sobota, 31 października 2015

Rozdział 20

      Zwijałam się na kanapie Kastiela ze śmiechu, o mały włos z niej nie spadając. Obok mnie siedział Lys w podobnym stanie.
- Oddawaj to głupi czubku! - krzyknął Kastiel do uciekającego Ricka z jego gitarą. Oto powód naszego rozbawienia. Gonili się tak od jakiegoś czasu.
- Zapomnij! Najpierw oddaj moje pałeczki - krzyknął, jak dzieci- pomyślałam. Po raz kolejny wybuchnęłam śmiechem, gdy Rick wylał na Kasa wodę. Ten wściekły wziął porzeczkowy do którego chciał wpakować pałeczki, ale właściciel go popchnął, wcześniej odstawiając gitarę, i razem polecieli wraz z sokiem, który oblał ich oboje, a następnie się stłukł.
- Gratuluję panowie, zmarnowaliście dobry napój - wstałam teatralnie ocierając łzę z policzka stojąc przed nimi.
- Nie śmiej się - mruknęli w tym samym czasie, a później wymienili porozumiewawcze spojrzenia i wstali z wrednym uśmiechem kierowanym do mnie.
- O co chodzi?- Zapytałam cofając się.
- Nic, czemu się cofasz?- zadał pytanie Rick, razem z gitarzystą do mnie podchodząc.
- Ja...?- Podrapałam się po karku. - Wcale się nie cofam.
- Ah to dobrze - powiedział ten drugi biorąc mnie z dwóch stron pod ręce - Znasz takie przysłowie ' Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku, a dziadek się śmiał i tak samo miał?' - obydwoje mieli wredne uśmieszki, gdzieś mnie niosąc.
- Znam, ale co ma jedno do drugiego?
- Zaraz się przekonasz - wepchnęli mnie do łazienki a później odkręcili prysznic i mnie nim polali.
- Dziękuję wam chłopcy, tego mi było trzeba - powiedziałam z widocznym sarkazmem, cała ociekając wodą.
       Dopiero, gdy jako tako wyschliśmy, mogliśmy zaczynać próbę. Razem z Lysandrem pokazaliśmy piosenki, które razem stworzyliśmy. Pozostali członkowie zespołu spojrzeli na to i poprosili o chwilę zastanowienia, by mogli swoje instrumenty włączyć. Wcześniej zagraliśmy im to, by było im łatwiej.
       Po jakimś czasie próby, postanowiliśmy zrobić krótką przerwę. Gitarzysta wraz perkusistą, poszli nakarmić tego pierwszego, raka płuc zostawiając mnie samą z Lysandrem, który aktualnie pił wodę. Podeszłam do niego po cichu kładąc dłoń na ramieniu na  co podskoczył.
- Możemy porozmawiać? - Zapytałam niepewnie.
- Jasne, usiądźmy - wskazał na sofę i tak zrobiliśmy.
- To co zaszło wczoraj...- Zaczęłam dość niepewnie.
- Nie ma o czym mówić. Nic do ciebie nie czuję - uśmiechnął się do mnie.
- Nawet nie wiesz jak to mnie cieszy - wyszczerzyłam się, a wtedy chłopaki wrócili. Co oznaczało jedno - koniec przerwy.
       I tak oto próba po kilku godzinach dobiegła końca. Rick wyleciał z niej jakby miał w spodniach węgorza a za nim nasz wspaniały wokalista. Ja natomiast siedziałam rozwalona na kanapie z nogami na oparciu popijając wodę.
- Nie za dobrze ci? Może jeszcze masaż chcesz, co? - Uniósł brew właściciel stojąc nade mną.
- Jak ty mnie dobrze znasz - wyszczerzyłam się patrząc na niego swoim słodkim wzrokiem.
- Pomarz sobie dalej dziewczynko, suń dupę - zwalił moje nogi.
- Ej! Jak mogłeś zwalić? - wzruszył ramionami. - Okejka - położyłam skrzyżowane nogi na jego ramieniu. - Teraz jest okej.
- No chyba nie. W głowie ci się coś pomieszało - zawalił je, przez co oblałam się wodą. Wybuchł śmiechem.
- A idź, ty... - Mruknęłam. Po moim fochu i wzajemnym dokuczaniu rozpoczęliśmy jakąś sensowną rozmowę.
       Naszą rozmowę przerwał esemes od Titi, który mnie uzmysłowił, że jest po północy.
- Teraz po nocy cię nie puszczę - stwierdził Kas - Wolny pokój jest.
- Ale...
- I nie sprzeciwiaj się. Jest późno. Nigdzie się włóczyć nie będziesz- wepchnął mi się w słowo.- Głodna? - mój brzuch się za mnie odezwał - No to idziemy jeść - pociągnął mnie do kuchni i otworzył lodówkę, która była z lekka uboga i posiadała promile, ale to nieistotne. - Tosty? Pasuje?
- Yhym... - Usłyszał w odpowiedzi. - No to do roboty - nie obyło się od ubrudzenia połowy kuchni, więc gdy tylko zjedliśmy. zabraliśmy się do sprzątania.
       Tego wieczoru dostałam jeszcze wiadomość od Rozalii. Nie z zapytaniem, a oznajmieniem o jutrzejszych zakupach. Czym zawiniłam. Nie wiem. Po ubraniu koszulki Kasa położyła się pod kołdrę a chwilę później byłam w ramionach Morfeusza.


****

Wena powróciła. Cieszmy się i radujmy! 
Mam do Was malutką prośbę.
Każdy kto czyta niech zaobserwuje blog, po prawej stronie >>
oraz w miarę możliwości, kto czyta, czeka lub kto wie co jeszcze
niech napisze komentarz.
 Dla Was to chwila, a ja wiem, że mam dla kogo pisać.
Za niedługo powinien się pojawić rozdział na moim drugim blogu prowadzonym razem z Wathewą.
Postaram się dodawać posty regularnie.
No to tyle.
Do napisania ;*
     



6 komentarzy:

  1. Rozdzial swietny
    Nic dodac nic ujac
    Czekam na next
    Pozdrawiam i zycze duzo weny ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Yes! Nowy rozdział ^^ jak zwykle swietnny.
    I tak Ps. To nie wiem czy wiesz Ale mam nowego bloga
    my-life-is-my-love.blogspot.com
    :P weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :)
    W wolnej chwili zapraszam do siebie..
    http://w.tt/1NUEogU

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :)
    W wolnej chwili zapraszam do siebie..
    http://w.tt/1NUEogU

    OdpowiedzUsuń
  5. Z przyjemnością informuję Cię, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
    Życzę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszyściutko i czekam na ciąg dalszy :3 Rozdział świetny, więc pozostało mi tylko życzyć Ci weny, czasu i chęci do pisania. Pozdrawiam cieplutko ♥ :)

    OdpowiedzUsuń