mi pomoże lub bynajmniej da mi porządnego kopa w tyłek, bo co jak co, ale tego czasami potrzebuję.
- Komu zawdzięczam worki pod oczami? - Mruknęła do telefonu po odebraniu zaspana.
- Przyjdź... Proszę- powiedziałam błagalnym tonem
- Shadow? Co się stało?
- Proszę.
- Pewnie, zaraz będę - Rozłączyłam się i czekałam na dole siedząc na schodach. Czułam się jak struty szczur, który nic nie jest wartościowy. Teraz nie ma co opowiadać, cóż. Białowłosa po 20 minutach po prostu weszła do domu. Od razu zabrałam ją na górę, gdzie łzy zaczęły lać mi się po policzkach. Tak bardzo nie wiedziałam co zrobić, a niewiedza zagrała na moich uczuciach.
-Ejejej, Shadow - Przytuliła mnie - Co jest?
      Usiadłyśmy na moim łóżku i zaczęłam tłumaczyć co i jak. Powoli. Wyraźnie. Tak by mnie zrozumiała.
- Shadow, to było oczywiste prędzej czy później, aż się dziwię, że później...
- To był mój przyjaciel. Nie myślałam w kategorii chłopaka.
- A co o nieznajomym, albo zwykłym kimś byś miała tak myśleć? Przykład z galerii. Do zwykłej dziewczyny się tak nie zwraca. Obydwoje byliście jak takie dzieci we mgle i całkiem zapominaliście o mojej obecności. Ale te dzieci widzę, aż tak ślepe, że nic nie widziały.
- My tak zawsze, Roza - starałam się jej wytłumaczyć.
- Aż tak długo? - zdziwiła się.
- Znamy się od dziecka...
- A co to oznacza?
- Że zachowujemy się jak rodzeństwo.
- Nie. Że na przykład już od dawna coś?
- Sześć lat się nie widzieliśmy.
- Shadow, psychologiem nie jestem, ale po takiej rozłące jest się sobie jeszcze bliższym - wtedy zaczęłam tłumaczyć jak na niego dzisiaj wyjechałam. Chwile się zastanawiała co powiedzieć, aż w końcu się odezwała. - jesteście niemożliwi... Oboje.
      Później poszłyśmy razem do szkoły zawzięcie dyskutując.  Pierwsza lekcja i co mamy? Kochaną biologię! Zachciało mi się lekarzem być. Ech...  Z miną skazańca usiadłam w ławce. Samotnej. Odosobnionej na samym końcu. Po chwili klasa zaczęła zajmować pozostałe miejsca. Siedziałam bazgrając coś w marginesie, aż nie poczułam dźgania ze strony Kastiela, który swoją drogą oderwał mnie od swojego świata. Spojrzałam na niego zawistnym wzrokiem, ale ten, ku mojemu zdziwieniu kiwnął na przód głową, więc tam zwróciłam wzrok. Od razu tego pożałowałam. Nauczycielka od mojego kochanego przedmiotu wlepiała swój ostry wzrok właśnie we mnie.
- Bley. Potrafisz powtórzyć ostatnie trzy zdania w tym pytania? - zapytała pozornie spokojnym głosem.
- Nie wiem psze pani. Nie słuchałam praktycznie w ogóle dzisiejszej lekcji - odpowiedziałam obojętnym głosem.
- Więc skupisz swoją i pójdziesz do pani dyrektor, która odpowiednio cię ukarze - usłyszałam. Bez zbędnego wykłócania się, które nic nie da wzięłam swoje rzeczy. Kierując się ku wyjściu z klasy słyszałam jak Kastiel wykłóca się z nauczycielką, ale ona, przyzwyczajona do tego postanowiła dalej prowadzić lekcje nie przejmując się mną ani chłopakiem.
       Po wyjściu z klasy grzecznie poszłam do kochanej pani dyrektor. Widząc jej gabinecik, bo tylko tak można nazwa tą małą kitkę z biedym szczurem w środku. Aż zachciało mi się wymiotować. Wysłuchałam wszystko spokojnie, do czasu.
- W ramach kary pomożesz Natanielowi i Melanii układać wszystko w pokoju gospodarzy.
- Co?! - Wspominałam coś, że dyrka mnie nie bardzo od jakiegoś czasu lubi? I po tym moim wrzasku usłyszałam, że mam natychmiast wyjść oraz pójść na karę, którą mam odbyć cały tydzień. Fajnie.
       Gdy zrobiłam to, co miałam zrobić, bo 'wielki Nataniel obrażony blondas' dał mi zajęcie, wyszłam natychmiast. Ruszyłam w stronę parku z zaciągniętym kapturem. Przez karę zleciały mi lekcje i zostałam dłużej. Nieźle. A na dodatek tego zobaczyłam w oddali Enza wraz z tą wiewiórą, która chamsko wyrwała mnie z mojego światu dla poczwary z biologi. Usiadłam pod moim ulubionym dębem, który był na moje nieszczęście koło chłopaków.
- Co zrobiłeś?!
- No to co słyszysz!
- I ja sie dopiero dowiaduje?! I ty śmiesz się nazywać moim przyjacielem - Prychnął czerwonowłosy
- A co? Może miałem od razu do Ciebie zadzwonić plotkareczko?
- Może byś chociaż dupku zmądrzał!
- Słucham?!
- To co słyszysz.
- Szybciej by mi się mózg zlansował!
- On już jest zepsuty! Z resztą i tak jesteś idiotą.
- Nie większym niż ty!
- Do kobiety tak, serio tak Ci Danielka popsuła szare komórki?
- Dobra! Zadzwonię do Ciebie o trzeciej w nocy i ciekawe czy zastanawiałbyś się nad tym co mówisz! - Co jak co, ale podsłuchiwać, nigdy się nie powinno. Wstałam. Dla mnie to było wystarczająco dużo, z resztą nie powinnam w ogóle tego słuchać. Poprawiłam kaptur wkładając ręce do kieszeni spodni. Na moje nieszczęście zawiał mocny wiatr i zdmuchnął kaptur oraz rozdmuchał moje loki. Natychmiast zaczęłam biec ponownie zakładając. Słyszałam jeszcze jak zaklnęli pod nosem, jednak nie zatrzymywałam się nawet kiedy zawołali mnie, żebym poczekała. Przyspieszyłam, co nie skończyło się dla mnie fajnie, gdyż do łapał mnie wielki kaszel.
- Shadow to nie tak! Zaczekaj! - Ruszył za mną. Stałam oparta na kolanach łapiąc oddech.
- Shadow - Dogonił mnie i stanął przede mną, zagradzając dalszą drogę - Wszystko w porządku? - Kiwnęłam głową jeszcze chwilę się dusząc. Ten podprowadził mnie do ławki, żeby usiadła i odpoczęła. Po paru minutach moje serce biło w normalnym, choć nieco szybszym tępie.
- Shadow to nie tak... - Zaczął się tłumaczyć.
- Muszę wracać...
- Shadow - zatrzymał mnie. Spojrzałam na niego bezuczuciowym wzrokiem, - Nie chcę wymuszać tej rozmowy, ale jak nie porozmawiamy nie wyjaśnię Ci tego i tak pozostanie..
- Mi chyba nie masz czego...
- To, co przed chwilą słyszałaś...
- To twoja rozmowa, której nie powinnam słyszeć.
- Ale słyszałaś - zamilkłam.
-Wtedy jak dzwoniłaś.. To nie tak, że nie zastanawiałem się tylko paplałem od rzeczy, tylko nie zastanawiałem się nad tym co powinienem tylko nad tym co chciałem powiedzieć. Nie kłamałem, tego możesz być pewna - nie potrafiłam nic mu odpowiedzieć prócz pokiwania głową. - Proszę cię, powiedz coś.
- Nie wiem co powiedzieć. Sama tą kłótnię wywołałam, bo potrzebowałam pogadać, ale zapomiałam, że to ty jesteś tą drugą stroną. - Westchnął jedynie. A ja poczułam się głupio. Nawet bardzo, ale nawet nie chcę się nad tym rozwodzić.
- Mówiłaś, że się śpieszysz. Odprowadzić Cię?
- Sama dotrę jasno jest.
- Na pewno? - pokiwałam głową.
- No to... - Podniósł się z ławki - Do zobaczenie - Przytulił mnie. Byłam zaskoczona tym gestem. Z początku stałam oniemiała, lecz w krótce moje ciało się schowało w jego ramionach, a ja czułam jakbym nie miała nad tym wszystkim kontroli. Kiedy to uczyniłam Enzo szczelnie zamknął mnie w ramionach. Przymknęłam oczy nieświadomie tonąc w chwili. I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu od niego uciekałam.
- Dlaczego to takie cholernie ciężkie?- westchnęłam nieświadomie na głos. Na szczęście tego nie dosłyszał, albo nie chcąc mnie dobijać nie skomentował.  - Przepraszam muszę na prawdę iść - odsunęłam się.
- Pewnie, już Cię nie zatrzymuje.. Cześć...
- Pa... - Odeszłam. Po prostu. Bez patrzenia w jego zagłębiające oczy...


****

Napisałam! Z pomocą kochanej osóbki.
Szczęśliwego nowego roku, jakby nowy post się nie ukazał <3!

Pozdrowionka! 






CZYTASZ = KOMENTUJ!

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 23

       Obudziłam się nabuzowana pozytywną energią. Jako, iż gramy koncert, pani dyrektor bardzo (nie)chętnie nas zwolniła z lekcji. Z rana poszłam do łazienki. Umyłam swoje długie brązowe włosy i wzięłam szybki prysznic. Normalnie dzisiaj, jak nie ja, założyłam maseczkę na moją twarz. Gdy z nią siedziałam dostałam oznajmienie Rozalii, że została w domu, tylko po to by mnie wystroić. A po co mam się stroić. Nie mam dla kogo, nawet nie wiem czy chcę kogoś mieć by, więc o czym my tu rozmawiamy. Po dwudziestu minutach poszłam zmyć to, a następnie ruszyłam swoje kończyny na dół, do kuchni. Mary nie było, jak zwykle. Zrobiłam sobie śniadanie wcale się nie spiesząc. Na spokojnie je zjadłam rozmyślając. Nieświadomie stukałam palcami o blat, ale jakoś mi to w niczym nie przeszkadzało. Poskładałam po sobie i wróciłam do pokoju, gdzie kontynuowałam swoje spa...
        Równo o 13 usłyszałam dzwonek do drzwi. Leniwym krokiem poszłam je otworzyć. Za nimi stał, nie kto inny jak Rozalia, a uśmiech, jak zwykle miała od ucha do ucha. Przepuściłam ją w drzwiach.
- Jak humorek i nastawienie? - Zapytała zaciekawiona.
- Cudownie. Jestem bardzo podekscytowana...
- To dobrze. Ej, zaraz - chwyciła moją twarz miażdżąc policzki - oczyszczałaś ją.
- O czym ty mówisz? - powiedziałam sepleniąc z zmarszczonymi brwiami.
- Jak to co! Tą śliczną buzie! Teraz jeszcze śliczniejsza - puściła mnie a ja rozmasowywałam obolałą twarz.
- Dzięki Roza... - Mruknęłam jedynie.
- Ojeju! Mamy tak mało czasu! Chodźmy! - Pociągnęła mnie na górę do pokoju i zaczęło się.
       Zajęło jej ' robienie mnie na bóstwo'  dwie godziny. O dwie za dużo. Ciągle latały ubrania, buty, szminki, cienie. Sama nawet nie mogłam stwierdzić co za którymś razem leciało. Po skończonej robocie kazała mi się okręcić  dookoła.
- Gdybym była facetem, już byś była naga - zaśmiała się unosząc śmiesznie brwi.
- A idź ty zboczeńcu! Nie mam dla kogo.
- Właśnie! Dlatego trzeba cię wystroić, by było dla kogo - wyszczerzyła się.
- Nie mam już do Ciebie siły - westchnęłam siadając na łóżku, lecz zaraz usłyszałam krzyk:
- Nie siadaj! Głupia jesteś? Pomnie sie! - Rozalia pociągnęła mnie do siebie .
- To co mam stać? Jak buty ubiorę? - Prychnęłam pod nosem. Kucnęła z moimi butami przede mną.
- Podnoś nogę.
- Co?
- To co słyszałaś. Podnoś...
- Jesteś moją przyjaciółką, nie...
- Wkurzasz mnie - sama zaczęła dosłownie wciskać moją nogę w but. Wywracając oczami, pomogłam jej. Wiedziałam, że to uparte, ale nie że aż tak. Po chwili byłam na szczudłach, potocznie zwanymi obcasami.
- Zabiję się... - jęknęłam.
- Dlatego przyszłam wcześniej. Uczymy się od nowa chodzić - zaśmiała się. I miała całkowicie racje. Trzymając mnie za rękę uczyła jak stawiać kroki, by były lekkie i z gracją. Było to czasochłonne, lecz po 30 minutach chodziłam bez problemów, lecz nadal niepewnym krokiem. Jak to Rozalia powiedziała " Nie wypuszczę Cię z domu, dopóki się nie nauczysz perfekcyjnie chodzić".  Bardziej męczącej rzeczy ostatnimi czasy, chyba nie było. Gdy tylko pozwoliła mi przebrać, normalnie skakałam ze szczęścia.
        - No rusz tą tłustą dupę! Zaraz zaczynacie próbę, a ciebie tam nawet na miejscu nie ma! - Mówiła Rozalia biegnąc w stronę wyznaczonego miejsca.
- Jeju... Narzekasz. Jesteśmy już na miejscu - powiedziałam idąc.
- Tak, tak. Chodź - pociągnęła mnie zmuszając do biegu. Po paru minut byłyśmy na miejscu. Oczywiście przez białowłosą zwróciłyśmy na siebie uwagę. Pierwsze co mnie przywitało to gwizd Kastiela.
- Bogini nam tu przybyła! - powiedział Rick śmiejąc się.
- Tak, tak. Gramy - powiedziałam wchodząc na scenę przeglądając nuty na stelażu - Ej... Ja oddałam te nuty - pomachałam tekstem od piosenki, do której mnie zmuszono.
- Postanowiliśmy, że śpiewasz
- A moje zdanie?
- To dla ciebie szansa, Shadow - powiedział Lys swoim spokojnym głosem - Jak chcesz to chętnie możesz ze mną pośpiew...
- Nie czy chce, tylko że śpiewa - wtrącili się pozostali
- Dobra, dobra. Więc zaczynajmy - mruknęłam. Chłopcy zajęli miejsce i ostatnie rozśpiewanie uznaję za rozpoczęte.
       Jazgot reflektorów, oszalały tłum śpiewający razem z nami. Nigdy nie sądziłabym, że chłopaki są tak rozpoznawalni w tym mieście. Potrafili idealnie się porozumieć z odbiorcami ich  tekstu. Śpiewanie z Lysandrem było niezapomnianym przeżyciem, aż pora przyszła na moją piosenkę. Co tu  dużo mówić, zjadł mnie stres i zaczęłam śpiewać w innej tonacji. Chłopaki widząc to uratowali mi tyłek i sami zaczęli grać pod moje śpiewanie. Byłam za to im dozgonnie wdzięczna.
Wyśpiewywaliśmy, wygrywaliśmy ostatnie dźwięki. Czułam jak hormon szczęścia buzuje w moich żyłach. Stanęliśmy w jednym rzędzie i się skłoniliśmy. Zeszliśmy ze sceny po kolei a już ktoś po nas wszedł.
- To było...
- Niesamowite? Owszem - zaśmiał się Rick dokańczając  moje zdanie. - Każdy z nasz to przeżył.
- Ech - westchnęłam z szerokim uśmiechem.
- To chodź stary, idziemy opić - z szerokim uśmiechem objął Kasa - a ty rudy stawiasz.
- Śmierdzisz - odepchnął go i ubrał swoją kurtkę. A następnie z śmiejącym się pod nosem Rickiem wyszli. Skierowałam swoje kroki do schodów na dół, prowadzące do garderoby, gdzie mogliśmy pozostawić swoje rzeczy. Skończyło się na tym, że tylko ja je tam zostawiłam i Lysander, który nawiasem gdzieś zniknął. Schodziłam schód po schodzie, lecz niefortunnie postawiłam nogę. Poleciałam na "szczupaka, pieska, na twarz ect. " Przygotowywałam się na bliskie spotkanie z matką naturą, lecz nie poczułam zimnej powierzchni, ale zamiast tego czyjeś ramiona, które miały refleks. Spojrzałam w górę na mojego wybawce.
- Dziękuję - szepnęłam cicho. Nawet nie wiedząc kiedy nasze usta się zetknęły. Z początku było to niewielkie, nic nieznaczące cmoknięcie, lecz w ponownym połączeniu wyszedł pocałunek. Czując jego chłodne wargi na swoich doznałam  gdzieś te motylki. Położyłam swoje ręce na szyi, jedną ręką wplątując w jego gęste i puszyste włosy. Sama czułam jego dokładnie przylegające dłonie na mojej talii, które dociskały do drugiego ciała, jakby bały się, że zaraz ucieknę. Mój umysł był oczyszczony z całkowitych myśli - tych złych i dobrych, a liczyła się teraz ta chwila. Niewidocznie pogłębił pocałunek lekko mnie przechylając do tyłu, ale mimo to czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Jednak nie można rzec iż byłam obojętna. Moje ciało oddało się swojemu rytmowi, który był nieosiągalny i niekontrolowany przez innych. Serce biło mi w oszalałym tempie, a chwila zdawała się nie mieć końca. Oderwały się niepewnie biorąc łapczywie powietrze. Nawet nie wiedząc dlaczego odczułam niedosyt. Sama złączyłam je ponownie mocno na nie napierając. Chłopak czując emocje zaczął podobnie oddawać pocałunek, aż się całkowicie odsunęliśmy. Spojrzałam w jego ciemne oczy, który patrzyły na mnie z pewną iskierką. To był mój pierwszy w życiu pocałunek i nigdy bym nie sądziła, że nastąpi on dzisiaj, z tą właśnie osobą. Dotknęłam jego policzka najdelikatniej jak potrafiłam, jakby był on z bardzo kruchego szkła. Dopiero wtedy zaczęły mnie nachodzić różne myśli. Nie odzywaliśmy się do siebie jakiś czas, dokładnie nikt nie wie. Patrzyliśmy sobie w oczy do czasu aż trącnął mnie swoim nosem.
- Lorenzo... - Szepnęłam, tak jakby ktoś jeszcze nas był, a chciałabym by te słowa dotarły tylko do niego.
- Tak wiem... Nie powinienem... - Usłyszałam od niego w odpowiedzi. Moje serce biło tak szybko, że miałam wrażenie, iż zaraz wyskoczy.
- Ja chciałam, lecz co teraz? - Właśnie, i to było dobre pytanie - dopowiedziałam sobie w myślach patrząc na jego oczy.
- A co chcesz, żeby było? Z mojej strony, wcale tego nie żałuję i bez wahania zrobiłbym to ponownie - nie odrywając ode mnie wzroku delikatnie pogładził mój policzek - Ale jeśli będzie trzeba, to zaczekam tak długo, jak trzeba - nie wiedziałam co zrobić. Przymknęłam oczy wtulając się w jego dużą dłoń, lecz otworzyłam je biorąc w między czasie głęboki wdech.
- Jesteśmy przyjaciółmi, to znaczy nie wiem czy nadal tak jest...
- Zawsze nimi będziemy. Pamiętasz? - Jego uśmiech się minimalnie poszerzył.
- Muszę przemyśleć... - Jedynie to potrafiłam wykrztusić.
- Tyle czasu czekałem, więc mogę jeszcze. Nie śpiesz sie - trącił mnie swoim nosem. Wtedy usłyszałam kroki, więc się odsunęłam. Po paru sekundach był przede mną Lysander, z pewnym pytaniem. Gdy już sobie wymyśliliśmy, pożegnał się i wyszedł a ja zabrałam swoją kurtkę. Ubrałam ją z zamiarem wyjścia.
       - Shadow - Mogłam usłyszeć, po wyjściu z budynku. Odruchowo spojrzałam za siebie. Był to Enzo, który do mnie podszedł
- Nie wystraszyłem cię? - Pokiwałam przecząco głową na to.
- To dobrze - Uśmiechnął się - Mógłbym Cię odprowadzić?
- Tak - powiedziałam cicho kopiąc kamyk nawet nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Kiedy ukradkiem na niego zerknęłam, patrzył przed siebie. Szliśmy obok siebie w bezpiecznej odległości. Zawiał mocniejszy wiatr, a żę sukienka wiele nie daje zakryłam się szczelniej kurtką. Spojrzał na mnie. Zdjął kurtke i zarzucił na moje ramiona przygniatając ranieniem.
- Chodź, zmarzlaku.
- Dziękuję - powiedziałam cicho okrywając się jego okryciem - Ale co z tobą? - Odezwało się moje sumienie.
- Ale co? - Spojrzał na mnie zdziwiony
- Czy ci nie będzie zimno.
- Przecież gorący chłopak jestem -zaśmiał się, kolejny raz niszcząc mi fryzurę.
- Ej! Zostaw - pacnęłam jego rękę od mojej głowy.
- Ej no! - Jęknął
- Hm?
- No.... Ten...No!
       Po kilkunastu minutach staliśmy już pod domem - Dziękuję za kurtkę - powiedziałam wciskając ją mu w ręce by jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Dobranoc - Posłał mi lekki uśmiech
- Pa.. - powiedziałam naciskając klamkę z nikłym uśmiechem. Weszłam do domu, a on jednak był tam jeszcze do momentu zamknięcia drzwi, a dalsze jego poczynania były mi nieznane. Ściągnęłam buty a obok nich położyłam swoje trampki. Po chwili dołączyła do mnie w korytarzu Titi.
- Jak było? - Zapytała.- Daliście czadu - dodała z uśmiechem.
- Byłaś? - uniosłam zdziwiona brew.
- Jak mogłabym nie być na twoim koncercie? Od momentu zobaczenia cię, wiedziałam, że jesteś taką zdolniachą - zaśmiała się.
- Zaraz tam zdolniachą...- odpowiedziałam jej - Super było. Niezapomniane przeżycie.
- Zakładam, że zostanie do końca dni?
- Dokładnie.
- Jesteś głodna? Jest kolacja... - Gdy ona mówiła byłam w trakcie iścia na górę, więc podeszłam do niej.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna - ona raczej skupiła uwagę na czymś innym.
- Masz rozmazaną... - powiedziała i dopiero zrozumiałam, gdzie jej wzrok pada.
- Przecierałam się. Jestem zmęczona, mogę się iść położyć? - Prawda była zupełnie inna, lecz nie miałam jej ochoty mówić o pocałunku z Lorenzem.
- Jasne - nieufnie na mnie spojrzała - Dobranoc, słońce - powiedziała i wróciła do swoich zajęć a ja do siebie, zamykając drzwi.
       Stałam przed lustrem zmywając makijaż. Nie wiedziałam co myśleć. Moją głowę zaprzątała sprawa z Enzem. Może i nie widzieliśmy się kawał czasu, ale się bardzo długo przyjaźniliśmy. Do dziś pamiętam, jak wszystkim mówiłam, że nic mnie i jego nie łączy, a teraz? Przez ten pocałunek nie jestem wstanie realnie myśleć o nas. Nie wiem czy to przyjaźń, czy friendzone?  Z bruneta słów mogłam wywnioskować, że nie chce być " tylko moim przyjacielem'' Lecz co mam zrobić, skoro sama nie jestem pewna swoich.
       Wskoczyłam pod prysznic, w którym spędziłam około godziny czasu, próbując zszorować całe te dziwne uczucie i swoje problemy. Zawinięta i pachnąca położyłam się w cieplusim łóżeczku pod kochaną moją koleżankę - tak zwaną 'pierzynkę' Opatuliłam się szczelnie i wtuliłam w nią twarz, starając się zasnąć, lecz nadal myśli mi chodzą po głowie. ' Co teraz?' Pomyślałam jeszcze i mocno starałam się oddać w ręce Morfeusza


****

Dzień Doberek! 
Emi was wita na tym zacnym rozdziale. Dzisiaj dużo tekstu, bno dzisiaj dużo się działo,
więc mam nadzieję, że Wam się spodoba,
i w jakiś sposób Was zaskoczyłam :D!

~Emily; Daughter Shadow (E.Y. B)

Pozdrowionka!




Czytasz? = Komentuj!

niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 22

        Ostatnia próba przed koncertem już w miejscu koncertu. Ja, Rick i Lysander czekaliśmy na Kastiela, który pojechał po swoją gitarę. Siedziałam na zgaszonym wzmacniaczu obserwując krzątających się ludzi. Niektórzy dekorowali scenę, inni walczyli z kablami. Zapewne praca do najprostszych nie należała, aczkolwiek- jak myślę napędzała ich pozytywna energia.
- No gdzie ten pacan jest? - Mruknął wyraźnie znudzony Richard stukając pałeczkami o kolana.
- Nas nie pytaj, wiemy tyle samo co ty - burknęłam mu w odpowiedzi. Ta ruda małpa była po tą gitarę ponad półtorej godziny. Nie dziwiłam się  chłopakom, że są znudzeni i zdenerwowani.
- Miał być dwadzieścia minut temu! - Odłożył pałeczki i wstał - Lysander, znasz jakiś sposób, by ta nuda poszła w las? - Zapytał z iskierkami nadziei oczy.
- Hm... - Zamyślił się przybierając pozę myśliciela. Po chwili odwiesił się i powiedział - Nasze dziewczę nam coś zaśpiewa... Nawet mam pewien utwór.
- Lysander, nie. Błagam - od razu zaprzeczyłam.
- Ale ja chcę cię usłyszeć! Skoro buzie masz ładną, to głos pewnie też - wyszczerzył się głupkowato.
- Yhym. Dziecko, żyjmy realizmem.
- Yhym. Dziecko, jestem starszy.
- Czepiasz się szczegółów - powiedziałam, lecz nasz mądry dialog przerwał głos Lysa.
- Proszę Shadow - wzięłam od niego plik kartek. No chyba ich powaliło.
- Ale tylko dla was, dla rozgrzewki? - W odpowiedzi skinęli głowami. Wzięłam nie pewnie tekst, kładąc go na stelażu. Melodia nie zawiła, lecz nieznana mi. Powoli zaczęłam wygrywać dźwięki. Moje długie palce sunęły po czarno-białej klawiaturze. Najpierw to powoli przegrałam. Musiałam przyznać, kawałek mi pod pasował. Drugi raz zagrałam, już pewniej. Teraz przeczytałam tekst i nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać. - Kto ten tekst wymyślił?
- Taka jedna była Kasa. Jedyna piosenka damska. Śpiewaj - ponaglił mnie perkusista. Zaczęłam grać a po chwili zaczęłam śpiewać. Piosenka miała moim tekst słaby i dość wulgarny, co można zauważyć przy pierwszej zwrotce.
- Właśnie się przyznałaś, że jesteś tytułową Bad Girl? - Powiedział wyszczerzony Kastiel, który wchodził na scenę.
- Chciałbyś. Gdzie tyle byłeś? - Fuknęłam zła.
- Shadow... Będzie nam się później tłumaczyć, grajmy... - Lysander miał rację, dlatego zamilkłam. Gdy tylko rozstawił zaczęła się próba...
       Po wyczerpującej próbie, całą grupą poszliśmy coś przekąsić. Padło na knajpę z podobno dobrą pizzą. Pomimo moich oporów, chłopcy wmusili we mnie aż cztery kawałki.
- Zaraz umrę... - Powiedziałam bekając- Przepraszam, ale to przez was...
- Luzik - odezwał się Kastiel popijając piwo.
- Dałaś mi wenę! - Powiedział Richard inteligentnym tonem.
- To nie wróży nic dobrego.
- Nasze toki myślenia są podobne - dodał od siebie Lysander.
- Dobra, dobra lamusy. Kto najgłośniej beknie. Przegrany stawia po koncercie kolejkę, pasuje? - Wyszczerzył się głupkowato, a ja strzeliłam facepalm'a.
- Jak dzie...
- Wchodzę w to - przerwał mi rudy osobnik. Podali sobie ręce i zaczęło się.
- Może by tak się wymknąć? - Zapytałam konspiracyjnym szeptem białowłosego.
- Shadow, nie wypada, ale odszedł bym - westchnęłam i oparłam rękę o stół później kładąc głowę na niej.
       Chłopaki nie dali. Dwa uparte charaktery na zmianę bekały coraz głośniej, aż sama zaczęłam przysypiać na tej ręce. Lysander zmył się pod pretekstem wyjścia gdzieś i zostałam sama. Niespodziewanie zostałam podciągnięta do góry, a później ktoś mnie podniósł.
- Co ty odwalasz? - Odpowiedziałam zaspana ziewając.
- Wygrałem! - Powiedział dumny Rick. Przetarłam oczy i poprawiłam włosy.
- Postaw mnie, i cieszę się, że utarłeś nosa temu rudzielcowi.
- Spiski... - Mruknął Kas, a chłopak trzymający mnie odstawił. Dopili wspólnie piwo i wyszliśmy. - Skoro już wyszliśmy, to ja idę od was - zaczął od odchodzić. Rick zaczął się dziwnie psychicznie śmiać.
- Chodźmy. Bądźmy psychiczni razem - zaśmiałam się zarzucając na niego rękę ruszyliśmy w kierunku mojego domu.
       Odprowadził mnie pod same drzwi. Podziękowałam mu grzecznie za odprowadzenie.
- Za dziękuję, kowal konia nie okuje... - odpowiedział z cwanym uśmieszkiem. Kolejny Kastiel? A dobra niech stracę - Pomyślałam i zbliżyłam usta do jego policzka, a on zaczął przekręcać głowę. Czy oni wszyscy mają wybujałą wyobraźnie? Zakryłam usta rękami, na co on się zaśmiał
- Oj Shadow, nawet nie wiesz jakbym dostał, gdybym cię tknął. Dwa znajomi, nawet przyjaciele się nie całują, nie? - Wybuchł śmiechem i mnie potargał po włosach
- A idź ty, żyję ze zboczeńcami do potęgi x. Nie wiem nawet w którym momencie jeden mnie zgwałci - zażartowałam.
- Wzrokiem, chyba każdy. Ale zołzowata jesteś.. Pa- nim usłyszał odpowiedź odszedł.
- Ejejej! Wracaj! - krzyknęłam, lecz ten jedynie będąc tyłem do mnie pomachał. Jeden lepszy od drugiego...
       Z uniesionymi kącikami ust weszłam do domu. Ściągnęłam buty i ruszyłam na górę. Rzuciłam się na łóżko. Moje włosy, żyjące własnym życiem, rozlazły się na każdą stronę, a ja patrzyłam się w sufit z wielkim bananem na ustach.
- Koncert, tylko on mnie wzywa...




****
Salut moje babies! 
Dzisiaj rozdzialik, tak na szybko, bo już się biorę za kolejny, który nie będzie już tak nudny.
Parę ogłoszonek.
Informacje odnośnie rozdziałów, można znaleźć tam>>>,
terminy będą nieregularne, ponieważ teraz dużo popraw, wyciąganie ocen... A moja matematyka woła o pomstę do nieba.
Wszystkich czytające to "coś", zapraszam do dodania się do obserwatorów i komentowania.

~Daughter ( Emily) Shadow ( E.Y.B)