"Co
tutaj zjeść na śniadanie a nie spalić kuchni?"- Stałam przy otwartej
lodówce zastanawiając się, co mogę wcisnąć do żołądka, który swoją drogą się
dopominał o jedzenie. Pewnie gdybym była jeszcze bardziej niezdecydowaną osobą
wszystko by się odmroziło, chyba tak to się mówi. Nieważne. Postawiłam na
jajecznicę. Wyjęłam potrzebne produkty i wzięłam się za tworzenie.
Po
zjedzeniu podstawowego posiłku w ciągu dnia, poszłam się ubierać. Raczej nie
pójdę w piżamie, chyba musiałabym zgłupieć do reszty. Wyjęłam z szafy coś, co
mogło się nadać na dzisiejszą pogodę, czyli na okropną ulewę. Niby lubiłam
deszcz, ale dzisiaj mi w żaden sposób nie pomagał, prócz tego, że okropnie
chciało mi się spać. Jak wrócę to od razu rzucę się na łóżko; Przeciągnęłam
się, ubrana przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam tragicznie, ale zawsze
mogło być lepiej. Gdybym chciała to bym mogła się na ten temat długo mówić, ale
lepiej nie, bo jeszcze wpadnę w czarną dziurę moich myśli i nie wrócę. Żeby się
nie zagłębiać, sprawdziłam czy wszystko wyłączyłam. Kuchenka zgaszona, kran
zamknięty, dom bezpieczny. Jeszcze mi brakowało bym zalała mieszkanie czy go
spaliła. Usiadłam przy stole i zaczęłam wystukiwać palcami tylko sobie znany
rytm. Siedząc tak i 'czekając na zbawienie' jak to mówią, doszłam do wniosku,
że to bezsensowne i postanowiłam ruszyć się z miejsca. Najwyżej pójdę sobie
spacerkiem. Kto wie. Może na kogoś wpadnę. Kogoś mam na myśli Enza, choć to w
sumie nie byłby dobry pomysł. Jeszcze ten dureń miał okazję się nade mną poznęcać.
Na co nie miałam dzisiaj ochoty o ile kiedykolwiek chciałam. Na samą myśl o
łaskotkach, bolącym brzuchu przeszły mnie ciarki. Kolejną myślą, jaka mi się
nasunęła to, co by było gdybym go teraz spotkała. Pewnie poszedłby ze mną. Nie
żebym chciała, ale to przez te minę zbitego psa. Dlaczego ja nie mam na niego
haka? A nawet nie chcę myśleć, co by im przyszło do głowy. Bo oczywiście do
niego dołączyłaby się ta ruda małpa. Nawet nie chcę myśleć. Potrząsnęłam głową
w celu odgonienia różnych obrazów tej sceny. Sama nie wiem, co gorsze. Tortury
Enza, czy zakupy z Rozą. Dobra. Stop! Lepiej pomyślę o koncercie. Pasowałoby
pomyśleć nad jakimiś ćwiczeniami na rozgrzanie palców, ponieważ trochę wyszłam
z prawy. Podpytam Kasa. W sumie to nie jest najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę,
że to Kas i jego tok myślenia. Ale patrząc na to z drugiej strony gra na
gitarze. Właśnie... Może zgodzi się nauczyć mnie grać na gitarze, lub
bynajmniej jej dotknąć. Chociaż wątpię, że da mi dotknąć swoją ukochaną gitarę.
Zawsze można mieć nadzieję. Niespodziewanie usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
Pobiegłam do pokoju, gdzie leżała na komodzie.
- Shadow?
- Nie. Moja zaginiona bliźniaczka, która ma
mój głos i telefon.
- Jaka jesteś zabawna. –
Odburknął.
- Od ciebie się uczę. – Zaśmiałam
się.
- Coś ci nie wychodzi.
- Po co dzwonisz?
- Żeby Ci przypomnieć, że dzisiaj
próba.
- Jeszcze nie mam alzheimera. – Sarknęłam, jak
to miałam w zwyczaju.
- Czyli nie muszę wysyłać po
ciebie Lysandra?
- A nie przypadkiem mnie do
niego?
- Oboje się wtedy zgubicie. To
tak jak puszczenie królika na zewnątrz i powiedzenie mu " wróć przed 10-
tą"
- Lysandrowi by się nie spodobało
to porównanie
- Cóż króliki wpadły mu do głowy
jako pierwsze.
- Ale lepiej mu nie mówić o
żadnych zaginionych królikach, bo znowu się zamyśli. – Cicho westchnął
- Sama dotrzesz czy nie?
- Masz jeszcze jakieś głupie
pytania? – Odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie. W tle usłyszałam jakiś głos,
który się witał z Kasem.
- To tyle. Nie zgub się, bo nie mam zamiaru
Cię szukać.
- Najwyżej Demona wypuścisz, żeby
mnie wytropił. Dobra już nic nie mówię! – Zaśmiałam się.
- I chwała. Muszę kończyć. Na
razie księżniczko.
- Zauważyłam. Za tą księżniczkę
to jeszcze zobaczysz rudzielcu. I nie udawaj znowu, że masz dziewczynę.
- Pamiętaj, że wcale przysługi
nie muszę robić. A szafę mam wolną prawie na twój rozmiar. Także uważaj. –
Cicho westchnęłam – Na razie. – Odłożyłam telefon na miejsce. Po dłuższym
namyśle, postanowiłam spakować to co mam do zabrania. Robiłam to wszystko na spokojnie, w końcu
miałam jeszcze cztery godziny do spotkania.
Nigdy nie lubiłam robić czegoś pod presją czy na szybkiego. Oczywiście
wtedy odczuwam dziwne uczucie, takiej niepewności, bo wtedy nie przemyśla się swoich
wyborów, lecz wszystko idzie spontanicznie. Czasami jednak lepiej przemyśleć. A
ja właśnie preferowałam wszystko na spokojnie, nawet, jeżeli chodzi co mam ze
sobą zabrać. Spakowaną torebkę położyłam na schodach, a ja zaczęłam przeglądać
nuty, których miałam dość pokaźny stosik oraz mój zeszyt. Te rzucające się w
oczy wystukiwałam, przypominając sobie jak się je wykonuje. I tak zleciały mi
kolejne godziny.
Gdy dochodziła piętnasta, ubrałam
buty i płaszcz, zarzuciłam torebkę na ramie oraz wyszłam z domu. Miałam ponad
półgodziny na dojście do Kasa. Musiałam trochę wcześniej wyjść, gdybym się
jednak zgubiła. Przecież po pierwszym przejściu trasy nie zapamiętuje się jej
ze szczegółami, także… Czując krople na twarzy, otworzyłam duży parasol. Od razu usłyszałam na powitanie radosne
uderzanie kropel o materiał.
Towarzyszyły mi one całą drogę razem z szumem wiatru, przejeżdżającymi
samochodami. Gdybym nie przypomniała sobie o istotnym szczególe źle by skręciła
i musiałabym wracać, a znając życie ocknęłaby się po 10 minutach. Niestety
czasami bywam okropną gapą. Chyba jak
każdy. Bynajmniej tak mi się wydaje.
Po sprawdzeniu krajobrazu, byłam
pewna, że stoję pod domem Kasa. Zapukałam do drzwi i czekałam aż ktoś się
zjawi. Najpierw usłyszałam ciężkie kroki a później delikatniejsze i dużo
szybsze. W wejściu pojawił się gospodarz domu a po chwili coś przebiegło między
jego nogami i się na mnie rzuciło. O mały włos a straciłabym równowagę.
Czworonóg zaszczekał radośnie.
- Demon, cześć. – Kucnęłam i
podrapałam go za uchem, na co zmrużył z oczy. Objęłam go a ten polizał mnie w
twarz. – Ej, bez takich! – Zaśmiałam się. Podniosłam się i spojrzałam na Kasa.
- Nigdy się tak nie witałaś. –
Powiedział z udawanym smutkiem.
- Widocznie na to nie zasłużyłeś.
– Zostawił to jednak bez komentarza. Przepuścił mnie do środka oraz zamknął za
mną drzwi. Ściągnęłam przemoknięte buty a zaraz koło nich parasol. Przyjaciel
ruszył w głąb domu a ja za nim. W tej części nie byłam, więc przysunęłam się
bliżej niego. Delikatnie uniosły się jego kąciki ust, a może mi się zdawało. Przy
tym świetle nie mogłam nic odróżnić. W końcu dotarliśmy do końca korytarza, a
przed nami stały masywne drzwi. Mocnym pociągnięciem je otworzył.
- Co ty wyprawiasz z moim
maleństwem!? – Nawet dobrze nie weszliśmy a już Kastiel krzyczał a ja nawet nie
wiedziałam dlaczego. Weszliśmy do środka i zobaczyłam blondyna z elektryczną
gitarą w ręce.
- Nie spinaj się. – Chłopak
oderwał wzrok od gitary i z lekkim uśmiechem podniósł głowę, spoglądając na
niego. – Przecież nic z nią nie będzie. – Coś jedynie warknął i zabrał mu ją.
Nie mogąc się już dłużej powstrzymać wybuchnę łam wielkim śmiechem. Obydwaj na
mnie spojrzeli. Z tą różnicą, że Kastiel złowrogim wzrokiem, a blondyn się
dalej uśmiechał.
- No co? – Śmiejąc się teatralnie
wycierałam łzy.
- To jakby jakaś dziewczyna
dobierała się do twojego Enza... – Właściciel gitary uniósł jeden kącik ust do
góry. Co mu odwaliło. Zapewne miałam mądrą minę.
- Szerokiej drogi. Danielle przetrawiłam. I to
nie jest mój Enzo... – Wszystko to
zabrzmiało dość dziwnie.
- A to jest moja ukochana gitara
i nikt. - Spojrzał na chłopaka. – Nie ma prawa jej dotykać
- Ech. Shadow jestem. – Zwróciłam
się do nieznanej mi osoby.
- Rick - Ukłonił się, na co Kas
przewrócił oczami – Miło mi poznać. Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Gdzie Lys? – Zapytałam nigdzie
go nie widząc.
- Pewnie szukał notatnika i zaraz
dojdzie.
- Mhm. - Usiadłam na pobliskiej
kanapie i dopiero teraz przeglądnęłam pokojowi. Był on w kolorze czerni i
czerwonym. A gdzieniegdzie był biały. Przez dwa średniej wielkości okna wpadało
dzienne światło, oświetlając dość pokaźny pokój. Naprzeciwko czarnej sofy był
malutki stolik. Przy ścianie perkusja, wzmacniacz, keyboard i mikrofon a z
siedzenia był doskonały widok na to wszystko. W rogu znajdywało się również
białe pianino jako jedyny kontrast w całym pokoju, gdyż nawet podłoga była w
ciemnym kolorze, ale wszystko miało swój charakter. Podobało mi się. Nie
zdziwiłabym się, gdyby urządzał to on sam. Tfu! Za bardzo było to w jego stylu.
Nagle drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł Lysander.
- Witajcie.
- Cześć. – Przywitałam go.
- Yhym – Kastiel odburknął nie
odrywając wzroku od gitary, z którąś coś robił.
- Macie jakieś kawałki bym mogła je,
chociaż zobaczyć. – Zapytałam pana „zapatrzony w gitarę”, którego nie interesował
w ogóle ten świat.
- Teoretycznie mamy. – Dalej nie oderwał wzroku od gitary.
- Teoretycznie?
- Nie mamy na klawisze.
- Daj. Muszę to ogarnąć i coś
wykombinuję. – Nigdy nie miałam z tym problemów. Odpowiednia tonacja i inne
duperele… Nic trudnego, bynajmniej nie dla kogoś, kto w tym tkwi. Lysander
wygrzebał coś z szafki i podał mi, jak się później okazało, kartki z nutami i
tekstem.
- Dzięki. – Wróciłam na miejsce i
zaczęłam wszystko analizować. Musiałam przyznać, mieli dobre kawałki. Jedno w
tej a drugie w innej. Wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam pisać nutę za nutą i parę
minut miałam gotowe. Uśmiechnęłam się pod nosem. – No to już mamy.
- To możemy w końcu zacząć? – Ten
najbardziej wredny w końcu podniósł głowę i na każdego po kolei spojrzał.
- Na razie wolałabym posłuchać
was a później próbujemy razem. Co wy na to?
- Czyli mamy jakby zwykłą próbę,
a potem ty dochodzisz do nas.
- Dokładnie tak. – Chłopaki
stanęli na swoje miejsca. Rick usiadł za perkusją, Kastiel podłączył swoją
gitarę do wzmacniacza a Lysander wziął do ręki mikrofon. Po odliczeniu przez
Ricka zaczęły płynąć pierwsze dźwięki gitary, później narastająca perkusja aż
dołączył się Lysander. Jego głos... Nigdy bym się tego nie spodziewała. Z
resztą ogólnie zrobili na mnie duże "wow". Nawet nie wiedziałam, że
mają perkusistę. Widać, że musieli dużo ćwiczyć, bo wszystko wyszło po prostu
świetnie. Gdy zabrzmiały ostatnie nuty, czułam rozczarowanie. Chciałam tego
słuchać i słuchać. Zaklaskałam i szeroko się uśmiechnęłam.
- Wymiatacie. – Dałam radę
jedynie tyle powiedzieć, gdyż w uchu nadal czułam rytm i melodię
- A czego ty się spodziewałaś?
- Jak zwykle skromny... – Wyszczerzył
się.
- Skromność jest tylko dobrą
cechą dla beztalenci.
- Postaram się zapamiętać.
- Shadow, mogę zobaczyć jak to
zrobiłaś? Lub bynajmniej zagraj mi. – Powiedział Lysander.
- To jak wolisz. Nigdy z tym
większych problemów nie miałam. Jedynie tonacja akordy i tyle...
- Niby tak, ale to nie jest
prosta sztuka. – Podeszliśmy razem do instrumentu. Postawiłam przed sobą kartkę
a Lys dokładnie obserwował mój ruch. Pierwszy klawisz i dalej samo popłynęło.
Czułam się jakbym była w innym świecie. Pochłonięta muzyką nie zwracałam na nic
uwagi aż do ostatniego dźwięku. Kiedy
skończyłam, zauważyłam, że wszyscy mnie obserwują. Spojrzałam na chłopaków ze
zdziwieniem. Była kompletna cisza, tak jakby każdy bał się odezwać. Nie
odzywałam się, czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony.
- Emmm... No... Super. Nawet
bardzo. – Przerwał ją, jako pierwszy Rick. Lekko się zarumieniłam się i
mruknęłam coś pod nosem. Nie byłam przyzwyczajona do jakichkolwiek pochwał, a
każda wywoływała u mnie czerwone policzki
- Jedna rzecz mi nie pasuje... -
Lysander wziął kartkę i wpatrywał się w nią kilka minut. - Wiem. Tu. – Wskazał
odcinek. - Dałbym coś innego. - Zagrał swoją wersje. - Bardziej się łączy.
- Masz rację. Nie pomyślałam o
tej opcji. – Stwierdziłam. Zawsze ktoś z boku będzie miał inny widok na twoją
pracę niż ty sam i zawsze zauważy coś, co mogłoby się zmienić by udoskonalić.
Nie wiem nawet dlaczego akurat teraz nasunął mi się cytat „ Zawsze będzie ktoś
lepszy i gorszy od ciebie”. Nieważne. Czasami mam tak, że przychodzą do głowy
rzeczy nienawiązujące do odpowiedniej chwili. Zagrałam z korektą Lysandra i
nawet łatwiej mi było ten moment zagrać.
- To teraz może spróbujemy to zagrać wszystko razem?
- Mhm. – Rick zaczął odliczać. Gitara oraz ja i Lys weszliśmy w tym samym czasie. Wtedy dopiero wszystko zaczęło rozbrzmiewać. Oczywiście nie obyło się bez drobnych pomyłek, gdyż to jest całkowicie normalne. Ale za każdym razem było ich mniej. Po przećwiczeniu kilkukrotnie kilku kawałków zakończyliśmy próbę.
- Muszę poćwiczyć, bo wyszłam z prawy. – Zaśmiałam się. Coś czułam, że jak dorwę się do pianina to palce będą mnie nieźle boleć. Po zebraniu swoich rzeczy Rick i Kas postanowili przejść się do klub a ja i Lys poszliśmy w własną stronę.
Z całą pewnością mogę ten wieczór nazwać udanym. Nie wiem który raz to powtórzę, ale chłopaki powalają i mam wielki zaszczyt z nimi grać. Cała próba to był jeden wielki śmiech, jakbyśmy się znali od lat, ale teraz miałam też przekonanie, że nie będzie z nimi nigdy nudy...
Jeju jak mi to wszystko opornie szło, gdyby nie pomoc Oli, której baaardzo dziękuję, <3 by rozdziału nie było przez jakiś nieokreślony czas.
Postanowiłam się wziąć za estetykę tekstu, w końcu akapity nie bolą.
W każdym razie, mam nadzieję, że będzie wam się lepiej pisało.
Mam także pytanie... Czego Wam tu brakuje? Chciałabym, żeby było jak najlepiej, mimo że nic nie jest idealnie.
Wszelakiego rodzaju przyjmuję komentarze, bo najmniejszy mnie cieszy, nawet krytyka.
Zapraszam wszystkich serdecznie do obserwatorów.
Postaram się jak najszybciej dodać następny. Wszystkie skargi do uciekającej między weny, co każdy potwierdzi każdy blogger/bloggerka a bynajmniej ktoś kto pisze książkę czy opowiadania.
Ale się rozpisałam...
Pozdrawiam ;*