Rozdział w podziękowaniu za 10 tyś. wyświetleń. Dzięki Wam mam motywację do dalszej pracy.
Dziękuje ♥ i zapraszam do przeczytania.
Siedzę i patrzę jak ludzie się przewijają przez długi, ale i wąski korytarz. Chwilę obserwuję przechodzących, lecz po chwili ponownie spoglądam na mój zeszyt. Rysuję w nim logo mojego ulubionego zespołu i marzę jakby to było ich spotkać. Wtedy nachodzi mnie myśl, że marzenia nie istnieją, w takim razie co z pogonią za nimi. Jednak owe myśli przerywa dzwonek, który oznajmia koniec przerwy, a już po chwili korytarze pustoszeją i zostaję tylko ja i zeszyt oraz towarzysząca nam cisza.
Po 'chwili' znów korytarze są pełne. Przechodzą z jednego miejsca do drugiego. W kółko nowe twarze, w których rozpoznaję uczniów z klas wyżej bądź niżej. Sama zaczęłam się w nich gubić. Znów wzrok skupiam na czymś innym. Konturuję kolejną literę na kartce do czasu aż efekt mnie nie zadowala, a nim się oglądam, a znów jestem sama.
Tak jest póki nie siada obok mnie jakaś osoba. Rozpoznaję jej perfumy a biały kosmyk mnie utwierdza w przekonaniu kim ona jest. Otacza mnie ramieniem i przytula. Czuję wewnętrzne ciepło, które polepsza moją osobę. Wtulam się w nią, czując ogromny smutek. Z moich kolan spada zeszyt a po policzkach spływają łzy. Słychać głośny dźwięk kończący przerwę. Teraz zostaję ja, osoba i leżący na ziemi przedmiot. Staram się uspokoić, lecz nie wychodzi mi to.
- Shadow, nie płacz...- Szepcze mi swoim kojącym głosem, ale nie potrafię powstrzymać tsunami. Bierze moją twarz w dłonie i wyciera policzki. Patrzę swoimi szarymi, zaszklonymi oczami a po chwili je zamykam i ponownie płyną łzy.
- To nie twoja wina, nie mogłaś jej pomóc - mówi. Mogłabym się z nią o to kłócić, lecz nie mam siły. Cząstka mnie po prostu odeszła, już raczej nie wróci - Ona by umarła bez tego, rozumiesz? Tam jej teraz jest lepiej, musisz tak uwierzyć - patrzy na mnie troskliwym wzrokiem ciągle przytulając. Słowa Rozalii wywołują jeszcze większy smutek, którego nie da się powstrzymać. On ogarnia całą mnie.
- Nie zdążyłam jej pożegnać - mój głos się łamie, pomimo iż jest bardzo cichy, na granicy z szeptem. - Nie spełniłam roli przyjaciółki, prawdziwej przyjaciółki. Miałam być z nią na dobre i złe...
- To nie twoja wina! - Podnosi głos. - Nie wiedziałaś, że ma raka i są przerzuty ani że jest z nią tak źle.
- Właśnie. Dlatego się nie sprawdziłam. Dlaczego nikt mnie nie poinformował? Bo odjechałam, zostawiłam jak jakiegoś kundla - ostatnie słowo mówię dobitnie ze spuszczoną głową. - Już nigdy nie usłyszę jej dobrej rady, nie zobaczę, nie przytulę, mojej starszej siostrzyczki - kontynuuję. Białowłosa milknie nie wiedząc co powiedzieć, jedynie zamyka mnie szczelnie w ramionach myśląc, iż mi to pomoże. Ma rację. Pokrzepia mnie to bardzo. - Dali mi jedynie zdjęcie jak leży w trumnie. Jedyną rzecz co upamiętnia jej pogrzeb, prócz tabliczką danymi. Rozumiesz? Wiesz jak to boli, gdy widzisz w okropnym stanie osobę, która jak rodzina? - słowa same popłynęły z ust. Bezsensownie starałam się opisać swój ból. Na marne. Mimo, że od zdarzenia minęło tak wiele czasu nadal czuję brak cząstki mnie. Do tego Enzo wyjechał zostawiając mnie, wcześniej kłócąc się i zrywając przyjaźń. Na samą myśl płaczę jej na ramieniu, kolejną godzinę...
Rozalia zostawia mnie, gdy kończy czas i przyszedł po nią Leo. Próbują mnie przekonać i zabrać, ale nie zgadzam się. Zostaję na szkolnej ławce. Nie reaguję na pytania zmartwionej dyrektorki, która martwi się o swoją reputacje, ani zmuszonego przez nią Nataniela. Dopiero, gdy woźny oznajmia mi, że zamyka szkołę zabieram zeszyt i z uniesioną głową opuszczam budynek szkoły, chowając rzecz do torby. Jest już ciemno, lecz nie przeszkadza mi to. Po drodze spotykam Irys pytającą o moje ślady łez na policzkach. Mijam ją bez słowa, nie potrafiąc nic powiedzieć. Zamykam się do końca w sobie, nie dopuszczając nikogo do siebie. Słyszę The Legacy - Black Veil Brides - mój dzwonek. Na wyświetlaczu ukazuje mi się ' Mary'. Po chwili zastanowienia, odbieram.
- Halo? Shadow? Gdzie jesteś?- słyszę głos pomieszany z troską i strachem.
- Wracam już - mówię wyprana z emocji, jednak tak by się nie martwiła. Stałam się kłamcą ukrywając przed nią swój stan.
- Nie było cię tak długo... Wszystko okej? - pyta się.
- Tak, wszystko gra. Już jestem niedaleko.
- To dobrze, mam dla ciebie przykrą wiadomość. Okazało się, że twój stary wychowawca miał zawał..- rozłączam się. To dla mnie za dużo.
Opieram się o nieświecącą lampę. Kolejny cios. Los nie szczędzi. On wybiera ofiary, które wykończa. Czas się dla mnie zatrzymuje. Słyszę jedynie bicie mojego przyspieszonego serca. W pewnym momencie robi mi się słabo. Jednak jedynie zamykam oczy. Nie, nie mogę się teraz rozkleić po raz kolejny, a jednak to zrobiłam. Kolejna łza słabości spłynęła po moim policzku. Dopiero gdy przedarła policzek wycieram ją. Czuję się jakbym została wypruta. Śmierć Lucy, wyjazd Enza, zawał. Za wiele tego.
Odpycham się od latarni i z rękoma w kieszeni idę kopiąc wszystkiemu winny kamyk. Gdzieś w tle słychać karetkę, gdzieś jak ludzie się śmieją, widzę jak dorośli znikają z dziećmi by zjeść wspólnie kolację. Szczęście wszędzie. Ponownie słyszę swój telefon, lecz teraz całkowicie go olewam nie patrząc kto dzwonił. Pokerowa twarz, maska obojętności te dwie rzeczy mi towarzyszą przez połowę drogi. Zaczepia mnie starszy zaniedbany mężczyzna pytając czy mam dać jakieś drobne. Wciskam mu w rękę banknot. Postanawiam zrobić dobry uczynek i spełniam postanowienie.
Widząc Kastiela wraz z psem zakładam na głowę kaptur. Nie zauważa mnie. Idę dalej, a do domu został jeszcze 1/4 drogi. Usiadłam na pobliskiej ławeczce i zapaliłam. Fajki? Dlaczego nie, i tak nic do stracenia nie mam. Zaciągam się, a następnie wypuszczam dym z płuc z resztkami myśli.
Chodniki zaczęły się robić coraz bardziej puste. Z każdym pociągnięciem papierosa ubywało, ale gdy się skończył zgniotłam nogą niedopałek wstając.
Weszłam na pasy. Poczułam jedynie jak ktoś mnie odpycha, ale mimo wszystko odleciałam dalej od pasów. Słyszę czyjś krzyk i pisk opon. Po chwili orientuję się, że leżę na ziemi. Nie czując żadnego bólu wstaję na równe nogi. Robi się zbiorowisko, ale mało mnie ono interesuje. Widzę dalej leżącą jakąś postać, którą od razu rozpoznaję. Podbiegam i klękam obok niej. Delikatnie odgarniam mu ciemne kosmyki z czoła, nie zważając na ciecz, która jest wokół nas.
- Nie możesz odejść... Nie teraz, proszę - szepczę, ale on nie otwiera swych oczu. Po moich policzkach płyną łzy. Chwytam jego poranioną rękę, swoją która nie jest w lepszym stanie. Słyszę odgłos karetki z daleka, ale mimo to na niej się nie skupiam. Przez łzy widzę, że uchyla w połowie powieki.
- Shadow, przyjaciele siebie ratują. Don't cry.. - mówi ledwo słyszalnie. Płaczę bardziej, przeklinając los. Ten jednak odciął jedne sznurki oraz postanowił zrobić mi przysługę. Czuję się słabsza, z powodu utraty krwi, a kiedy moje sznurki zostają odcięte padam obok mojego przyjaciela mając wciąż złączone dłonie. Moje życie ucieka a z ostatnim tchem wypowiadam dwa słowa : Dziękuję Wam.
Don't cry - powtarzam to sobie..
OdpowiedzUsuńJest to mój pierwszy komentarz na Twoim jakże cudownym blogu kochanienka, więc trza to jakoś nadrobić (a ja tego nie umiem) XD
Powiem tyle, że jak rzadko ryczę i komentuję tak tutaj był wyjątek ;-;
Szujo jedna. Ja tego nie lubię, a ty mnie wredoto zmuszasz do takich rzeczy! Normalnie foch forever z przytupem i melodyjką...
Ani łezki. I'm a boss B)
OdpowiedzUsuńAle ty szuja jesteś wiesz? ;-; Bo po co poczekać, aż wrócę do domu. Lepiej po drodze do domu zadzwonić i mi powiedzieć. Że straciłam prace..
Jeśli chciałaś mnie odwodnić to Ci nie wyszło ;D
Widzisz?! Mówiłam, że możesz bezproblemowo pisać. To nie ;-; Bo po co, skoro można sie lenić? ;-;
Czekam na kolejne rozdziały i gwarantuje Ci, że speszjali więcej będzie ;*
Czytam i akurat leci BMTH - True friends I taki do sytuacji:
- Enzo ty szujo..
Dlaczego komentarze mi zawsze dziwnie wychodzą? ;-; Lepiej go zakończę.
Dziękuję za uwagę, zostawiam na stoliku karnet na wene, pozdrawiam i żegnam *kłania się znikając za drzwiani*
Hej, siostrzyczko ^^
OdpowiedzUsuńNaprawdę Ci się udało, masz talent :D Po pierwsze gratuluję tylu wyświetleń! Po drugie- pisz, pisz i pisz, bo wychodzi Ci to cudownie :3
Niestety jednak muszę Cię zasmucić- nie płakałam. Nie miałam nawet wilgotnych oczu. Nic. Może to dlatego, że podczas czytania siedziałam w salonie koło taty i podświadomie wiedziałam, żeby przy nim nie płakać, ale wolę uznać, że po prostu jestem wytrwała i nie posiadam uczuć XD
Znasz już moje zdanie ;-)
Pozdrawiam, kochana ;*
~Gabi B)
Ja daję spóźniony komentarz ale zawsze jest XD Przyznam się że od dawana nie czytałam rozdziału u ciebie i bardzo tego żałuję ale szkoła, nauka i te sprawy rozumiesz... ;-; To jest..... Czystym smutkiem i zarazem pięknem. Pięknym smutkiem lub Smutkiem piękna. Jak zwał tak zwał. Nie wiem co powinnam napisać. Ryczałam. Bardzo ryczałam. Gratuluję wyświetleń i życzę dalszych sukcesów. Pozdrawiam i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńNika
Emiś :*
OdpowiedzUsuńpięknie to napisałaś chociaż nie zbyt mnie to ruszyło gdyż ... po prostu nie. :) mówię to ze szczerością jak zwykle :p
mój komentarz to "I wszyscy zginęli szybko i było im krwiście" no ale będę miał i napisze tak:
Gdzie dalszy ciąg? :3
będę miła *
OdpowiedzUsuńprzepraszam :x
och... wzruszyłam się ;-;
OdpowiedzUsuńPięknie napisane
Pozdrawiam i życzę weny :** <3
Matko! Ale się wystraszyłam! Już oczy zaszklone, a tu *benc*. Jakie szczęście :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :3 ♥
Jezuuuuuu, jak możesz mi to robić, parabatai!!!!!!!11111oneone dobre xD
OdpowiedzUsuń